[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mięsa dostarczało. Co zaś zostawało nad potrzebę, soliliśmy i wędzili, aby dla przyszłych
mieszkańców przygotować zapasy żywności.
Wśród tego czasu wycechowałem kilkanaście drzew, do budowy przyszłego statku przy-
datnych. Piętaszek, jego ojciec i Hiszpan ścinali je i obrabiali, a ponieważ było parę pił du-
żych, wystawiliśmy rusztowanie, jakiego używają tracze i porznęliśmy najdłuższe pnie na
deski, poukładawszy je w cieniu, aby dobrze wyschły.
101
Nadeszły żniwa, a zbiór wypadł tak pomyślnie, że otrzymaliśmy 70 korcy jęczmienia, 46
ryżu, 14 żyta i 8 pszenicy. Te dwa ostatnie gatunki zboża, z przyczyny gorącego klimatu, nie
chciały dobrze rodzić, dlatego też, gdybym miał dłużej zostać na wyspie, z pewnością zaprze-
stałbym ich uprawy. Obrobiliśmy jeszcze raz pola, ażeby na wypadek przedłużenia pobytu,
można było przedsięwziąć zasiewy zaraz na wiosnę.
Po ukończeniu tych robót, nic nie przeszkadzało już do zajęcia się wyprawą. Don Juan i
ojciec Piętaszka przy pierwszym pomyślnym wietrze mieli odpłynąć dla zawarcia ugody z
Hiszpanami. Aby mnie na każdy wypadek zabezpieczyć, Hiszpan na dzień przed odjazdem
spisał rozkaz w następujących słowach:
»Ktokolwiek chce przybyć na wyspÄ™, znajdujÄ…cÄ… siÄ™ pod wÅ‚adzÄ… Robinsona Kruzoe, wi-
nien wykonać uroczystą przysięgę, iż we wszystkim poddawszy się jego zwierzchnictwu,
będzie wykonywał każdy jego rozkaz bez najmniejszego oporu. Nigdy nie zrobi nic na jego
szkodę, a gdziekolwiek Robinsonowi spodoba się skierować statek, uda się tam, broniąc wła-
ściciela i jego majątku do ostatniej kropli krwi. Akt niniejszy każdy dobrowolnie zaprzysię-
gnie na ewangelię świętą i honor hiszpańskiego narodu. Kto by zaś nie chciał tego wykonać,
ten nie zostanie przyjÄ™ty na wyspÄ™ Robinsona«.
Podpisaliśmy z Don Juanem ten akt, a on natychmiast złożył mi przysięgę na wierność,
przyobiecując, że współziomkowie jego bez najmniejszego wahania toż samo uczynią.
Czółno karaibskie zaopatrzyliśmy w żywność i wodę na osiem dni, bo chociaż pogoda była
piękna, a żegluga dłużej trwać nad sześć godzin nie mogła, jednak lękaliśmy się, aby burza
nie napadła naszych żeglarzy. Dałem im dwie strzelby i po dziesięć naboi, i nakazałem, żeby
wystrzałów nie marnowali na próżno, lecz zachowali je na wypadek napotkania nieprzyja-
znych Karaibów. Nadto wzięli ze sobą dwie siekiery, świder i topór oraz paczkę gwozdzi, dla
naprawy szalupy starej lub wybudowania wielkiej Å‚odzi, potrzebnej do przewiezienia tak
znacznej liczby osób. Na koniec wręczyłem Don Juanowi pióro i flaszeczkę atramentu, aby
mieli czym podpisać umowę.
Nastąpiła chwila odjazdu. Piętaszek rzucił się na szyję ojcu, okrywał go pocałunkami i
pieszczotami. Zciskał starego i płakał tak rzewnie, że mnie samemu cisnęły się łzy do oczu. Ja
i Don Juan, podawszy sobie dłonie, uścisnęliśmy się serdecznie, życząc rychłego widzenia
się. Po czym wsiedli do czółna zaopatrzonego masztem i żaglem, a wiatr pomyślny zaczął je
pędzić w pożądanym kierunku. Długo, długo patrzyliśmy za nimi, dopóki tylko jeszcze czar-
ny punkt rozróżnić można było na morzu, a Piętaszek zalewał się rzewnymi łzami, jak gdyby
nigdy już ojca nie spodziewał się zobaczyć.
Kiedy łódz nam z oczu zniknęła, udaliśmy się do świątyni, prosząc u stóp krzyża o po-
myślną żeglugę i powrót szczęśliwy naszych towarzyszy.
XXXVIII
Piętaszek spostrzega szalupę. Obawa napadu. Przygotowanie do
obrony. Wichrzyciele i więzniowie. Narada. Potyczka z rokosza-
nami. Zdobycie szalupy. Konwój więzniów.
Don Juan i ojciec Piętaszka odpłynęli z wyspy w dniu 11 sierpnia 1677, to jest czternaste-
go roku mego na niej pobytu. Wyprawa ich była pierwszym pewnym krokiem po tak długim
przeciągu lat, przedsięwziętym dla wyzwolenia się z wygnania. Pierwszy raz miałem nadzie-
ję, że nareszcie dostanę się do ojczyzny.
102
Wszystkie wolne me chwile zaprzątała myśl, jak by ten zamiar przywieść do skutku. Na-
dzieja i obawa opanowywały duszę na przemian. Raz cieszyłem się jak dziecko bliskim speł-
nieniem zamysłów, to znów drżałem ze strachu, aby burza nie zatopiła Hiszpana i Karaiba,
aby pozostali przyjęli układ lub nareszcie, by w powrocie nie zaskoczył ich huragan. Podług
umowy mieli dopiero przybyć na wiosnę, lecz któż mógł ręczyć, czy zniecierpliwieni długim
pobytem między Karaibami, nie zechcą skorzystać z resztek pogodnej pory i nie puszczą się
natychmiast z powrotem?
Czasami znowu dręczyła mnie myśl inna. Czy też za moim powrotem do Anglii, zastanę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •