[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słaby i jest ci może zimno, ale nie martw się, tak musi być i wszystko to jest normalne. To minie i
wtedy będziesz mógł chodzić nawet na dalekie piesze wędrówki, a zimą jezdzić na nartach.
Będziesz zdrowy, zupełnie zdrowy, tak jak dawniej.
- Jesteś... jesteś tego pewna?
- Tak. Wszystko sprawdziliśmy, każdy twój mięsień, kości. Wszystkie złamania się zrosły.
Twój mózg działa normalnie. %7ładnych większych uszkodzeń nie ma. Jeśli zechcesz, zapomnisz o
swoim wypadku na zawsze.
- Zapomnę?
- Jeśli zechcesz.
Milczał chwilę i tylko ściany świeciły teraz jaśniej, a może mu się tak wydawało.
- Jak długo tu jestem? - zapytał w końcu.
- Długo. Teraz jest wiosna. Za kilka dni zobaczysz pierwsze zielone liście.
- I wyjdę stąd... sam?
- Tak. Przed tobą jeszcze wiele, wiele lat. Jesteś młody, Stef.
- Wiesz, jak mam na imię?
- Oczywiście. Opiekuję się tobą.
- Tak, rozumiem. Operowałaś mnie?
- Operował cię Telp, on jest twoim prowadzącym. Przyjdzie do ciebie potem.
- A ty?
- Jestem przecież z tobą.
- Rozmawiasz ze mną tylko.
- Zobaczysz mnie pózniej. Teraz jesteś izolowany. Jesteś jeszcze bardzo słaby. Czujesz to
przecież...
- Wracam, zdaje się, z dalekiej drogi.
- Nie rozumiem.
- Ten wypadek. Był chyba poważny. To aż dziwne, że żyję.
- Myślałeś wtedy...
- Nic nie myślałem. Właściwie bałem się, żeby się nie spalić, nic więcej.
- Miałeś szczęście, Stef. Tuż za tobą jechała ciężarówka. Wyciągnęli cię i w kilkanaście
minut byłeś w szpitalu.
- Pamiętam, wyprzedzałem ją nawet tuż przed tym zakrętem. Wyobrażam sobie, ile Kar
miała z tym kłopotów. Kiedy będzie mnie mogła odwiedzić?
- Kar?
- Tak. Kar, moja żona.
- Teraz jesteś jeszcze bardzo słaby. Zobaczymy, jak skończy się izolacja.
- To długo trwa?
- Nie myśl o tym. Teraz zaśniesz. I tak długo już rozmawiamy. Zbudzisz się silniejszy. Nie
będziesz już czuł zimna.
- Ale ja nie chcę jeszcze spać - powiedział to i równocześnie poczuł senność. Nie dosłyszał
nawet odpowiedzi. Zasnął.
- Zbudziłeś się. Zwietnie. - Pochylał się nad nim niski mężczyzna. Widział jego oczy,
wielkie, ciemne, o tym dziwnym wyrazie, jaki mają tylko oczy krótkowidza. - Jestem Telp, twój
prowadzący. Jak się czujesz, Korn?
- Chyba dobrze. - Podciągnął nogi i usiadł. Hełm gdzieś znikł. W pokoju było jasno i przez
chwilę myślał, że to świeci słońce. Ale za oknem był deszcz i tylko ściany świeciły silnym żółtym
blaskiem.
- To się cieszę - powiedział Telp. - Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się cieszę. Spróbuj
wstać - podał mu rękę.
 Mogę się poruszać, naprawdę mogę się poruszać - pomyślał Korn. Bosymi stopami
dotknął dywanu, którym wyłożony był pokój, i wstał.
- Wcale nie czuję się słaby - powiedział.
- W porządku. Tak właśnie być powinno. Możesz nawet początkowo odczuwać pewien
nadmiar mocy twoich mięśni, zanim się do tego nie przyzwyczaisz.
- Nie rozumiem.
- Mechanizm jest nieistotny i dość skomplikowany. Ale tak właśnie jest. Pamiętaj, że jesteś
silny, zapewne silniejszy niż byłeś poprzednio.
- Taka kuracja wzmacniająca?
- Coś w tym rodzaju. - Telp uśmiechnął się i wtedy Korn spostrzegł, że Telp jest młody, w
jego wieku, może młodszy nawet.
Zrobił kilka kroków. Chodzenie nie sprawiało mu trudności.
- Spróbuj zamknąć oczy i przejść kilka kroków - powiedział Telp.
Zrobił to i widział, że Telp jest zadowolony. Wtedy zdecydował się zapytać.
- A twarz... moja twarz jest w porządku?
- Oczywiście. Chciałbyś zobaczyć?
- Tak.
- Lustro - powiedział Telp, mimo że w pokoju nikogo nie było.
- Przyniosą?
Telp uśmiechnął się i wskazał na boczną ścianę. Jej część odbijała wnętrze pokoju, i gdy się
zbliżył, zobaczył siebie. To była jego twarz, może trochę inna, ale na pewno jego. W pierwszej
chwili nie wiedział, na czym polega różnica, a potem zrozumiał. Jego twarz nie miała zmarszczek.
- Zrobiliście zabieg plastyczny? - powiedział.
- Trzeba było trochę cię poprawić - Telp uśmiechnął się znowu. - Ale jesteś chyba
zadowolony.
- Tak.
Patrzył teraz na swoją twarz, krótko, prawie przy skórze przycięte włosy i na dziwny
opalizujący materiał, który go szczelnie opinał. Guzików nie spostrzegł. Spojrzał na Telpa. Telp
ubrany był w strój z tego samego materiału.
- Jak to się zdejmuje? - zapytał.
Telp podszedł do niego i lekko szarpnął materiał na szyi. Materiał rozszedł się wzdłuż
niewidocznego szwu. Korn widział teraz swoją pierś i cienkie zbielałe blizny długich cięć.
- Krajaliście mnie?
- Tak, ale zrosło się świetnie, jak widzisz.
- Zupełnie nie czuję tych blizn - powiedział Korn. - W ogóle wydaje się, że to wszystko,
coście zrobili ze mną, to dobra robota.
- Nie może być inaczej. Jesteś moim doktoratem, Korn.
Korn spojrzał na Telpa, ale twarz tamtego była poważna.
- Doktoratem? To było aż tak poważne?
- Więcej. To była rzecz zupełnie nowa. Unikalny zabieg.
- Naprawdę?
- Przekonasz się jeszcze o tym. W każdym razie twój organizm jest bez zarzutu.
Rozumiesz? Stuprocentowo sprawny, może nawet nieco więcej niż stuprocentowo. Wszystko przed
tobą. Możesz zostać nawet kosmonautą.
- Ta dziewczyna mówiła mi co prawda tylko o nartach...
- Dziewczyna?
- Ta, z którą rozmawiałem tuż po przebudzeniu.
- Ach, Koma.
- Tak się nazywa?
- Właśnie. Opiekowała się tobą. Ja jestem tylko lekarzem, operacja, zabiegi wstępne. Potem
oczywiście też się tobą zajmowałem, ale jako lekarz, rozumiesz?
- Tak. Pewnie masz wielu pacjentów. Kar ma ich zawsze za dużo.
- Kto?
- Kar, moja żona. Musiałeś się przecież z nią kontaktować.
- Tak, oczywiście.
- Ona mnie tu umieściła, moja żona. To jakaś bardzo nowoczesna klinika.
Telp chwilę nie odpowiadał, patrzył w okno, na gałęzie drzewa poruszane wiatrem.
- Jedno jest pewne, Korn - powiedział w końcu. - To, że żyjesz, jej masz do zawdzięczenia.
- No i tobie...
- Moja rola - Telp zawahał się - jest w pewnym sensie wtórna.
- Nie rozumiem.
- Porozmawiamy jeszcze o tym. Teraz coś zjesz. Pierwszy prawdziwy posiłek po długim
sztucznym odżywianiu. Cieszysz się?
- Jasne.
- Zaraz tu będzie. Wyda ci się może trochę dziwny, ale jeszcze jesteś na diecie. A ja pójdę
do innych moich podopiecznych.
Korn chciał go jeszcze zapytać, kiedy skończy się izolacja, ale wtedy właśnie drzwi się
otworzyły, wjechał stolik i zapachniało bulionem. Telp przysunął mu krzesło.
- Siadaj i jedz. Może chcesz posłuchać muzyki. Już starożytni doceniali wpływ muzyki na
proces trawienia.
- Jest tu gdzieś radio? - Korn rozejrzał się, ale radia nie zobaczył.
- Tylko głośnik. Co chcesz posłuchać?
- Wszystko jedno. - Korn usiadł i rozłożył serwetkę na kolanach. Usłyszał cichy trzask i
pierwsze dzwięki melodii.
- Włączyłeś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •