[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dań był nieprzytomny. Przy nim siedziała pielęgniarka. Obserwowała jego puls, oddech i ciśnienie krwi. Jarvis
podszedł i uniósł mu powieki, sprawdzając, czy jest jakaś reakcja. Twarz Dana była biała, wyglądał jak cień.
Jego oddech ciągle był taki jak oddychanie domu Seymoura Wallisa.
Gdy doktor Jarvis sprawdzał temperaturę ciała Dana, powiedziałem:  Przypuśćmy...
 Przypuśćmy co?  zapytał.
Podszedłem bliżej do łóżka Dana. Ten chłopak ze środkowej Ameryki był nieruchomy i tak blady, że wyglądał
jak martwy, pominąwszy to głuche, regularne oddychanie.
 Przypuśćmy, że Bryan usiłował się dostać tutaj, żeby zobaczyć się z Danem.
 Ale dlaczego?
 Ponieważ każdy z nich wydaje jeden z dzwięków, które rozlegały się w domu Seymoura Wallisa. Może mają
coś wspólnego i chcą się spotkać. To wszystko, o czym mówiła Jane, wie pan, o tym wracaniu drogą wielu
kawałków, może oznaczać swoistą reinkarnację.
 Nie rozumiem.
 To proste. Jeżeli ta siła, ta  obecność", to coś, co nawiedziło dom Seymoura Wallisa, no więc, jeśli to coś
było w częściach, wie pan, oddychanie tu, puls gdzie indziej, to może będzie starało się znowu połączyć.
 John, pan bredzi.,
 Widział pan na własne oczy, jak Bryan chodzi z gołą czaszką, i uważa pan, że bredzę?
Doktor Jarvis zanotował na wykresie temperaturę Dana i wyprostował się.  Nie ma sensu wyszukiwać
naciąganych odpowiedzi. Musi być jakieś proste wyjaśnienie tych zdarzeń.
 Na przykład? Jeden człowiek dostaje szmergla, drugi traci całą skórę głowy, a my mamy szukać prostego
wyjaśnienia? Posłuchaj, James, tu dzieje się coś planowego i zamierzonego. Ktoś chce, aby to się działo, a
wydarzenia wydają się już wcześniej obmyślone.
 Nie ma na to żadnego dowodu  powiedział  i wolałbym, abyś mnie nazywał Jim.
Westchnąłem.  Dobrze, jeżeli wolisz rozumować spokojnie, logicznie i medycznie. Chyba nie mam ci tego za
złe. Ale w tej chwili chciałbym porozmawiać z Jane i z Seymourem Wallisem. Jane ma pewną koncepcję, którą
warto poznać, a założę się o dwa batoniki czekoladowe, jeżeli postawisz sześć butelek szkockiej Chivas Regał,
że Seymour Wallis wie więcej, niż nam powiedział.
 Nie pijam Chivas Regał.
 Nie szkodzi. Ja nie jadam baloników.
Pojechałem taksówką do księgarni The Head tuż po dwunastej. Gdy odjeżdżałem ze szpitala, nie mogłem nie
odwrócić się i nie popatrzeć na ptaki. Z pewnej odległości wyglądały jak szare łuskowate naroślą, jakby sam
budynek cierpiał na chorobę skóry. Zapytałem taksówkarza, czy wie, jaki to gatunek, ale on nie wiedział nawet,
co znaczy słowo  gatunek".
Ze zdziwieniem usłyszałem, że Jane nie ma w tym wymalowanym na fioletowo lokalu przy Brannan. Jej młody,
brodaty pomocnik stwierdził:  Nie
wiem. Po prostu zabrała się i poszła pół godziny temu. Nawet nie powiedziała ciao.
 Nie wie pan, gdzie mogła pójść? Byliśmy umówieni na lunch.
 Nie, nic nie mówiła. Ale poszła w tamtym kierunku.  Wskazał na Embarcadero.
Wyszedłem na ulicę rozjaśnioną wiązkami światła słonecznego, a południowy tłum przepychał się koło mnie.
Rozejrzałem się, ale nigdzie nie.spostrzegłem Jane. Nawet gdybym poszedł do Embarcadero, prawdopodobnie
rozminąłbym się z nią. Wróciłem do księgarni i powiedziałem młodemu człowiekowi, żeby Jane zadzwoniła do
mnie do domu. Wyszedłem, zatrzymałem następną taksówkę i kazałem się zawiezć na Pilarcitos.
Byłem zdenerwowany, ale i zmartwiony. Rozwój wypadków w ostatnich dwóch dniach, gdy Dań Machin i
Bryan Corder trafili do szpitala, spowodował, że nie chciałem z nikim tracić kontaktu. Gdzieś w zakątku umysłu
snuła się myśl, że to wszystko jest częścią jakiegoś zorganizowanego planu, zgodnie z którym Danowi było
przeznaczone pójść na Pilarcitos tysiąc pięćset pięćdziesiąt jeden, a Bryan został specjalnie wmanewrowany w
oględziny tej willi. Zastanawiałem się także, czy i mnie ma się przytrafić coś równie koszmarnego...
Taksówka zatrzymała się na Pilarcitos Street. Zapłaciłem kierowcy. W świetle słonecznym dom wydał się
obdarty i tak szary, jak owe ptaszyska na dachu szpitala. Otworzyłem żelazną bramę i wszedłem na schody.
Kołatka szczerzyła do mnie swe wilcze zęby, ale dziś, w pełnym świetle południa, nie sprawiła mi żadnej
niespodzianki. Był to zwykły ciężki brązowy odlew  i to wszystko.
Zastukałem głośno trzy razy. Odczekałem chwile na werandzie, gwiżdżąc Moon River. Nie cierpiałem tej
przeklętej melodii, a teraz przyczepiła się do mnie. Zastukałem znowu, ale nikt nie odpowiadał. Może Seymour
Wallis wyszedł na spacer. Poczekałem jeszcze parę chwil, ostatni raz walnąłem kołatką i odwróciłem się, aby
odejść.
Gdy schodziłem po schodach, usłyszałem skrzypnięcie. Obejrzałem się  drzwi uchyliły się nieco. Musiałem je
poruszyć tym ostatnim uderzeniem. Najwyrazniej nie były zamknięte nawet na klamkę.
Wiedząc, ile zasuw, łańcuchów i zamków zabezpieczeniowych Wallis zamontował u tych drzwi, wydało mi się
niemożliwe, aby zostawił je całkowicie otwarte. Stanąłem przy bramie i gapiłem się na te drzwi. Co się stało? Z
powodu, który trudno mi wyrazić, poczułem zimno i strach. Co gorsza, wiedziałem, że nie mogę zostawić drzwi
otwartych i odejść. Będę musiał wejść do tego domu, do tego straszliwie starego domu, gdzie rozbrzmiewało
oddychanie i bił puls.
Powoli wszedłem z powrotem na schody. Prawie całą minutę stałem przy półotwartych drzwiach, starając się
rozpoznać kształty i cienie w ciemnościach, które dostrzegałem przez szparę. Oczy kołatki nie spoglądały na
mnie, lecz w górę ulicy, a jej uśmiech był wciąż tak samo zadowolony z siebie i złośliwy.
Popatrzyłem na nią:  Dobra, mądralo. Jakie szczególnie obrzydliwe pułapki zastawiłaś tym razem?
Kołatka szczerzyła zęby, ale milczała. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się odpowiedzi i pewnie
wyskoczyłbym ze skóry, gdyby się odezwała. Znalazłem się jednak w sytuacji, w której wolałem się
upewnić, czy duchy są autentycznymi duchami, czy może tylko zwykłymi kołatkami, cieniami lub stojakiem na
kapelusze... niech wiedzą, że nie dam się wodzić za nos. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •