[ Pobierz całość w formacie PDF ]

życie.
Nicky poczerwieniała, przecież domyśliła się, o co mu chodzi.
- Przepraszam...
- Za co? Nicky, przecież oboje braliśmy w tym udział! Ale idz już, bo sytuacja może wymknąć się nam
spod kontroli, a nie chciałbym, żeby wydarzyło się coś, czego potem oboje będziemy żałować.
- Ja na pewno bym nie żałowała.
- A to nic pewnego. Nicky, w naszym przypadku chemia działa, ale lepiej się przedtem zastanowić.
Dla mnie wariant Jedna noc i do widzenia" nie wchodzi w grÄ™. W moim wieku seks to nie zabawa, a
zwiÄ…zek... rozumiesz?
- No... tak. Ktoś tu przecież wspominał o ciąży.
- Wspominał nie wspominał, wracaj teraz do łóżka. Jutro pogadamy.
- Dobrze.
Nicky karnie ruszyła do drzwi. Otworzyła je, ale zanim przestąpiła przez próg, rzuciła jeszcze przez
ramiÄ™:
- Jeśli chcesz, żebym zamieszkała z tobą... Zgadzam się. Na wszystko!
Diana PALMER
111
I uciekła, jak spłoszona gazela. Biegła korytarzem, gonił ją śmiech Winthropa, głośny, serdeczny,
dudniący. Kiedy dotarła na szczyt schodów, sama też zanosiła się śmiechem. %7łycie jest piękne!
Wszystko wskazuje na to, że myślą podobnie. Winthrop liczy na coś więcej niż tylko krótką przygodę.
A skoro darzy ją takim zaufaniem, może... kocha?
Położyła się do łóżka i zatopiła w marzeniach. O Winthropie, obejmującym ją w ciemnościach, o
synku, jednym, a może o kilku, o tym, że ona nigdy już nie wyjedzie z tej przepięknej kotliny. W
rezultacie znów nie mogła zasnąć. Prawie do białego rana.
ROZDZIAA SZÓSTY
Następnego ranka, zaraz po obudzeniu, Nicky uderzyła panująca dookoła cisza. Taki specjalny rodzaj
ciszy, charakterystyczny w zimie, kiedy cały świat dookoła przysypany jest śniegiem.
Teraz była jesień, ale jesień w Montanie. Kiedy podbiegła do okna, zobaczyła sfruwające z szarych
chmur białe płatki, puszyste jak kłębuszki bawełny. Powoli opadały na ziemię, przykrywając drzewa i
trawÄ™.
Znieg... Nicky oparła się łokciami o parapet, podparła głowę rękoma i zapatrzona w białą dal, roz-
marzyła się. Jak dziecko, śniące na jawie. W głowie ożyło wspomnienie poprzedniego wieczoru,
wspomnienie o tych dotychczas nieznanych przeżyciach, o wszystkim, czego wczoraj doświadczyła z
Winth-ropem.
Winthrop... Jak by to było, gdyby ona i Winthrop zostali razem przysypani śniegiem. Tylko ona i on...
Diana PALMER
113
Jej marzenia zostały brutalnie przerwane warkotem zajeżdżającego przed dom wielkiego dżipa z
Winthropem w środku. Po chwili okazało się, że nie tylko z nim, bowiem z samochodu wysiadło
jeszcze kilka osób. Nicky domyśliła się, że tó zapowiadani przez Winthropa myśliwi. Wyglądali
nawet interesująco. Najpierw ukazała się wyjątkowo zgrabna rudowłosa dziewczyna, spowita od stóp
do głów w białe futro. Potem dwóch starszych panów, jeden w wełnianym płaszczu w kratę, drugi w
skórzanym. A na końcu wysiadł bardzo dobrze zbudowany, siwowłosy, przystojny mężczyzna z
wydatnym nosem. Ubrany w tweedy...
Na jego widok Nicky jak oparzona odskoczyła od okna. Boże! Nie! Tylko nie on! Natychmiast trzeba
wracać do Chicago. Od razu, już, w tej sekundzie. Wrzucić rzeczy do torby i brać nogi za pas.
Natychmiast wróciły wspomnienia. Awantury, którym nie było końca. Ojciec bijący się w piersi,
kiedy gorąco przepraszał za ostatni skok w bok. Zmiech matki, bardzo gorzki. Nicky zasłoniła twarz
rękoma, jak tamta mała dziewczynka, która zwykle uciekała wtedy do kuchni i wtuliwszy twarz w
miękki podofek rozłożystej Lalli, szlochała, póki rodzice nie przestali się kłócić.
Nagle usłyszała gdzieś za drzwiami głos Geralda.
- Nicky! Zejdz na dół! Czy wiesz, kto przyjechał? Twój ojciec!
Kiedy go zobaczyła, wystraszyła się. Teraz czuła, że wpada w panikę. Winthrop spytał ją wprost, czy
Dominie White jest jej krewnym. Odpowiedziała
114
Ciepły wiatr
wymijająco. Nie pisnęła ani słowa o swoim pochodzeniu, kim dla niej jest właściciel stadniny Rock-
hampton, nie zdradziła, że zrezygnowała z ogromnych pieniędzy po matce. Po prostu nie powiedziała
prawdy. I co teraz Winthrop o niej pomyśli?
- Zaraz schodzę! - zawołała nienaturalnie cienkim głosem i zaczęła się ubierać. Ręce drżały, kiedy
wkładała szare spodnie, potem sweter, ten, który dzięki Mary czarodziejce odzyskał biel. Miała go
przecież na sobie, kiedy pomagała Winthropowi odbierać poród zrebięcia. Teraz nałożyła go
specjalnie, bo może w tym właśnie swetrze łatwiej jej będzie przeżyć kilka kolejnych godzin.
Przejechała szczotką po włosach, musnęła szminką wargi. W lustrze widziała bladą, ściągniętą twarz,
w oczach strach, jak u zaszczutego zwierzęcia. Matko święta! Tylu ludzi jest na świecie! Tysiące
hoduje konie i jezdzi na polowania. Dlaczego właśnie on? Kiedy Winthrop wspomniał, że był w
Kentucky, że słyszał o stadninie Rockhampton, coś ją tknęło. Ojciec, znany sportsmen, mógł przecież
nabrać ochoty na polowanie w Montanie. I niestety, jej obawy okazały się słuszne.
Schodziła po schodach jak na ścięcie. Z salonu dobiegały ją głosy wielu osób, kiedy jednak tam
weszła, przede wszystkim spojrzała na Winthropa. Czuły kochanek z dnia poprzedniego należał już do
przeszłości. Spojrzenie Winthropa było lodowate. I przelotne, bo natychmiast odwrócił się do swoich
gości.
Natomiast Gerald promieniał.
Diana PALMER
115
- Oto i ona! - wykrzyknął radośnie, wychodząc jej na spotkanie. Całe szczęście, że położył rękę na jej
ramieniu, bo to jakoś dodawało jej sił, kiedy podprowadzał ją do rosłego, siwowłosego mężczyzny w
tweedach.
Dominie White powitał córkę bardzo chłodno.
- Witaj, Nicky. Dawno się nie widzieliśmy...
- To i tak za krótko - odparła drewnianym głosem.
Winthrop zmarszczył brwi. %7ładnych uśmiechów, żadnego rzucania się sobie w objęcia. Nie
spodziewał się takiego powitania ojca z córką.
Dominie White nawet nie podszedł do córki, tylko wstał i wskazał ręką na rudowłosą piękność w
białym długim futrze.
- Carol Murdock. Bawi u mnie z wizytą. Carol najpierw uśmiechnęła się promiennie do
Dominica, starszego od niej o co najmniej piętnaście lat. Potem, równie promiennie, uśmiechnęła się
do jego córki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •