[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jestem bogata. Oprócz tej posiadłości mam dom w Londynie i pieniądze
zainwestowane w różne przedsięwzięcia. W domu jest biżuteria. Po śmierci
Cedrica zmieniłam testament. Część pieniędzy zostawiłam twojej mamie, a resz-
tę... - Starsza pani westchnęła. - Nie mogę uwierzyć, że Joshua chciałby mnie
zabić. Przecież pozwoliłam mu korzystać z londyńskiego domu. Poza tym
wydaje się dobrym i uroczym młodzieńcem.
- O ile dobrze zrozumiałam, wtedy, gdy ktoś dolał laudanum do nalewki
na trawienie, jego tu nie było.
- Mówię o tym tylko dlatego, że on jest głównym spadkobiercą. Poza tym
przeznaczyłam niewielkie kwoty dla doktora Thomsona i Jane.
- Proszę mi wybaczyć to pytanie, ale co stanie się z posiadłością i domem
po cioci śmierci?
- Pewnie zostanie sprzedana. Czemu pytasz?
- Dziś rano zaobserwowałam w naszej zatoce coś podejrzanego i
zastanawiam się, czy przypadkiem nie korzystają z niej przemytnicy. Widziałam
statek.
- Nie rozumiem. - Lady Edgeworthy zmarszczyła brwi. - Czy chodzi o to,
że chcieliby pozbyć się świadków swojego procederu?
- Właśnie.
- Możliwe. Od razu lżej mi na sercu. Byłabym zdruzgotana, gdybym
odkryła śmiertelnego wroga wśród bliskich. Cieszę cię, że ci wszystko
wyjawiłam, chociaż mam wyrzuty sumienia, że obarczam cię takim ciężarem.
- 30 -
S
R
- Nic nie szkodzi. Będę miała oczy i uszy szeroko otwarte. Jeśli zauważę
coś podejrzanego, od razu cioci o tym powiem i razem się zastanowimy, jak
zadbać o cioci bezpieczeństwo.
- Dobra z ciebie dziewczyna, Marianne. - Lady Edgeworthy popatrzyła z
czułością na siostrzenicę. - Przyznam ci się, że podejrzewałam Joshuę albo Jane
i było mi z tym bardzo ciężko. To nie może być żadne z nich.
- A może któraś ze służących? Ta, co ją bolały zęby... Może przyszła do
pokoju cioci, żeby pożyczyć trochę laudanum?
- Bessie nie kradnie - odparła z przekonaniem ciotka. - Jestem pewna, że
gdyby potrzebowała lekarstwa, to by mnie poprosiła. Powiedziałabym jej, że
Jensen trzyma butelkę laudanum na wypadek, gdyby ktoś ze służby potrzebował
tego środka.
- Może nie chciała budzić Jensena? Butelka z laudanum była do połowy
pusta i ciocia twierdzi, że lek przelano do miętowej nalewki na trawienie. Skąd
ciocia o tym wie?
- Nie wiem. Przypuszczam i na wszelki wypadek wylałam nalewkę. Może
rzeczywiście to ktoś ze służby... Wcześniej o tym nie pomyślałam.
- Musimy zachować czujność, ale ciocia nie powinna się denerwować.
Niewykluczone, że jednak to była służąca szukająca laudanum - powiedziała
Marianne, aby uspokoić lady Edgeworthy.
- Nie zamierzam wpadać w panikę. Odkąd jesteś, czuję się dużo pewniej.
- To dobrze. Cieszę, że mogę być przy cioci - zapewniła Marianne.
Idąc na górę, żeby się przebrać, rozważała całą sytuację. Nie wierzyła w
to, że ktoś włamał się do domu tylko po to, aby ukraść laudanum. Postanowiła,
że za wszelką cenę musi rozwikłać zagadkę, choćby tylko po to, żeby ciotka
wreszcie zaznała spokoju.
Następne dwa dni upłynęły bez żadnych incydentów. Marianne powoli
przyzwyczajała się do życia w nowym miejscu. Rano spacerowała albo
wykonywała drobne prace. Przynosiła z ogrodu kwiaty i układała je w
- 31 -
S
R
wazonach. Zaczynały dojrzewać niektóre owoce i pewnego ranka pomogła
zbierać czerwone porzeczki na galaretkę i maliny na soki i dżemy.
Popołudniami siadała w salonie w towarzystwie ciotki oraz Jane. Zajmowały się
robótkami, grały w karty, czasami Jane czytała im na głos.
Marianne obserwowała damę do towarzystwa, wyczulona na oznaki żalu
w stosunku do lady Edgeworthy, chlebodawczyni, ale na razie widziała tylko
szczerą sympatię i szacunek. Jane zaczęła zdradzać oznaki pewnego
podniecenia, gdy złożył im wizytę doktor Thompson. Podając mu herbatę i cia-
sto, rumieniła się i starannie unikała jego wzroku, a potem usiadła, wybierając
krzesło obok lady Edgeworthy.
- O tej porze roku nie ma aż tylu przeziębień co zimą, prawda? -
zagadnęła lady Edgeworthy.
- Istotnie, ale w Wheal Mary zdarzył się niedawno wypadek i musiałem
opatrywać pięciu rannych górników. Niestety, dwaj nie zdołali się wydostać i
zginęli pod ziemią.
- To straszne - powiedziała z westchnieniem lady Edgeworthy. - Mam
wrażenie, że ta kopalnia jest wyjątkowo pechowa.
- Rzeczywiście. Rozmawiałem z sir Henrym Milburnem na temat
bezpieczeństwa górników, ale obawiam się, że nie kiwnie palcem w tej sprawie
dopóty, dopóki prawo go do tego nie zmusi.
- W tej części kraju nie ma wielu miejsc pracy. Ludzie muszą ryzykować
w kopalniach lub na morzu. Tylko nielicznych od dziecka przyucza się do
handlu.
- Taka nauka kosztuje, a tutejsi ludzie nie mają pieniędzy. Każdy
zarobiony grosz idzie na jedzenie i ubranie. Rzadko kogo stać na opłacanie
nauki dziecka przez siedem lat. - Doktor Thompson zwrócił się do Marianne:
- Pani pochodzi z innej części kraju i nie orientuje się, jak wygląda
sytuacja. Nasza ziemia nie jest tak płodna jak na wschodzie.
- 32 -
S
R
- Nie zdawałam sobie sprawy, że życie tu jest takie ciężkie. - Marianne
spojrzała na doktora z zainteresowaniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •