[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Entuzjazm Eriki jakby się trochę zmniejszył.
- A o jakiej sumie mówimy?
April milczała. Suma wydała się jej teraz śmiesznie mała. Zdobyła
się wreszcie na odwagę i wymieniła ją. Erica się roześmiała. Wstała z
kanapy i sięgnęła po swoją pelerynę.
- Ciasteczka były znakomite. Z przyjemnością wykonam dla ciebie
postument do tej rzezby. Ale jeśli chodzi o rynek, uważam, że tracimy
czas.
100
RS
ROZDZIAA
9
- Erico, poczekaj!
April dogoniła ją przy drzwiach.
- Czy nie ma jakiegoś sposobu? Może mogłabyś użyć tańszych
materiałów albo zrobić rzezbę nieco mniejszą? I nie musimy mieć jej
natychmiast. Możemy poczekać, aż będziesz wolna.
Erica potrząsnęła głową, zapinając pelerynę.
- Pomniejszyłoby to artystyczną wartość rzezby, a tego byś nie
chciała. Lepiej nie mieć nic niż coś, co nie ma odpowiedniej rangi, co nie
spełnia twoich oczekiwań.
Popatrzyła na April ze współczuciem.
- Może znajdziesz innego rzezbiarza, który zgodzi się wykonać taką
rzezbę za samą możliwość publicznego wystawienia jej, nie licząc na
zarobek. Suma, którą proponujesz, zaledwie pokryje koszt materiałów.
- Nie chcę innego rzezbiarza. Kiedy tylko zobaczyłam twoją rzezbę
w witrynie galerii, wiedziałam, że jesteś osobą, która stworzy to, o czym
właśnie myślę. Teraz porównywałabym prace innych rzezbiarzy z twoją i
zawsze uznawałabym je za gorsze.
- Z przyjemnością to słyszę, ale ja muszę zarabiać na życie. A poza
kosztem materiałów poniosłabym wydatki na transport, a musiałabym ją
przewiezć w kilku częściach. Jeszcze opłaty za hotel, posiłki.
- Nie, mieszkałabyś u mnie, w wiejskiej ciszy i spokoju. Mogłabyś
zostać tak długo, jakbyś tylko chciała, a nawet pracować tam nad innymi
rzezbami. Czy nie mówiłaś, że to by ci się podobało?
101
RS
- Tak, ale..
- Wspomniałaś o potrzebie wyróżnienia się, o pokazaniu się szerszej
publiczności. Jestem pewna, że taka praca zasługiwałaby, aby ją
zareklamować we wszystkich środkach masowego przekazu, a o to ja bym
się postarała.
- Jest w tym pewna racja, przyznaję. Nikt z nas, w środowisku
artystycznym, nie może sobie pozwolić na lekceważenie reklamy, ale to
zbyt dużo by mnie kosztowało. Niech ktoś inny skorzysta z tej szansy i
zdobędzie popularność.
April odetchnęła głęboko i zagrała kartą atutową. Kartą, która mogła
zarówno skłonić Erice do podjęcia pracy, jak i umocnić ją w
dotychczasowym postanowieniu.
- Nie wspomniałam jeszcze o jednej sprawie, mianowicie o tym, że
spodziewam się pewnego sprzeciwu ze strony bardziej konserwatywnych
mieszkańców naszego miasta.
- O? - Erica, zaintrygowana, uniosła brwi.
- Niektórzy mieszkańcy Booneville chcą, aby w mieście pozostawić
wszystko tak, jak było dotychczas, bez względu na to, czy to się znudziło,
czy nie. Szczególnie jeden człowiek, dyrektor banku, nie chciał w ogóle
zgodzić się na zakup rzezby. Wreszcie przystał na to, ale pod warunkiem,
że będzie to jakiś wojownik na koniu lub coś w tym guście.
- Rozumiem. - W oczach Eriki zapaliły się buntownicze błyski.
April zauważyła to i ciągnęła dalej:
- Kobieta, która ofiarowała te pieniądze miastu, była moją wielką
przyjaciółką i osobą o twórczym umyśle. W testamencie włączyła mnie do
zarządu funduszami, jako jedyną kobietę. Uważam, że chciała, abym
102
RS
tchnęła w to miasto powiew nowoczesności, a ta rzezba byłaby właśnie
pierwszym krokiem w kierunku postępu.
- A co z tą opozycją? Czy są dość silni, aby odrzucić projekt mojej
rzezby?
April zauważyła, że Erica powiedziała mojej rzezby".
Najwidoczniej rozważała jeszcze możliwość przyjęcia propozycji.
- Nie wiem - odparła April uczciwie. - Ale będę walczyć, abyś ty
dostała to zamówienie, a nie ktoś, kto wyrzezbi żołnierza na koniu.
Erica spojrzała jej prosto w oczy.
- Wydaje mi się, że w stanie Illinois mamy dostatecznie dużo takich
konnych pomników - zauważyła.
- Ja też tak myślę.
Erica wyciągnęła do niej rękę.
- Przekonaj dyrektora banku, a ja wystawię ci tę rzezbę.
April miała ochotę krzyknąć z radości, ale odłożyła to do chwili, gdy
będzie sama.
- Dziękuję. Dziękuję ci bardzo, bardzo serdecznie - powiedziała z
całą godnością, na jaką ją było stać. Lecz gdy Erica znalazła się już w
bezpiecznej odległości, wydała okrzyk triumfu.
April mogła już właściwie wrócić do domu. Postanowiła jednak
zostać z Danem do piątku.
- yle to zorganizowaliśmy - powiedział Dan w czwartek wieczorem,
gdy leżeli w łóżku złączeni uściskiem.
April uśmiechnęła się. Dan zawsze będzie wszystko oceniał z punktu
widzenia organizacji sprawnej lub złej. Taki już pozostanie, ale teraz
przestało jej to przeszkadzać. Wystarczająco dużo wyobrazni i namiętności
103
RS
wykazał w akcie miłosnym, a to równoważyło z nawiązką jego trzezwość
w innych dziedzinach życia.
- Powinnaś była przyjechać na weekend - kontynuował. - Czy nie
możesz zostać do poniedziałku?
- To brzmi bardzo zachęcająco, ale nie mogę. Wsunął jej rękę pod
plecy i przysunął bliżej siebie.
- Moglibyśmy spać cały sobotni ranek, przyniósłbym ci śniadanie do
łóżka i nie musielibyśmy wcale patrzeć na zegar. Czy podawano ci
kiedykolwiek śniadanie do łóżka?
Przytuliła się do niego jak najbliżej.
- Dan, niestety, nie mogę - odparła z westchnieniem. - Moi rodzice i
tak byli dobrzy, że zgodzili się zajmować farmą przez pięć dni. Nie
wypada mi prosić o więcej. To jeden z powodów.
- Jesteś bardzo skrępowana pracą na farmie - zauważył Dan.
- Tak jak ty swoją - powiedziała sztywno. - Czy sprzedawanie
odzieży i sprzętu sportowego sprawia ci radość? - spytała.
- Jest lepsze od harowania na roli.
- A życie w Chicago? Raz już cię o to pytałam, ale wykręciłeś się od
odpowiedzi.
- Adonis - moja firma - nie ma sklepu w Booneville i nie wydaje mi
się, żeby go tam otworzyli w najbliższej przyszłości. Jeżeli dostanę awans,
będę się musiał przenieść prawdopodobnie do Cincinnati.
- Rozumiem.
- To nie znaczy, że się na to zgodzę. Wiele zależy od tego, co się
zdarzy...
- Między nami - dodała.
104
RS
- Czy to, co przeżyliśmy w ostatnich dniach, ma dla ciebie jakieś
znaczenie? - spytał.
- Oczywiście, że ma.
- Czy chciałabyś, aby to trwało?
- Na jakich warunkach?
- Bez warunków, w ogóle. Z. naszej rozmowy wynika, że nie
jesteśmy gotowi do zasadniczych zmian mimo uczuć, jakie do siebie
żywimy.
- Boisz się nazywać te uczucia.
- A ty wiesz, jak je nazwać?
- Nie - przyznała cichym głosem po dłuższej chwili. - Kiedyś
mówiliśmy te słowa, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy, co one znaczą. To,
co teraz do ciebie czuję, jest o wiele głębsze, ale ciągle się boję, czy to nie
zwykła, stara żądza.
Uśmiechnął się.
- Nie nazwałbym jej ani zwykłą, ani starą. Jest żywa i wspaniała.
- Po namyśle też bym tak powiedziała.
- April, mam jedną prośbę.
- Jaką?
- %7łebyś na jakiś czas wzięła ten pierścionek.
- Pierścionek? Dan, nie mogłabym...
- Nie musisz go nosić na palcu. Wiem, że wywołałoby to zbyt wiele
komentarzy. O, Boże, sam nie wierzę, że chcę to powiedzieć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona pocz±tkowa
- Briggs Patricia Mercedes Thompson 01 Zew ksiÄĹźyca
- GR820. (Duo) Lewis Jennifer PrzeĹomowa noc
- Warren Murphy Destroyer 085 Blood Lust
- 2007 02. Randka w walentynki 1. Thompson Vicki Lewis NiebiaĹskie zapachy
- Richard R
- Astronomia dla bystrzakow
- studium w szkarlacie
- brust steven teckla
- Hollywood Hills Holly and Alexa_Book 3 Aimee Friedman
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- g4p.htw.pl