[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ruszamy  zdecydowałam. Pocałowałam go w policzek i j e -dnocześnie (słowo honoru)
ruszyłam. Sprzyjała mi puściuteńka droga. Na pewno nie dałabym rady na Marszałkowskiej,
bo  refleks" być może miałam, ale nie wtedy, kiedy mi był rzeczywiście potrzebny. Byłam
dziwnie podekscytowana, to uczucie przedzierało się przez fizyczne zmęczenie. Reflektory
wymacywały pryzmy kamieni, przydrożne słupki i ciemne paski rowów. Noc i drzewa
uciekające do tyłu. To była jedenasta godzina jazdy, w głowie miałam idealną próżnię.
 Daj pociągnąć fajkę, pyknę sobie  poprosiłam.
Zaciągnęłam się głęboko i zmusiłam mięśnie twarzy do kamiennego wyrazu. Na podobnej
zasadzie mogłabym wypić szklankę ginu, gdybym się chciała zaciągnąć na statek, żeby
marynarze potraktowali mnie jako  swojego chłopa".
 Zwietnie  nie mogłam plunąć, więc przełknęłam coś okropnego.  Będę palić fajkę.
Tylko, żeby tak nie kapało. Co tam kapie? To psuje smak.
 yle ci podałem. Musi być bardziej do dołu, poza tym fajką się nie zaciąga. Będzie z ciebie
kierowca. To cudownie, że się wyrwaliśmy z Warszawy. Jesteś tam taka rozgęgana. A tyle
mamy sobie do powiedzenia. Chciałbym cię z tego wyrwać, z tych wszystkich historii.
__To są piękne historie, musisz to zrozumieć. p?
 Nawet ten Banasiak?
 Nawet. Gdybym to wszystko dla ciebie rzuciła, przestała się tym interesować, znaczyłoby
to, że nie akceptuję współczesności, miałbyś tylko egzaltowaną... no, gęś. Nie mógłbyś mnie
kochać. Wierz mi. %7łalę się czasami, ale to jest ujście dla migawkowych złości, wtedy kiedy
tak pyskuję, że to koszmar, to nie jest takie poważne.
 Nie bardzo cię rozumiem, po raz pierwszy.
 Czasami chce się wszystko powiedzieć. Kiedyś tak wypaliłam różne rzeczy pewnej pani,
z którą się nie cierpimy. Gdybym w chwili złości miała pod ręką Palmiro Togliattiego,
mówiłabym to Palmiro. Z tobą naturalnie szczególna sprawa. Naprawdę będzie ze mnie
kierowca?
 Całkiem dobrze prowadzisz.
Zdążyłam jeszcze pomyśleć, że jeśli usłyszę huk, będzie to znaczyć, że rozsadziła mnie duma,
i zobaczyłam najpierw tuman kurzu i rów tuż tuż... a potem gwiazdy, wszystkie oczywiście i
chyba jeszcze księżyc, okrągły i żółty jak dojrzała dynia, zawieszona obok naszego pojazdu.
Dekawka wykonała jakieś taneczne wariacje i zabolało mnie kolano.
Dzwignia zmiany biegów, a nie mówiłam. Remi mało subtelnym ruchem rzucił mnie w kąt
jak torbę podróżną i trochę za mocno ści- ' snął mi ramię. Kiedy otworzyłam udręczone oczy,
zajmowałam . miejsce  z prawej strony kierowcy".
 Co ci nagle przyszło do głowy  chciał wiedzieć.
 Zając  wybełkotałam.  Przecież widziałeś.
 No to co? Trzeba było gwałtownie wjeżdżać do rowu?
 Za mocne określenie na taką bagatelkę. Należę do Ligi Ochrony Przyrody. Kiedy
powiedziałeś, że będzie ze mnie kierowca, to wyrwałam do przodu. Zając był taki
wystraszony. W ogóle to jest piekło, Dante miał na myśli ten samochód. Na dziś rezygnuję.
Nacisnął, co tam trzeba, i jakiś czas jechaliśmy w milczeniu. Kilometry nawijały się na koła
jak nici na szpulkę. Już ze sto, a nie jeszcze dwanaście.
 Uderzyłaś się w kolano? Trzeba się było odchylić do tyłu, a nie przyciskać kurczowo do
kierownicy. Musiałem cię tak szarpnąć.
 Są momenty, kiedy kobieta nie wie, w którym kierunku się odchylić, i wtedy właśnie
przyciska się kurczowo. To jest brak rozeznania i panowania nad sobą. Ale żeby aż szarpać.
 Nie chcę myśleć, co by się działo, gdybyśmy wjechali do rowu.
Rzeczywiście, co mogłoby się dziać w rowie. Nie zaprzątałam sobie tym dłużej głowy, bo
myślałam nad radykalnym zniszczeniem wszelakiej motoryzacji. Taka byłam zmęczona!
Marzyłam o wannie, kranie z napisem  zimna", z którego leci ciepła...
 Zpisz?
 No wiesz! Gdzie my właściwie jedziemy? Czy musieliśmy złożyć wizytę tej ciotce?
Byliśmy tam godzinę, a prowizorycznie licząc nałożyliśmy ze dwieście kilometrów.
 W każdym razie nie jadę na delegację. Skłamałem ci. Ale powiedziałaś, że nawet na
koniec świata?
 Tak. Do tej linii, gdzie niebo łączy się z ziemią. Od dziecka chciałam tam dojść. Zawsze
mi się przesuwała, była jednakowo daleka... chcę tam dojść. Tymczasem zatrzymaj, muszę
zbadać okolicę.
Wyczołgałam się z wozu. Minęłam rów, na każdej nodze miałam po parę milionów mrówek.
Wracając zrobiłam kilka przysiadów, mrówki zniknęły. W wątłym światełku samochodu
usiłowałam obejrzeć twarz w zamglonym lusterku puderniczki. Tusz mi się rozmazał, w
ogóle moja uroda była solidnie zamaskowana. Jak  sportowa", to  sportowa"  wyjęłam
chustkę i roztarłam tusz do reszty.
 Jak ty oceniasz ten swój samochód? Kustosz Muzeum Techniki nie czynił ci żadnych
propozcji?
 Gdybyś wiedziała, z czegośmy go wyremontowali! Przesiądz się do tyłu. Wygodniej.
 Mniej atrakcyjnie. I nie chcę cię pozbawiać widoku mojej po-rannie świeżej twarzyczki.
 Emocji dostarcza mi kranik  powiedział ruszając.  Guma w nim kruszeje. Pod
wpływem benzyny. Zatka się czy nie zatka? To znaczy: czy dojedziemy?
Jechaliśmy jakoś, mijaliśmy wybiegające na szosę psy i uśpione wsie bez świateł.  Jedziemy
do tego miejsca, gdzie ziemia łączy się z niebem..." Starałam się mówić, żeby Remi nie
zasnął. Czytałam, że tak się w nocy postępuje z kierowcami.
 Dlaczego kruszeje ten kranik?
 Zmiłuj się... guma, guma kruszeje i jej kawałki zatykają przewód paliwa. Cudowna
jesteś, że chcesz o tym mówić, choć cię to zupełnie nie interesuje.
 Lubię samochody  może w tym i była molekuła prawdy. Uznałam, że trzeba go
 olśnić", najwyższy czas. Dość się nakom-promitowalam tym zającem.
 Wez gaz do dechy, rozpędz samochód i noga z pedału gazu. Na wolnych obrotach silnik
zużywa o wiele mniej paliwa. Przez ten czas trochę benzyny zbierze się w komorze
pływakowej gaznika. Znowu gaz, i w ten sposób, mimo agonii silnika, jakoś dojedziemy.
Nie chciałam natychmiast kontrolować, jaki wyłom zrobiłam w fortyfikacji (jeśli jeszcze
jakaś była). Patrzyłam w przestrzeń, ale kiedy skierowałam na niego oczy, zorientowałam się,
że strzeliłam z radzieckiej katiuszy. Komora pływakowa gaznika...
 Chyba będzie deszcz  zakończyłam obojętnie.  Samochody wprawdzie interesują
mnie od strony karoserii...
 Nie ma karoserii.
 Nie ma?  przeraziłam się.  A co jest?
 Nadwozie..
 Okropnie brzmi. Ustąp mi, proszę cię, niech będzie karoseria. Od razu wiadomo, o co
chodzi.  Szałowe nadwozie", brr!
Jaka męcząca jest podróż, kiedy zasnąć nie można, a cel staje się błędnym ognikiem. %7łal mi
go było, ale już nie proponowałam, że go  zamienię". Lepsze było moje współczucie niż żal
jego ojca i przyjaciół. Mnie by też parę osób żałowało, zabawne.
 Wiesz, w zeszłym roku, w lecie, podobałam się jednemu facetowi, który miał samochód. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •