[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ale co innego miałam powiedzieć?  Och, tak, pani de Villiers, ten facet z
takim seksownym obcym akcentem zostawił wiele wiadomości, ale ja je wszystkie
skasowałam, bo założyłam, że to pani kochanek, a wolałabym, żeby się pani nie
rozstała z mężem ?
Tak. Rodzice Luke'a jeszcze bardziej by mnie po tym polubili.
- I co myślicie o tym winie? - Raoul wystawia głowę na korytarzyk, żeby
zapytać Tiffany i mnie. Jest ciemnowłosy i przystojny - ale nie przesadnie przystojny.
Shari nie nazwałaby go  ślicznym chłopczykiem . Ma przyjemny uśmiech, a z
rozpiętego kołnierzyka koszuli wygląda gęste futerko na klacie... a przecież rozpiął
tylko jeden guzik.
- Jest świetne - mówię.
- Uwielbiam je. - Tiffany wychyla się z kuchni, żeby mu przesłać buziaka i o
mały włos nie wsadza kolana w miskę z moim sosem żurawinowym. - Tak jak i
ciebie...
We dwójkę zaczynają wymieniać słodkości, a ja robię, co mogę, żeby się nie
porzygać. Nagle odzywa się domofon.
- Aha. - Słyszę głos Luke'a. - To na pewno oni, nareszcie. - Podnosi słuchawkę
domofonu i mówi Carlosowi, żeby wpuścił Chaza i Shari na górę.
Wreszcie. Najwyższa pora. Jeszcze trochę i indyk by mi wysechł. No bo ileż
można podgrzewać drób? Zwłaszcza taki, który już wcześniej był prawie upieczony.
Wyjmuję go z piekarnika i z ulgą widzę, że skórkę ma ciemnozłotą, a nie
sczerniałą, jak już się obawiałam, więc pozwalam mu chwilę dojść przed krojeniem,
jak zalecała załączona do niego instrukcja - i pani Erickson, która w wieku
siedemdziesięciu lat o indykach wie już mnóstwo.
Dzwoni dzwonek przy drzwiach i Luke idzie otworzyć.
- Hej! - Słyszę jego pogodny głos. - Co się stało, że tak pózno... Zaraz, gdzie
Shari?
- Nie chcę o tym mówić. - Chaz usiłuje ściszyć głos, ale i tak go słyszę. -
Dzień dobry państwu. Dawno państwa nie widziałem. Wyglądacie znakomicie.
Tiffany zeskoczyła już z kuchennego blatu, a teraz wychyla swoje smukłe
ciało (jestem pewna, że pod tym zamszem nie ma obciskającej bielizny) na
korytarzyk, żeby zerknąć na Chaza.
- Hej. - Ma rozczarowaną minę. - Myślałam, że on przyjdzie z tą twoją
przyjaciółką. Tą, o której zawsze tyle mówisz, Shari. Gdzie ona jest?
Też wystawiam głowę do holu i widzę, że Chaz wręcza Luke'owi dwa
pudełka. Drzwi zewnętrzne są zamknięte. A Shari nigdzie nie widać.
- Cześć - mówię, wychodząc z kuchni z uśmiechem. - Gdzie jest...
- Nie pytaj - szepcze Luke, idąc w moją stronę z dwoma pudełkami. Głośniej
dodaje: - Popatrz, Chaz spędził cały dzień, piekąc na deser nie jeden, ale dwa placki.
Z truskawkami i rabarbarem, i twój ulubiony, Lizzie, z dynią. Shari nie czuje się
dobrze, więc postanowiła zostać w domu. No ale to znaczy, że więcej jedzenia
zostanie dla nas, prawda?
Czy on stracił rozum? Mówi mi, że moja najlepsza przyjaciółka nie może
przyjść na obiad w Zwięto Dziękczynienia, bo nie czuje się dobrze - i spodziewa się,
że nie będę zadawała pytań?
- Co się z nią stało? - pytam Chaza, który ruszył prosto do baru, zor-
ganizowanego przez monsieur de Villiersa na antycznym, zaopatrzonym w kółka
stoliku do napojów swojej żony. Tam nalewa sobie whiskey, bez lodu, i szybko ją
wypija, a potem przygotowuje kolejną porcję. - Ma grypę? Krąży po mieście.
Dokucza jej głowa czy brzuch? Chce, żebym do niej zadzwoniła?
- Jeśli chcesz do niej dzwonić - Chaz ma głos chropawy od whiskey, a może
od czegoś innego - to lepiej dzwoń na komórkę. Bo w domu jej nie ma.
- Nie ma jej w domu? Kiedy jest chora? Ona chyba... - Otwieram szeroko
oczy... A potem ściszam głos, żeby państwo de Villiersowie, Tiffany ani Raoul mnie
nie słyszeli. - O mój Boże, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że znów poszła do biura?
Poszła do biura, kiedy tak zle się czuje... I to w państwowe święto? Chaz, czy ona już
kompletnie oszalała?
- To całkiem możliwe - odpowiada Chaz. - Ale ona nie poszła do biura.
- No to gdzie jest? Nic nie rozumiem...
- Ja też nie. - Chaz nalewa sobie trzecią whiskey. - Wierz mi.
- Charles! - Monsieur de Villiers wreszcie zauważył, że Chaz sam się
obsługuje przy barze i wcale nie próbuje wina przyniesionego przez Raoula. - Musisz
spróbować wina, które przyniósł ze sobą ten młody człowiek. To młode beaujolais!
Moim zdaniem będzie ci smakowało jeszcze lepiej niż ta whiskey!
- Bardzo wątpię - mówi Chaz. Ale alkohol już go chyba trochę podniósł na
duchu. - Jak się pan ma, Guillaume? Wygląda pan świetnie z tym fontaziem. Tak to
się nazywa? Fontaz? Czy apaszka?
- No cóż, sam nie wiem - zwierza się monsieur de Villiers. - Ale to bez
znaczenia. Musisz spróbować szklaneczkę tego...
I zabiera Chaza, zanim zdążyłam mu zadać kolejne pytanie.
- Więc twoja przyjaciółka zachorowała, tak? - Tiffany nachyla się do mnie, a
jej płaski brzuszek robi się zupełnie wklęsły. - Wielka szkoda. Bardzo chciałam ją
poznać. Hej, a te wszystkie obrazy na ścianach... One są prawdziwe czy jak?
- Słuchaj, przepraszam cię na momencik - mówię do Tiffany. - Chciałabym,
hm, sprawdzić tego indyka.
Wzrusza ramionami.
- Nie ma sprawy. Hej, Raoul! Powinieneś opowiedzieć wszystkim o tym koniu
wyścigowym, którego kiedyś miałeś.
Szybko wracam do kuchni, gdzie Luke usiłuje znalezć miejsce i położyć
pudełka z ciastami - nie jest to łatwe zadanie, bo wszystkie granitowe blaty
praktycznie już się uginają pod potrawami.
- No więc, co on ci powiedział? - Staję na palcach, żeby mu szepnąć do ucha. -
To znaczy, Chaz. O Shari. Kiedy wszedł.
Luke tylko kręci głową.
- %7łeby nie pytać. Moim zdaniem właśnie to miał na myśli: żeby mu nie
zadawać pytań. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •