[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawdą wszystko, co wiem.
 I tak nam powiesz  odparł Om at  inaczej zabijemy cię
 Zabijecie mnie w każdym razie  odrzekł jeniec  o ile nie dacie mi przyrzeczenia 
jeśli mam być zabity, to co wiem, pójdzie ze mną do grobu.
 On ma słuszność, Om acie  rzekł Ta den  przyobiecaj im wolność.
 A więc zgoda  rzekł Om at.  Mów Kor ul lulanie, a gdy wszystko mi opowiesz,
ty i twoi wrócicie nietknięci do swego plemienia.
 Było to tak  zaczął jeniec.  Przed trzema dniami polowałem z towarzyszami w
pobliżu ujścia Kor ul lulu, nie opodal tego miejsca, gdzie mnie dziś pochwyciliście, gdy
zaskoczyła nas znaczna liczba Ho donów, którzy wzięli nas do niewoli i zaprowadzili do A
luru. Tam kilku z nas wybrano na niewolników, a resztę wrzucono do komnat pod świątynią,
gdzie trzymają przeznaczonych przez Ho donów na ofiary dla Jad ben Otho, składane na
ołtarzach świątyni A luru.
 Ale wczoraj zdarzyła się rzecz szczególna. Do świątyni, w towarzystwie wszystkich
kapłanów, króla i licznych wojowników, przybył ktoś, komu wszyscy oddawali cześć i gdy
doszedł do kraty zagradzającej komnatę, w której my, nieszczęśnicy, oczekiwaliśmy swego
losu, ze zdziwieniem zobaczyłem, że był to nie kto inny, tylko straszliwy mąż, który tak
niedawno był jeńcem w wiosce Kor ul lulańskiej  ten, którego wy nazywacie Tarzan jad
guru, ale do którego tam zwracano się jako do Dor ul Otho. Spojrzał i zapytał o nas
wielkiego kapłana i gdy powiedziano mu w jakim celu jesteśmy uwięzieni, wpadł w gniew i
zawołał, że nie było bynajmniej życzeniem Jad ben Otno, by mu składano krwawe ofiary z
jego ludu, i nakazał najwyższemu kapłanowi zwolnić nas, co ten uczynił.
 Niewolnikom ho dońskim pozwolono powrócić do domu, a nas wyprowadzono poza
gród A lur i puszczono w drogę ku Kor ul lulowi. Było nas trzech i bez broni. Dlatego żaden
z nas nie doszedł do wioski naszego ludu i tylko jeden pozostał przy życiu. Powiedziałem!
 To wszystko, co wiesz o Tarzanie jad guru?  zapytał Om at.
 To wszystko, co wiem  odparł jeniec  prócz tego, że ten, którego zowią Lu don,
najwyższy kapłan A luru, był bardzo zły i że jeden z dwu kapłanów, którzy wywiedli nas z
miasta, powiedział do drugiego, że obcy nie był wcale Dor ul Otho, że Lu don tak
powiedział. Powiedział także, że go zdemaskuje i że będzie śmiercią ukarany za swe
zuchwalstwo. To wszystko, co doszło mych uszu z ich rozmowy. A teraz wodzu, Kor ul ja,
puść nas do domu.
Om at skinął głową.
 Odejdzcie  rzekł.  Ab donie, poślij niewolników, by strzegli ich, dopóki
bezpiecznie nie dojdą do Kor ul lulu.
 Jor donie  zawołał obcego  pójdz ze mną  i powstawszy poprowadził go ku
szczytowi skały. Gdy stanęli nad krawędzią, Om at wskazał dolinę ku grodowi A lur,
migocącemu w blaskach zachodzącego słońca.
 Tam jest Tarzan jad guru  rzekł, a Jor don zrozumiał jego słowa.
ROZDZIAA XIII
TAJEMNICA ZWITYNI
Gdy Tarzan zeskoczył na ziemię z muru świątyni, nie było wcale jego zamiarem uciekać z
A luru, dopóki nie upewni się, że jego małżonka nie była tam uwięziona. Nie miał jednak
pojęcia, jak żyć i prowadzić poszukiwania w tym dziwnym grodzie, w którym obecnie
wszystkich musiał mieć przeciwko sobie.
Jedno tylko było miejsce, gdzie wiedział, że może znalezć możliwe schronienie, a
mianowicie królewski Ogród Zakazany. Były tam gęste zarośla, w których można się było
ukryć, woda i owoce. Gdyby zdołał dostać się niepostrzeżenie do tego miejsca, mógłby długi
czas pozostać tam ukryty. Poważne jednak było pytanie, w jaki sposób przebyć
niepostrzeżenie odległość między terenami a ogrodem.
Opierając się na swym zmyśle spostrzegawczości, doszedł do przekonania, że zdoła
dosięgnąć obszarów pałacowych przez podziemne korytarze i komnaty świątyni, przez które
prowadzono go poprzedniego dnia. Lepiej to będzie, niż iść po otwartej przestrzeni, po której
jego prześladowcy będą go śledzili i szybko zdołają go dosięgnąć.
Zrobiwszy więc kilka kroków za murem, zeszedł po kamiennych schodach, wiodących do
podziemnych apartamentów.
Nie obawiał się niespodziewanego spotkania, licząc na to, że wszyscy kapłani świątyni
zgromadzili się w podwórcu, by być świadkami sądu nad nim, jego upokorzenia i śmierci. Z
tą myślą śmiało szedł naprzód i na zakręcie korytarza spotkał się oko w oko z niższym
kapłanem, którego dziwaczne przybranie głowy zasłaniało wrażenie, jakie wywarł na nim
widok Tarzana.
Tarzan miał tę przewagę nad ofiarnikiem Jad ben Otho, że zdawał sobie sprawę z jego
względem siebie zamiarów. Toteż zanim kapłan zdążył obmyśleć, jak mu należy postąpić,
zimny nóż utkwił w jego sercu.
Gdy ciało runęło na ziemię, Tarzan zerwał z jego ramion nakrycie głowy, gdyż na widok
kapłana wpadł od razu na pomysł podejścia wrogów. Położywszy nakrycie głowy na
podłodze, nachylił się i obciął zmarłemu Ho donowi ogon. Nie opodal była mała komnata, z
której widocznie kapłan tylko co się wyłonił. Tam zaciągnął Tarzan trupa, nakrycie głowy i
ogon.
Szybko oddawszy długi pasek od przepaski, obwiązał nim nasadę obciętego ogona i
wsunąwszy ogon pod swą przepaskę, umieścił go we właściwym miejscu, jak mógł najlepiej.
Nałożywszy sobie na ramiona nakrycie głowy, wyszedł z komnaty jako kapłan świątyni Jad
ben Otho, o ile nie przyszłaby komu chętka zbyt dokładnie przyglądać się jego wielkim
palcom u rąk i nóg.
Zauważył, że zarówno Ho doni, jak Waz doni, nieraz trzymali w ręku koniec ogona,
pochwycił więc swój własny ogon, by ten martwy, ciągnący się za nim członek nie wzbudził
podejrzeń.
Minąwszy korytarz i liczne komnaty, wydostał się wreszcie na obszary pałacowe poza
świątynią. Pogoń nie doszła tu jeszcze, chociaż wiedział, że jest niedaleko. Spotkał
wojowników i niewolników, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi, gdyż kapłan był [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •