[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-Poradzisz sobie z nią, teraz, gdy ju\ wiesz, kim jesteś.
-Tak. Dobrze.- Gillian zwil\yła usta językiem.- Myślisz, \e tata wróci, kiedy mama ju\ się za
wszystkim upora?
-Myślę, \e to bardzo mo\liwe. Posłuchaj mnie wreszcie. śeby unieszkodliwić Tanyę&
-Aniele& - Znów ogarnął ją lęk.- Słuchaj, czarownice są chyba złe? Czy ty to& pochwalasz?
Złapał się za złotą głowę.
-Czy gdybym to potępiał, siedziałabym tutaj i ci pomagał?
Zachciało jej się śmiać. To takie nieprawdopodobne- złota aura i słowa cedzone przez zęby.
Myśli kłębiły się w głowie.
Mówiła powoli, z wahaniem.
-Czy zjawiłeś się, \eby pomóc mi się z tym uporać?
Podniósł głowię i spojrzał na nią tymi nieziemskimi oczami.
-A jak myślisz?
Gillian pomyślała, \e świat nie jest taki, taki sobie wyobra\ała. Anioły te\ nie.
Następnego ranka przeglądała się w lustrze. Nabrała tego zwyczaju, odkąd Anioł namówił ją
na
zmianę fryzury- chciała się napatrzeć na nową siebie. A teraz chciała zobaczyć Gillian
czarownicę.
Pozornie nic się nie zmieniło. Ale teraz, gdy wiedziała, dostrzegała rzeczy, które przedtem
umykały jej uwadze. Coś w oczach- jakby przebłysk staro\ytnej wiedzy. Coś elfiego w
twarzy.
-Nie gap się ju\, jedziemy na zakupy- mruknął Anioł ze złotego obłoku.
-Dobrze- odparła powa\nie. I usiłowała poruszyć nosem.
Wzięła kluczki od samochodu matki i ubrała się ciepło. Było zimno, świat przykrywała
świe\a
warstwa śniegu. Powietrze wypełniło jej płuca jak magiczny eliksir.
Ale ze mnie czarownica. Usiadła za kierownicom. Dokąd jedziemy? Do Hughton?
O nie. Takich rzeczy nie dostaniesz w centrum handlowy. Na północ. Do Woodbridge.
Usiłowała sobie przypomnieć. Woodbridge. Małe miasteczko, jak Somerset. Na pewno ju\
kiedyś tam była.
Jedziemy do Woodbridge na zakupy, \eby załatwić sprawę Tanyi? Jedz, Wa\ko.
Główna ulica Woodbride prowadziła na rynek pełen kolorowych choinek. W witrynach
sklepowych migotały lampki. Jak na pocztówce.
Dobrze. Tu zaparkuj.
Gillian słuchała jego poleceń i oto weszła do staroświeckiego sklepu; nawet deski podłogi
skrzypiały jakoś tak wiekowo. Miała dziwne wra\enie, \e czas się cofnął o dobrych
pięćdziesiąt
lat. Półki wzdłu\ ciasnych alejek uginały się od towarów. Powietrze przesycał zapach pleśni.
Zadumana łakomie wpatrywała się w słój cukierków.
Idz na zaplecze, otwórz drzwi i przejdz do tylniego pomieszczenia.
Nieśmiała otworzyła skrzypiące drzwi i zajrzała do ciemnego pokoju Kolejny sklep. O
jeszcze
dziwniejszym zapachu, trochę lekarstw a trochę smakowitym. Panował tu półmrok.
-Dzień dobry?- zaczeła pod wpływem Anioła. I wtedy zobaczyła ruch za ladą.
Siedziała tam dziewczyn, na oko dziewiętnastoletnia. Miała ciemne włosy i fascynującą
twarz,
zwyczajną, jeśli chodzi o kształt i rysy, ale jej spojrzenie było wyjątkowo intensywne i bystre.
-Mogę się rozejrzeć?- zapytała Gillian, znowu pod dyktando Anioła.
-Proszę bardzo- odpowiedział dziewczyna.- Mam na imię Meluzyna
Obserwowała z nieskrywaną ciekawością, jak Gillian myszkuje wśród półek z taką miną,
jakby
wiedziała, czego szuka. Otaczały ją dziwne, obce przedmioty- kamienie, zioła, kolorowe
świece.
Nie ma. Anioł był zrezygnowany. Musisz ją poprosić.
-Przepraszam.- Gillian podeszła do kontuaru.- Macie smoczą krew? Aktywną?
Wyraz twarzy dziewczyny zmienił się diametralnie Spojrzała ostro.
-Zupełnie nie wiem, o czym mówisz- odparła.- I dlaczego pytasz.
Gillian poczuła gęsią skórkę. Nagle wiedziała, \e znalazła się w niebezpieczeństwie.
Rozdział 11
Anioł był spięty, ale spokojny.
Wez długopis z lady, czarny, tak. A teraz& wyluzuj. Odprę\ się, a ja się wszystkim zajmę.
Posłuchała go. Nawet gdyby chciała, nie zdołałaby opisać słowami tego, co się działo. Mogła
tylko
patrzeć, z przera\eniem i fascynacją, jak jej własna dłoń rysuje coś na fakturze.
Poruszała się szybko, kreśliła jakieś kształty. Niestety w długopisie wyczerpał się atrament,
bo Gillian
widziała tylko blade linie.
Poka\ jej kalkę.
Gillian zdjęła pierwszy arkusik, a pod spodem, na kalce był kwiat- czarna dalia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •