[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mrocznej seksualności. Powietrze między nimi iskrzyło, a ciało paliło
ją od samych jego spojrzeń. Nie wykonał żadnego gestu, nie odezwał
się ani słowem, a ona i tak czuła, że nie potrafi mu się oprzeć...
- Nie, nie razem - odezwał się, jakby czytając w jej myślach. -
Pewien jestem, że większość mężczyzn chętnie zagubiłaby się w
twoich wdziękach, nawet ryzykując odrzucenie, ale ja do nich nie
należę. Zawsze mnie ciekawiło, jak oni to znoszą?
- Nie znoszą - odpowiedziała z goryczą. - Rujnuję im życie,
pamiętasz? Ale twoja rzekoma odporność daje mi do myślenia!
Rozpłakała się, jeszcze zanim dotarła do kabiny.
Obserwując, jak odchodzi, Kane miał ochotę wymierzyć sobie
kopniaka. Czuł, że zachował się wyjątkowo wrednie, ale nie miał
45
R S
pojęcia, co go podkusiło, żeby jej tak dokuczyć? A może tylko nie
chciał się do tego przed sobą przyznać. Bo przecież było oczywiste, że
pragnie tej dziewczyny. Chciał jej w swoim łóżku i w swoim życiu,
chciał się sycić jej smakiem, dotykiem i zapachem, chociaż nie
wierzył, by jakikolwiek facet zostając jej kochankiem, mógł wyjść z
tego bez szwanku.
Przypomniał sobie zdjęcie Jasona Markhama i słowa, jakimi
tamten próbował usprawiedliwić swoją przygodę z Shannon.
Zostałem zauroczony.
Jemu też to groziło, dlatego musiał się bronić, wciąż przecząc
swojemu pociągowi do niej. Niezależnie od tego, jak bardzo była
pociągająca, nie mógł pozwolić, by go sobie podporządkowała.
Wciąż była bardzo młoda, zbyt młoda, by nosić w sobie tyle
goryczy. I nie chodziło tylko o porzucenie przez kochanka, czy ataki
prasy. Niechętnie mówiła o sobie, ale szybko się zorientował, że ma
problemy emocjonalne. Ranulph Bouvier najwyrazniej nie był
rozumiejącym ani czułym rodzicem.
W konsekwencji jego córka nie ufała nikomu, a zwłaszcza
mężczyznom, i nie było widoków, by on mógł tu cokolwiek zmienić.
Shannon nie była pewna, co ją obudziło, ale światło sączące się
przez szpary w żaluzjach wskazywało, że nadchodzi świt.
Na odgłos głośnych plusków na zewnątrz wyskoczyła z łóżka i
wyjrzała przez bulaj. Jej sny przepełniały dziwne dzwięki, teraz
jednak uświadomiła sobie, że ich część musiała być realna. Mrużyła
46
R S
oczy, ale i tak nie widziała nic więcej ponad powierzchnię wody,
połyskującą migotliwie w promieniach słońca.
Na pokładzie panowała cisza, Kane najprawdopodobniej spał
jeszcze w swojej kabinie. Shannon owinęła się jednym ze
znalezionych w łazience ręczników i wyszła na pokład.
Pomimo wczesnej godziny było już ciepło. Urokliwa zatoczka,
w której rzucili kotwicę, miała niewielką, kamienistą plażę, a między
krzewami prześwitywała ścieżynka prowadząca w górę skarpy.
Wschód słońca położył na wodzie złocistą poświatę, której blask
wprost bił w oczy. Woda marszczyła się lekko i morze wydawało się
oazą spokoju. Nagle jednak znów usłyszała delikatne pluskanie.
Początkowo sądziła, że dzwięk dochodzi z kabiny, ale w tej samej
chwili coś przebiło powierzchnię wody i w zasięgu wzroku pojawiły
się szare kształty, jeden, drugi i kolejne.
Shannon westchnęła w zachwycie i roześmiała się w głos. Przez
chwilę stała i obserwowała zabawę trzech delfinów, które nurkowały i
wynurzały się ponownie, demonstrując swoją sprawność i siłę.
Po chwili zeszła na pomost obok szalupy. Jeden krok,
pomyślała. Jeden krok i będę tak wolna, jak one...
Kane spał zle. Normalnie budził się wcześniej, dziś jednak
zaspał. Z radia, zamiast muzyki, dobiegał serwis informacyjny.
Wciągnął kąpielówki i koszulę z krótkim rękawem, przeczesał
pacami włosy, wsunął stopy w klapki. Marzył o kawie, więc skierował
się do kambuza.
47
R S
Ożywiony kilkoma łykami, nalał filiżankę dla Shannon i zapukał
do jej kabiny. Nie odpowiedziała, więc otworzył drzwi.
Aóżko było puste, choć nieposłane, pod prysznicem też jej nie
było.
- Shannon?
Odstawił filiżankę, zajrzał do pozostałych kabin z obu stron
trapu i nagle, tknięty szaloną myślą, wybiegł na pokład.
- Shannon?
Z rosnącym niepokojem obserwował niemal niedostępny busz
ponad maleńką, kamienistą plażą. Niemal niedostępny...
Ogarnięty paniką, znów zaczął robić sobie wyrzuty za to, co jej
powiedział poprzedniego wieczoru.
- Shannon!
Jego uwagę przyciągnęło poruszenie na wodzie. Delfiny!
Doliczył się trzech, zaledwie muskały powierzchnię wody stosunkowo
niedaleko prawej burty. Nagle, trochę bliżej jachtu, dostrzegł jasną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •