[ Pobierz całość w formacie PDF ]

klubu. Prowadzili oni własne firmy i mogli wyjść dopiero wtedy, kiedy wiedzieli, że
naprawdę nikt ich nie będzie poszukiwał.
Anna nie zauważyła u Ripa ani śladu zdenerwowania. Jeżeli w ogóle je odczuwał, to
potrafił dobrze się maskować. Gdy spotkali się pod restauracją, przywitał ją szerokim
uśmiechem i obdarzył komplementem na temat kostiumu z zielonego lnu, który założyła na tę
okazję. Po wejściu do środka zdawał się promieniować pewnością siebie, zachowywał się
serdecznie i ani przez chwilę nie był sztywny lub przesadnie wylewny. Pozwolił jej
przewodzić, bo była na swoim terenie, ale szedł za nią z taką godnością, że wszędzie, gdzie
się pojawili, ludzie odwracali głowy i szeptali między sobą.
Wyobrażała sobie, że poza nią Rip nie spotka żadnych znajomych, tymczasem myliła się.
Prezes największego banku w mieście rzucił się na jego powitanie i serdecznie uściskał mu
dłoń. Po namyśle doszła do wniosku, że to logiczne  przyjeżdżając do Montrose, Rip
zdeponował zapewne u niego jakąś okrągłą sumkę, nie mówiąc już o tym, że musiał tam
bywać wielokrotnie, kiedy kupował Blest. Prawnik, który najwyrazniej obsługiwał całą
transakcję, również zdawał się ucieszony jego widokiem, podobnie jak agent nieruchomości.
Popularność Ripa wcale się jednak na tym nie kończyła. Właściciel tartaku sam się
dopraszał, by go poznać, nadskakiwał mu też przedstawiciel firmy ubezpieczeniowej. Ktoś
mu powiedział, że pan John Peterson zamierza przeprowadzić renowację swej nowej
posiadłości, chciał więc polecić korzystną polisę, która zabezpieczyłaby go na czas robót.
Nawet starsza pani odpowiedzialna za organizację festiwalu sztuki usilnie starała się
podyskutować z Ripem, tyle że jego bliskość tak na nią działała, że nie potrafiła jasno
wytłumaczyć, o co jej chodzi.
Anna uśmiechała się uprzejmie do wszystkich, ale nie umiała włączyć się w żadną z tych
rozmów. Przychodząc na to spotkanie z Ripem, miała nadzieję, że będzie chociaż w części tak
opanowana, jak zwykle. Nic z tego. Za każdym razem, gdy na niego patrzyła, przypominała
sobie jego nagość, tam, na brzegu jeziora. Na zmianę robiło się jej to zimno, to gorąco. Z
trudem odpowiadała na pytania, które jej zadawano, i nie była wcale pewna, czy nie powtarza
w kółko tego samego. Coś jadła, ale nie wiedziała co.
Mówiła sobie, że wszystkiemu jest winien pustelniczy tryb życia, jaki prowadziła przez
ostatnie lata. Tak dawno nie kochała się z mężczyzną, że oto wystarczyło światło księżyca
oraz bliskość osobnika o wysokim poziomie testosteronu, żeby rozpętała się w niej
prawdziwa burza hormonalna. Pocieszała się, że choć ciągle jeszcze jest wytrącona z
równowagi po tej nawałnicy, to wkrótce się uspokoi. Trzeba tylko, żeby zdobyła się na trochę
dyscypliny wewnętrznej i trzymała jak najdalej od zródła owych perturbacji  co też zrobi
natychmiast po opuszczeniu tego miejsca.
Z ulgą powitała moment, gdy uprzątnięto resztki bufetu i zaczęła się druga część
spotkania. Zwyczajowe przemówienia potrwały chwilę, po czym członkowie zostali
poproszeni o przedstawienie swoich gości. Ponieważ i tak wszyscy już wiedzieli, kto siedzi na
sali, uwaga zebranych skupiła się na niej  umierali z ciekawości, co też ma do powiedzenia
na temat Ripa.
Mówiła krótko i zwięzle. Prześliznęła się nad drażliwymi epizodami jego życiorysu, w
kilku słowach wspomniała o firmie, którą prowadził w Kalifornii, po czym skupiła się na jego
planach dotyczących Blest, a także kulturalnych i finansowych zyskach, jakie całe Montrose
mogłoby z nich wyciągnąć. Prezentację skwitowano prawie że entuzjastycznymi brawami.
Wtedy przyszła kolej na Ripa, który wstał i podziękował Annie za zaproszenie, a klubowi
za serdeczne przyjęcie. Powiedział jeszcze, jak bardzo się cieszy, że znowu jest w domu, po
czym usiadł z powrotem. Kiedy sięgnął po szklankę z wodą, tylko Anna widziała, że ledwie
może ją utrzymać, tak mu zesztywniała ręka.
Po zakończeniu spotkania jako pierwsza podeszła do nich Carrie DeBlanc, która
nieopodal sądu prowadziła sklep, będący w połowie delikatesami, a w połowie galerią z
upominkami. Carrie była wysoka i dobrze zbudowana, miała błękitne oczy, krótkie włosy w
kolorze blond, a na jej ruchliwej twarzy zawsze gościł uśmiech. Mówiła ochrypłym, zdartym
głosem, śmiała się często i zarazliwie, a nie było tematu, z którego nie potrafiłaby zażartować.
Poza tym Carrie cieszyła się sławą wyśmienitej kucharki i eksperta w sprawach wytwornej
kuchni.
 Pozwól, John, że uścisnę twoją dłoń  powiedziała bezceremonialnie.  Nie sądzę,
żebyśmy kiedykolwiek się spotkali, ale muszę ci wyznać, że zajmujesz wysokie miejsce na
liście moich ulubionych postaci. W dodatku ciągle idziesz do góry. Teraz, kiedy widzę, jaki z
ciebie przystojniak, wstawię cię chyba na pierwsze miejsce, słoneczko.
 Czuję się zaszczycony  odpowiedział z ukłonem Rip.
 I powinieneś, powinieneś. Ja co prawda flirtuję ze wszystkim, co ma spodnie, ale
ostrzegam: nie wszystko zabieram do domu. Ty jednak, o panie, podbiłeś me serce. Czy
pozwolisz, że będę prać ci skarpetki, prasować koszule i rodzić twoje dzieci? Na to ostatnie
może już trochę pózno, ale nie ścierpiałabym, żeby ludzie mówili, że Carrie DeBlanc zwiędła
przed czasem i nawet ciąży nie jest w stanie...
 A cóż on zrobił, żeby zasłużyć na takie względy?  spytała Anna, chwytając Carrie za
nadgarstek.
 Nie przerywaj mi, koteczku, jeszcze nie powiedziałam najlepszego.
 Ostrożnie, Carrie, bo Rip nie wie, że żartujesz. Carrie posłała mu filuterne spojrzenie.
 Naprawdę myślisz, że on potraktuje mnie serio, wezmie do haremu, a potem posiądzie z
dziką pasją? Tak? No to dlaczego niby mam być ostrożna? Dziewczyno, przecież ja w życiu
nic innego nie robię, tylko szukam takich niebezpieczeństw!
 W życiu to ty nic innego nie robisz, tylko mówisz takie rzeczy, że każdy mężczyzna
musi się zarumienić  poinformowała ją Anna.  No, a teraz powiedz, dlaczego tak się
podlizujesz.
 Zgoda, ale pod warunkiem, że przy najbliżej okazji przyprowadzisz do mnie na kolację
ten wspaniały egzemplarz męskiej urody.
 Masz to jak w banku. A teraz słucham.
 Otóż John rozłożył podobno Kinga Beecrofta na łopatki. Nie mogę odżałować, że mnie
przy tym nie było! Chociaż już sama świadomość tego tak mnie cieszy, że... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •