[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Oby nie przyniosło to takiego efektu jak w Dylewie - przypomniałem.
Po posiłku zapaliłem w pokoju światło lampki, włączyłem telewizor i nastawiłem głos
tak, by ledwie szumiał. W dziurkę od klucza włożyłem klucz i przekręciłem go tak, by nikt
nie mógł zajrzeć do środka. Potem wyszedłem na balkon, uprzednio wyłączając światła
reflektorów, które umieszczone na barierce oświetlały posesję. Wróciłem do pokoju i
założyłem wygodne, ciemne ubranie. Do plecaka spakowałem potrzebne mi rzeczy i
prowiant. Przed wyjściem podjąłem setną chyba próbę dodzwonienia się do szefa. Uznałem
jednak, że jego milczenie jest działaniem zaplanowanym, a zważywszy na okoliczności,
byłem pewny, że moja wyprawa do Spychowa nie była dziełem przypadku. Z czyjegoś
polecenia byłem zostawiony sam sobie. Przymknąłem za sobą drzwi balkonu i zsunąłem się
po piorunochronie. Potem zakradłem się do garażu i sprawdziłem, czy motocykl jest
zatankowany. Na koniec zająłem pozycję na dachu jednego z domków, skąd widziałem teren
parkingu. Przed sobą ułożyłem lornetkę i czekałem. Najpierw na korytarzu hotelowym
widziaÅ‚em ukryty za firankami cieÅ„, który zbliżyÅ‚ siÄ™ do drzwi mojego pokoju. Ów ktoÅ›
spędził tam kilkanaście sekund. Potem w oknach holu na piętrze widziałem sylwetkę Pluvii
idącej do schodów. Jakoż po chwili z torbą na ramieniu wyszła do swojego forda. Na moment
zatrzymała się przy Rosynancie i nachyliła się do jego kół.
 Pasuje mentalnie do Batury, skoro kombinuje przy oponach samochodów
konkurentów - pomyślałem.  Może gdyby i mnie porwano ojca, chwytałbym się wszystkich
możliwych sposobów .
Gdy tylko auto Pluvii wyjechało z parkingu, ruszyłem do garażu po motocykl.
Założyłem kask, zapaliłem motor i wyjechałem. Przed bramą nagle z krzaków wyskoczyli
Kasia i Marian. Gwałtownie zahamowałem.
- %7łycie wam niemiłe?! - krzyknąłem.
- Widzieliśmy, jak wyjeżdżała, a teraz pan... - Marian zaczął się tłumaczyć.
- O tej porze powinniście być w łóżkach!
- Niech pan się tak nie drze, tylko zobaczy, co zrobiła z pana samochodem - pokazała
mi Kasia.
Z daleka widziałem, że Pluvia ograniczyła się do spuszczenia powietrza z dwóch
opon.
- Nigdzie pan bez nas nie pojedzie - oznajmiła Kasia. - Cały rok żyje się tylko dla tych
dwóch miesięcy, gdy są tu turyści i coś się dzieje. Teraz pan przyjechał i wybuchła taka afera.
Załatwił pan, że nie będzie wysypiska...
Postanowiłem zostawić motor i przesiąść się do Rosynanta. Dzięki możliwości
pompowania kół migiem miałem całe opony, a opcję z motorem przygotowałem na wypadek
pocięcia ogumienia.
- Nie! - powiedziałem twardo, gdy młodzi chcieli wsiąść na tylne siedzenia.
Ich usta momentalnie przyjęły wygląd dwóch podkówek.
- Będę ich pilnował - nagle odezwał się Piotr. - Wsiadamy, bo szkoda czasu.
- Nie, Pluvia, którą znaliście, teraz jest Noirem. Nie wiecie, do czego jest zdolna.
- Beze mnie nie dasz rady - szepnÄ…Å‚ Piotr.
W jego spojrzeniu i postawie było coś takiego, że uwierzyłem mu. Od samego
początku tej przygody zachowanie Piotra było dziwne, zwłaszcza że miał tę dyskietkę z
informacjami dotyczÄ…cymi Noira.
- Do wozu! - krzyknÄ…Å‚em.
Ruszyłem z piskiem opon i pomknąłem drogą na Szczytno. Nie lubię jazdy w nocy po
polskich szosach, krętych, obrośniętych drzewami, z których wiele nosiło znamiona
wielokrotnych wypadków. Skoncentrowany na prowadzeniu auta nie miałem ochoty na
dyskusję z pasażerami. Kątem oka widziałem tylko, że mieli solidnie wystraszone miny. W
Szczytnie zwolniłem, bo wiedziałem, że tam jest Wyższa Szkoła Policji i jej studenci mają
praktyki na okolicznych drogach. Za Gromem, po pokonaniu kilku ostrych zakrętów, mogłem
ponownie przycisnąć pedał gazu. Wjeżdżając do Pasymia znowu zwolniłem i jechałem w
tempie spacerowym. Zatrzymałem się przy sklepach, skąd widziałem kościół ewangelicki.
Przystawiłem do oczu lornetkę z noktowizorem i przyglądałem się wejściu do podziemi
kościoła.
Nagle ktoś zapukał do okna. Wszyscy podskoczyli zaskoczeni. Opuściłem szybę.
- Podkomisarz Biedronka - przedstawił się policjant salutując. - Nieznany osobnik, tak
jak pan zapowiadał, ubrany na czarno wszedł do podziemi... - policjant zerknął na zegarek -
pięćdziesiąt trzy sekundy temu.
- Dobrze, odczekajcie osiemdziesiÄ…t dwie sekundy i wkraczajcie do akcji -
odpowiedziałem.
- Tak jest, osiemdziesiąt dwie sekundy - odpowiedział poważnie. Widocznie traktował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •