[ Pobierz całość w formacie PDF ]

widziałem.
- Cieszę się. - Haley była zbyt uczciwa, by kłamać nawet w
słodkim bólu namiętności. - Chcę być dla ciebie piękna.
Ich pocałunek był zbyt namiętny, pełen pożądania, by mógł być
czuły. Ale ani Haley, ani Jackson nie pragnęli czułości. Oboje
wiedzieli, że na łagodniejszą stronę miłości jeszcze przyjdzie czas.
Nie teraz, kiedy padały mury, emocje były zbyt intensywne, odkrycia
zbyt nowe.
121
RS
Kiedy zabrał ją do łóżka, zapomnieli o przeszłości. Nikt nie czuł
tego, co oni. Nikt tak nie kochał.
Westchnęła cicho, kiedy całował jej piersi, a jemu niemal
zabrakło tchu. Nic nie miało znaczenia, kiedy poznawał jej ciało. Aż
dotarł do piętna innego mężczyzny. Do kwiatu blizn tuż poniżej jej
kości biodrowej.
Dla pięciu płatków kwiatu znalazło się pięć pocałunków
Jacksona które zdjęły z nich to, co było koszmarem. Mimo
narastającej namiętności potrafił zrozumieć siłę kobiety, która na
wrogość odpowiadała milczącą dumą, na obelgi uprzejmością.
Kobiety, która podbijała serca za pomocą wdzięku i współczucia.
Pochylił się nad nią, nie mogąc już dłużej czekać na chwilę, gdy ta
silna kobieta zostanie jego kobietą.
- Księżniczko! - wykrzyknął. Pocałował ją jeszcze raz i zatonął
w jej objęciach, w jej ciele. Wiedział już, że nie odbierze swojego
serca.
Haley zbudziła się. Z każdym razem znajdowała nową radość w
ich miłości. Za każdym razem okazywał się takim samym,
niesamowitym kochankiem. A jednak zmieniał się, gdy zmieniały się
ich potrzeby. Podobnie jak ona się zmieniała.
Nie był mniej zaborczy ani prowokujący, jednak ich namiętność
nabrała cierpliwości. Gwałtowne pocałunki stały się czułe, dotyk
delikatny. Za każdym razem myślała, że nie może go pragnąć
bardziej, i odkrywała, że się myliła.
Za otwartymi drzwiami, za balkonem, za murem ogrodu, świt
zbudził się i zniknął. Kiedy dla reszty świata rozpoczął się dzień,
122
RS
Haley zasnęła w końcu, szczęśliwa z odkrycia, że ona także mogła
dawać kochankowi rozkosz.
Jackson leżał obok i patrzył, jak śpi. Nie chciał jej budzić.
Przyglądał się tylko i rozmyślał. Poczuł, że musi wstać, przejść się,
zastanowić. Wyślizgnął się z jej łóżka, ubrał się cicho i poszedł
zbadać dom i ogród, w których odbijała się jej obecność.
Przechadzał się po ogrodzie razem z domem, odnowionym parę
lat wcześniej przez Lincolna. Haley dokonała tylko kilku zmian,
zachowując w zasadzie ogród w dawnym stanie. Jackson przypomniał
sobie, że obok jej książek o starych budynkach leżały także broszury o
ogrodnictwie. To nie wynajęty ogrodnik dbał o rośliny, fontannę i
ścieżki. Zaczął wspinać się na metalowe schody prowadzące do
Haley. Zanim wszedł po krętych schodkach na balkon, zrozumiał, że
rozwiązanie zagadki jest ukryte w wyszeptanym wyznaniu o
zauroczonej piętnastolatce.
Poszukiwał w pamięci dziewczyny, która mogłaby przypominać
Haley w tym wieku. Nic nie znalazł. Ponieważ nadal mocno spała,
usiadł w fotelu przy jej łóżku. Kiedy się obudzi, powinni
porozmawiać o wielu rzeczach.
Jego spojrzenie zatrzymało się na śpiącej kochance.
Zaintrygowała go. Kochał kobiety, ale nigdy nie był zakochany. Do
czasu pojawienia się Haley.
- Na jak długo? - nie wiedział, że wypowiedział to głośno.
- Zastanawiasz się, jak długo to potrwa.
123
RS
Podniósł głowę i ujrzał Haley opartą na łokciu, wpatrującą się w
niego. W głowie została mu tylko jedna myśl, że o poranku po miłości
wygląda bardzo ładnie.
- Dzień dobry, śpiochu. - Wcale się nie zdziwił, że jego głos i
całe ciało były napięte z pożądania. Sycił wzrok jej urodą, ledwie
przykrytą prześcieradłem. - Dobrze spałaś?
- Dawno nie spałam tak dobrze. - Policzki miała trochę
zaczerwienione od tarcia jego zarostu, a jej oczy niezwykle lśniły. -
Nie pamiętam nawet, kiedy.
Niemożliwe, znowu jej pragnął. Jednak rozum kazał mu
najpierw z nią porozmawiać, żeby oboje zrozumieli, co znaczyła ta
noc i jak dalej postępować.
- Jak mam to zrozumieć, księżniczko? - Nagle wstał i szybkim
krokiem podszedł do drzwi. Zapatrzył się niewiążącym wzrokiem na
ogród. - Jak mam wyjaśnić, że porzuciłem jedną z najważniejszych
zasad swojego życia? Jestem uparty, pełen uprzedzeń i nierozsądny.
Nikt nie wie lepiej niż ja, że Jacksona Cade'a nić nie rusza. Z
wyjątkiem...
- Z wyjątkiem mnie. - Haley stała tuż za nim, bosa, owinięta
prześcieradłem.
- Należysz do gatunku kobiet, którego nienawidziłem przez
dwadzieścia lat. Jedno spojrzenie na ciebie i wiedziałem, że będą
kłopoty.
- Tej nocy, kiedy wezwałeś mnie do River Trace.
- Dużo wcześniej, pierwszego dnia w klinice. Wpadłem pogadać
z Lincolnem. Zobaczyłem cię w jego biurze i omal nie uciekłem jak
124
RS
tchórz. - Uśmiechnął się z goryczą. - Dorosły facet uciekający przed
kobietą o połowę od niego mniejszą. Głupie, nie? Uciekałem,
unikałem cię, kiedy się dało, za każdą cenę. Ale kiedy się
spotykaliśmy, nieważne w jakim tłumie, wiedziałem, gdzie jesteś, co
robisz i z kim. Powtarzałem sobie, że cię nie lubię i nigdy nie polubię.
I usiłowałem uwierzyć w każde słowo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •