[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do końca nie przechodzi.
- Coś się zmieniło?
- O, tak. Brzęczy strasznie głośno.
- To dobrze. Zaraz tam zajrzę.
Kiedy zdumiona pacjentka oświadczyła, że szum nagle ustał, Sally
wyjęła wacik i spojrzała przez wziernik.
- No proszę - mruknęła pod nosem, sięgając po pęsetę. - Oto
sprawczyni tego szumu. Ta muszka uwięzła tuż przy bębenku.
- Co za ulga! - westchnęła kobieta, po czym wybuchnęła radosnym
śmiechem. - Niech tylko mój mąż się o tym dowie! Wmawiał mi, że to
oznaka starości, czyli że starzeję się szybciej niż on! - Podała Sally rękę. -
Dziękuję, że mnie pani przyjęła.
135
RS
Pielęgniarki w recepcji zataczały się ze śmiechu, gdy zachwycona
kobieta opowiedziała im o cudownym środku na szum w uszach, lecz
Sally nie miała czasu przyłączyć się do ogólnej radości.
Przysięgła sobie, że tego wieczoru złoży wizytę Luke'owi. Kiedy
wczoraj wychodził od niej, wyglądała jak istne straszydło. Tym razem
będzie spokojna i opanowana.
136
RS
ROZDZIAA DZIESITY
- Najlepsze plany... - mruczała pod nosem, czesząc wilgotne włosy w
koński ogon.
Wcześniej, gdy rozkoszowała się aromatyczną kąpielą, zadzwonił
telefon. Przeszło jej przez głowę, że mogłaby Utopie go w wannie, lecz
posłusznie wyskoczyła z wody i wkładając dres, podniosła słuchawkę.
Po chwili była już w drodze na wezwanie jakiejś zaniepokojonej
sąsiadki.
- Pani doktor! - Drobna staruszka zatrzymała samochód Sally. -
Niech pani popatrzy w to okno. Ktoś jest w holu, ale jak dzwonię do
drzwi, to nikt nie otwiera, a telefon jest cały czas zajęty. Boję się. To tacy
mili ludzie.
Nadjechała policja. Starsza pani natychmiast zajęła się jednym z
policjantów, lecz drugi zdołał dotrzeć do Sally.
- To rzeczywiście wygląda tak, jakby ktoś był w holu - zauważyła
Sally. - Widać nogawkę spodni i rękę.
- Musimy wejść do środka - powiedział policjant, okrążając dom.
Przez radio poinformował komisariat, że być może będzie musiał się
włamać.
Sally zajrzała przez kuchenne okno.
- Widzę jakiegoś zwierzaka na podłodze!
W ułamku sekundy policjant wybił szybę i zaczął wspinać się na
parapet.
137
RS
- Niech mnie pan podsadzi. Jestem mniejsza - zaproponowała,
porównując szerokość okna i ramion policjanta.
- Niech pani natychmiast otworzy drzwi na dwór. To może być gaz!
Sally wstrzymała oddech i wspięła się na parapet. Usiłowała nie
oddychać, przebywając drogę od okna do kuchennych drzwi.
- Klucz był w zamku - oświadczyła po chwili, szeroko je otwierając i
wychodząc z domu po torbę.
- Niech pani zaczeka, a ja otworzę drzwi wejściowe. Jeżeli to gaz,
lepiej, żeby pani nie wchodziła.
- Ale proszę się pospieszyć!
Najwyrazniej inne służby ratownicze zajechały już od frontu,
ponieważ dom nagle zapełnił się różnymi ludzmi, włącznie z ekipą w
aparatach tlenowych. Wszędzie otwierano okna.
Po chwili Sally rzuciła się do środka w kierunku mężczyzny w holu.
Znalazła się przy nim w tej samej chwili, co ekipa z pogotowia.
- Wynieście go na zewnątrz i dajcie mu czysty tlen. -Wiedziała, że
znalazł się w dobrych rękach.
Ktoś krzyknął za jej plecami. Po schodach schodził strażak z
dzieckiem przełożonym przez ramię.
- Tam jest jeszcze jedno. W sypialni po lewej stronie! - Jego słowa
tłumiła maska. - Zaniosę go do karetki.
Sally bez namysłu pobiegła na piętro.
Dziecko, które znalazła na podłodze, musiało być blizniakiem tego,
które strażak już wyniósł. Dziewczynka była przerazliwie blada. Z nie
znaną sobie dotąd prędkością Sally porwała ją na ręce. Szła w stronę
schodów, kiedy poczuła, że ma kłopoty z oddychaniem.
138
RS
- Daj mi ją - Luke przejął od niej dziecko - i wychodz stąd
natychmiast!
- Mam nogi jak z waty - powiedziała, siadając na murku przed
domem. - Chyba mam coraz gorszą kondycję, jeżeli bieganie po schodach
tak mnie wykańcza.
- Ty głupia babo! - Luke chwycił ją za ramiona i potrząsnął. -
Pierwsza zasada postępowania w przypadku wycieku gazu powiada, że nie
wolno wchodzić bez aparatu tlenowego!
- Przecież okna były pootwierane - wyjaśniła.
- Ale gaz dalej się ulatniał! Luke podniósł ją na nogi.
- Ej, daj mi usiąść!
- Jak skończę! - warknął, wziął ją na ręce, zaniósł do karetki i
posadził na schodku. - Siedz i nie ruszaj się - rozkazał, sięgając po maskę
podłączoną do butli z tlenem. - To ty nie wiesz, że umarli bohaterowie
nikogo nie uratują, a okaleczeni są tylko zawadą?!
Chyba pożałował swojej szorstkości, bo nagle złagodniał,
odgarniając niesforny kosmyk włosów z jej policzka.
Nagle uprzytomniła sobie, że jest nie uczesana, a pod dresem nic na
sobie nie ma.
- Ale ja wyglądam... - mruknęła, a Luke tylko się roześmiał.
- Teraz mam pewność, że nic ci nie jest! Po kobietach łatwo się
zorientować. Zaczynają się troszczyć o swój wygląd.
- Niekoniecznie, mój panie - burknęła, zrywając maskę z twarzy, i
rozejrzała się, czy nikt nie podsłuchuje. - Ciebie zauważy każda kobieta od
lat dziewięciu do dziewięćdziesięciu. - Z zadowoleniem obserwowała
139
RS
rumieniec zalewający jego twarz. - Czy będziesz wolny jutro wieczorem?
Musimy porozmawiać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •