[ Pobierz całość w formacie PDF ]

blaszanych w informacji  nie było takiego numeru. Usiadłem w fotelu, w ustach mi jakoś
wyschło, dookoła panowała wielka cisza, zapaliłem papierosa... Joanna wróciła do domu
około dziesiątej wieczór, robiła wrażenie zmęczonej, nogi miała zakurzone, twarz szarą. Dłu-
go siedziała w łazience. Wziąłem się do przyrządzania kolacji. Wyciągnąłem biały obrus,
wypolerowałem, jak stary Grzegorz, do połysku kieliszki, otworzyłem puszkę z oliwkami,
zaparzyłem najlepszą angielską herbatę. Kiedy Joanna wyszła z mokrymi włosami, na stole
była przygotowana mała uroczystość na dwie osoby.  Co to za święto?  zapytała.
 Zwięto? Może i święto  uśmiechnąłem się najszczerzej, jak tylko mogłem. Rzuciła
okiem na kalendarz, zmarszczyła brwi, myślała intensywnie, nic nie przypomniała sobie. Wy-
ciągnęła suszarkę, przesuszyła włosy, uczesała je, ubrała się w mini sukienkę, którą bardzo
lubiłem, włożyła pantofle. Przyglądałem jej się uważnie, chłodno. Obojętność moich obser-
wacji załamała się jednak szybko. Chciałem żyć na ziemi z tą kobietą, tego byłem już zupeł-
nie pewny. Wypiliśmy po jednym koniaku, potem po drugim, atmosfera jakby się rozluzniła.
Joanna zapomniała na moment o wielkiej pretensji, ja o jej spakowanych rzeczach, dziwnym
telefonie i rodzącym się podejrzeniu. Potem przyszła noc. Gdy poczułem Joannę blisko siebie,
dotykałem jej nagiego ciała, czułem zaciskające się na moich skroniach kleszcze.  Jak ona
może  myślałem  być moją i chyba jeszcze kogoś?  Chciałem obudzić w niej dawną Joan-
nę... Stała się taką na krótką chwilę, tylko raz w ciągu całej długiej nocy. Pózniej patrzyła w
85
sufit, myślała o czymś dla mnie niedostępnym. Gdzieś pod moim gardłem rosła kula ołowiu.
Więc to tak? Czyżby nie wytrzymała rybackiej rozłąki? Jest już ktoś inny i ona tak dzieli, jest
dla niego, ale jeszcze i dla mnie? A przyjazd na statek? Co tam było z fałszu? Artystka Joan-
na. Artystka? Czy to tylko nieporozumienie? A moja przygoda z Mariolą? Mariola, noc w
krajowym porcie z dziewczyną za pieniądze, w końcu głupstwo, ale odrobinę osłabiło radość
spotkania z Joanną. Więc jeżeli ona? Leżała obok kobieta, do której każdego roku tęskniłem
co najmniej trzysta dni i trzysta nocy...  Fabryka opakowań blaszanych...  swoją drogą mógł
facet wymyślić coś bardziej ciekawego...  I kiedy tak się trułem, Joanna ułożyła głowę na
moim ramieniu.
 Ty mnie już nie kochasz  powiedziała głucho, nie do mnie, raczej do siebie, jedynie
przy mnie. Jeżeli moje domysły miały być słuszne, rzeczywiście z niej aktorka, sposób, w jaki
to powiedziała, wykluczał zwyczajne kłamstwo. To była w sumie zła noc. Rano w łazience
przy goleniu przyglądałem się sobie uważnie w lustrze. Na młodzika, już nie wyglądałem.
Może się więc zastanowić głębiej nad propozycją znacznie młodszej dziewczyny? Założyć z
Joanną kiosk, smażyć ryby, rozwijać interes, kupić duży samochód, przyczepę campingową,
bo i siwizna na skroniach, czółko zryte bruzdami, pod oczkami też jakby zmarszczeniami.
Następny i następny dzień przewaliły się powoli na minioną część życia, nie szybciej jak
na statku, kiedy nie ma ryby.
86
W środę wieczorem przyjechał Melchior z Warszawy. Przyniósł dla Joanny pęk czerwo-
nych gozdzików, a dla mnie butelkę francuskiego koniaku dobrej marki. Dla siebie przywiózł
dwa akademickie notatniki po dwieście kartek A-4 każdy i dwanaście ostro zatemperowanych
ołówków. Miał widocznie zamiar zacząć i skończyć za jednym zamachem ową zbeletryzowa-
ną biografię  Marynarzy, którzy walczyli... Joanna wystrzeliła z pistoletowym obiadem, ob-
nosiła się po domu w powłóczystych do kostek spódnicach i w ogóle miałem wrażenie, że
Melchior interesuje się bardziej Joanną niż statkami weteranami drugiej wojny światowej i
marynarzami biorącymi udział w wojnie.  Może to on?  strzeliła mi myśl do głowy.  Może
to on dzwonił? Przyjechał tu, kiedy mnie nie było, zwąchali się z Joanną... i ten list do Daka-
ru, a teraz przyjazd niby po materiały to komedia, oni są głównymi bohaterami, a ja... śmiej
się, pajacu... Kwiaty, prezenty? Nawet to, że Joanna szczerzyła zęby w promiennych uśmie-
chach bardziej do mnie niż do Melchiora, zdawało się potwierdzać podejrzenia. Siedziałem
jednak cicho, byłem uprzejmy dla gościa, prawie uroczysty dla Joanny. Nieraz spływała na
mnie myśl: Czy ty aby, stary, nie wpadasz w przesadę? Cóż znowu za przypuszczenia? A jak
ma chodzić Joanna, kiedy modne są długie spódnice? Jak Melchior mógł nie przywiezć
kwiatów, skoro tu się zwalił niespodziewanie? A czy może za nią nie kręcić łbem, nie prze-
wracać oczami, skoro ona akurat tak wygląda, że każdy to robi?  I wtedy przypomniała mi
się owa nieszczęsna historyjka z hotelem w małym miasteczku i żoną jednego takiego jak ja z
 Mureny .  Biłem się z myślami, śledziłem każdy jej ruch i każde jego spojrzenie i upew-
niałem się coraz bardziej, że jeśli robią ze mnie idiotę, to robią bardzo inteligentnie, bo ja nic,
absolutnie nie takiego zauważyć między nimi nie mogę. Kiedy raz rozmowa wkroczyła na
temat tych nieszczęśników z  Parsenty , Joanna przyniosła plik gazet z relacjami katastrofy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •