[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziewczyna.
Grzmot, całkiem już głośny, zagłuszył jej ostatnie słowa. Iza uśmiechnęła się i chciała sięgnąć po
strzykawkę, by podać Kulce zastrzyk czy dwa, gdy... ręka zastygła jej w połowie drogi.
Upiorne wycie rozległo się jednocześnie z deszczem, który wściekle zabębnił o dach.
 Co to było?  wyszeptała Julia.
Kamila zaś krzyknęła tylko:
 Rany boskie, Gosia!!!  i wybiegła wprost w narastającą nawałnicę.
Przez strugi deszczu niewiele widziała. Nie miała też pojęcia, skąd dobiega lament Małgosi.
Pierwsze, co przyszło Kamili do głowy, to furtka, łącząca oba ogrody, ale w zamku tkwił klucz, wbity
od tamtej strony i przekręcony tak, by nie dało się go wypchnąć. Była to robota Wielickiego  Kamila
nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości.
Obiegła więc ogród, wypadła na ulicę, zalewaną coraz silniejszymi potokami deszczu, i ruszyła ku
bramie sąsiadki, ale ta była również zamknięta. Z drugiej strony dochodził skowyt Gosi i wściekły
głos Wielickiego.
Kamila rąbnęła pięściami w odrzwia.
 Co jej robisz?! Wpuść mnie, bydlaku!!!
Brama była zamknięta.
Wycie ucichło nagle.
To jednak, zamiast Kamilę uspokoić, przeraziło jeszcze bardziej. Rozejrzała się w rozpaczy
dookoła. Uliczka była pusta. Brama i mur wysokie. Musi wrócić do domu po drabinę, a przez ten czas
kto wie, jaką krzywdę tamten zrobi Małgosi...
Nagle z Sasanki wypadły Iza z Julią, próbując utrzymać wyrywany przez podmuchy wichru
parasol.
 Co ty wyprawiasz, wracaj do domu!  krzyknęła lekarka, chwytając Kamilę za ramię, ale
dziewczyna wyrwała się.
 Tamten bydlak morduje Małgosię! Muszę zobaczyć, co się dzieje po drugiej stronie! 
krzyknęła, znów uderzając w zamkniętą na głucho bramę.
 Jaki znów bydlak?! Jak rany...  Iza, nie namyślając się długo, bo burza była coraz bliżej i nie
dawała czasu na wahania, podbiegła do Kamili, chwyciła ją pod kolano i uniosła w górę. Dziewczyna
podciągnęła się i... z krzykiem zeskoczyła na ziemię. W tym momencie skrzydło bramy odskoczyło
i na ulicę wypadł purpurowy z wściekłości Mateusz Wielicki.
 Co ty wyrabiasz, durna babo?! Dasz nam spokój, wścibska pokrako?!  rozdarł się, ruszając ku
Kamili.
Ta odruchowo cofnęła się dwa kroki, wpadając na Izę.
 Nie dam, dopóki nie zobaczę Gosi  odparła dziewczyna, czując za sobą wsparcie dwóch
przyjaciółek.
 Małgorzata jedzie do lekarza, a wy spadajcie z podjazdu, bo dzwonię po policję!
Iza pociągnęła Kamilę ku sobie, zabierając ją z drogi rozjuszonego mężczyzny, ale dziewczyna
wyrwała się.
 Dzwoń! Chętnie poczekam na jej przyjazd!
 Kamila, na miłość boską, nie czekaj na policję, bo cię przyskrzynią, tylko wracaj do domu 
zaczęła perswadować lekarka.
 Ty nic nie rozumiesz!  krzyknęła dziewczyna. Po policzkach spływały jej łzy zmieszane
z deszczem.  On jej coś zrobił! Niech przyjeżdża policja! Jeśli nie ten bydlak, to ja ją wezwę. Macie
telefon?
Julia z Izą pokręciły głowami. Wybiegły przecież po Kamilę z parasolem, nie z telefonem! W tym
momencie Wielicki wskoczył do samochodu i nie zważając na drugie skrzydło bramy, które pozostało
zamknięte, włączył silnik i ruszył z impetem. Brama poszła w drzazgi.
One ledwo zdążyły uskoczyć przed samochodem.
Kamila krzyknęła.
Iza nie namyślała się ani sekundy, po prostu wskoczyła do swojego auta, krzyknęła do Kamili
i Julii:  Wsiadajcie!  i chwilę pózniej gnały za czarnym volvo.
Przez potoki deszczu, zalewające ulicę, nie mógł jechać tak szybko, jakby chciał, Iza również nie,
ale mimo to dogoniła go i trzymała się w bezpiecznej odległości.
 Dokąd on jedzie? Jest z nim Małgosia? Co to w ogóle za gość?  zasypywała pytaniami
przerażoną dziewczynę.
Kamila nie wiedziała, co jej odpowiedzieć. Czy Gosia jest z tym draniem, czy właśnie umiera ze
strachu w swoim domu? Co one najlepszego robią? Gonią faceta po Milanówku, bo...? Nagle
zobaczyła rękę  rękę Małgosi  unoszącą się znad tylnego siedzenia i uderzającą raz, jeden jedyny
raz, w tylną szybę i... już nie miała wątpliwości.
 Nie wiem, gdzie ten bydlak ją wiezie, ale wiem, że ona tego nie chce  odparła.
To Izie Zadrożnej wystarczyło. Już bez zbędnych pytań przyspieszyła, skupiając się na
prowadzeniu. Tamten przyspieszył również. Nagle samochodem zarzuciło. W strugach deszczu
zahamował tak nagle, że Iza mało na niego nie wpadła.
Zaklęła.
Drzwi volvo uchyliły się.
Ze środka wypełzła...
 Gosia!  krzyknęła Kamila i wyskoczyła na zewnątrz.
Nim dopadła przyjaciółki, volvo ruszyło.
Kamila pochwyciła wpół Małgosię i próbowała postawić ją na nogi. Z drugiej strony pomogła jej
Julia, Iza podjechała autem i po chwili wszystkie cztery znalazły się w środku.
 Jest ranna? Wieziemy ją do szpitala?  Lekarka obejrzała się przez ramię, ruszając z miejsca.
 Ja nie wiem. Gosiu, jesteś ranna?  Dziewczyna pogładziła Małgosię po policzku, ale z ust
kobiety wydobył się tylko żałosny skowyt.  Wracajmy do mnie, zamkniemy się z nią w łazience
i dopiero zdecydujemy.
 W łazience?!  Iza uniosła brwi.
Julia, która znała historię Małgosi, kiwnęła potakująco głową. Była równie przerażona jak lekarka
i prawdę mówiąc, marzyła o jednym: znalezć się jak najdalej stąd... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •