[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Efekt był piorunujący, jakby przebiegła przez nich iskra elektryczna.
Oboje stali przez chwilę bez ruchu, rozkoszując się tym uczuciem.
Gage wolno zsunął jej z ramion narzutkę i spuścił ramiączko koszuli
nocnej, odsłaniając pierś, którą przykrył dłonią. Sutka, krągła i dosko-
nała jak dojrzała wiśnia, nabrzmiała pod jego dotykiem, a serce Tary
zabiło niespokojnie.
Uśmiechnął się.
-Cudownie jest czuć cię tak blisko. A będzie nam jeszcze lepiej.
Może - odparła z niepewnym uśmiechem.
Dlaczego tylko  może"?
Nie jestem zbyt dobra w tych sprawach, Gage - powiedziała poważ-
nie;! trochę dziecinnie. - To znaczy, w łóżku. Ale cię pragnę. Jak nig-
dy dotąd żadnego mężczyzny.
Poczuł, jak oblewa go żar na te słowa, ale zmusił się do zachowania
spokoju, widząc w jej oczach, że chce coś jeszcze powiedzieć.
- I...?
S
R
I boję się, że cię rozczaruję.
%7łe nie spełnisz moich oczekiwań? - spytał, pamiętając, co mówiła mu
wcześniej.
Tak. Potrząsnął głową.
To niemożliwe.
Co ci daje tę pewność?
Potarł kciukiem jej brodawkę, a Tara mimo woli zadrżała na całym
ciele.
To - powiedział.
Ale...
- To mi daje tę pewność - przerwał, zanurzając drugą rękę w jej włosy
- oraz fakt, że niczego od ciebie nie oczekuję. Ani przez moment nie
chciałem, abyś się zachowywała jak wykwalifikowana panienka
na zamówienie. - Założył jej pasmo włosów za ucho i pogładził po
głowie delikatnym gestem, który ją zarazem uspokajał i podniecał. -
Miałaś być sobą, pamiętasz?
Tara kiwnęła głową i zaczęła wolno zsuwać mu koszulę z barczystych
ramion. Rozebrali się nawzajem bez pośpiechu, dotykając się, głasz-
cząc, bez słowa podziwiając to, co odkrywają. A kiedy już byli nadzy
i bardzo podnieceni, Gage wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Chciał
wejść w nią zaraz, natychmiast, bez dalszej zwłoki i zabrać ją tam,
dokąd oboje dążyli, ale ona była dziwnie drżąca i nieśmiała. Gage
zrozumiał, że nie powinien się śpieszyć. Objął Tarę mocno ramie-
niem, przytulił i pocałował, przesuwając drugą ręką pieszczotliwie po
jej ciele. Poruszyła się pod nim niespokojnie.
- Gage? - szepnęła niepewnie.
S
R
Odpręż się, maleńka. Odpręż się i nie myśl o niczym.
Ale...
- %7ładnych ale. - Zamknął jej usta pocałunkiem.
Była miękka, uległa i chętna. Jej usta były gorące,
a język równie żarliwy w pieszczotach, jak jego język. Oplotła go ra-
mionami, gładząc nieco bezradnie dłońmi jego plecy, jakby nie wie-
działa, co dalej robić. Jej piękne piersi były pełne i krągłe, a sutki
twarde pod jego kciukiem. Skóra na jej brzuchu była gładka jak aksa-
mit, a napięte mięśnie ud zadrżały, kiedy wsunął między nie palce.
Położył dłoń na kępce złotorudych włosów na jej wzgórku łonowym i
poczuł, jak Tara sztywnieje.
- Wszystko będzie dobrze - szepnął uspokajająco, gładząc jej biodro.
Jego głos był chrapliwy i na brzmiały pożądaniem. Objechał delikat-
nie palcem trójkącik jej włosów. - Tylko odpręż się, Taro. - Starał się
mówić łagodnie i niezbyt nagląco, ale czuł, że zaraz eksploduje, jeśli
ona go nie posłucha.  Proszę cię, Taro.
Wahała się jeszcze przez chwilę, drżąc z obawy i głębokiej, kobiecej
niepewności. Co będzie, jeśli go rozczaruje?
- Tara, kochanie, proszę - szepnął urywanym głosem, jak człowiek
konający z pragnienia.
Westchnęła i poddała mu się, poddała się swojej przemożnej potrzebie
i naturalnemu odruchowi, z nadzieją, że to wystarczy.
I w zupełności wystarczyło.
Teraz nie potrafiła już nad niczym zapanować, nie mogła już kontro-
lować swoich reakcji, nie mogła się
S
R
bronić przed bólem i cierpieniem, jakie niewątpliwie ją czekają po
tym wybuchu ekstazy. Tego właśnie się cały czas bała, przemknęło jej
przez głowę, kiedy unosiła biodra, żeby mocniej przywrzeć do Gage'a.
Wiedziała gdzieś w głębi ducha, że on jest w stanie obudzić w niej
uczucia, którym nie chciała się poddać.
I, jak prosił, była sobą, kiedy wydała długi, nieartykułowany okrzyk
niewysłowionej rozkoszy, spadając w przepaść błogości z wyżyn naj-
wyższego upojenia. W tym okrzyku znalazły ujście wszystkie jej tłu-
mione pasje i potrzeby, uczucie, jakie wbrew sobie do niego żywiła, i
cudowna, wszechogarniająca, niewytłumaczalna radość.
Długo wracali do siebie, ciężko dysząc, z trudem łapiąc oddech i sta-
rając się uciszyć bicie rozszalałych serc. Gage pierwszy odzyskał siły i
podniósł się na łokciu, patrząc na leżącą obok kobietę. Jego twarz roz-
jaśniła się uśmiechem pełnym męskiej dumy.
Policzki Tary były zaczerwienione i wilgotne, zmierzwione włosy
wiły się na atłasowej poduszce, egzotyczne, szmaragdowe oczy za-
snuwała mgiełka, a usta były lekko rozchylone, jakby zapraszały do
pocałunku.
Gage poczuł, że znów pragnie Tary. To było nowe, nie znane mu
przedtem, wspaniałe uczucie. Odsunął z jej mokrego policzka wilgot-
ne kosmyki włosów i pochylając się, żeby ją pocałować, powiedział z
udanym wyrzutem:
- A mówiłaś, że nie jesteś w tym dobra.
S
R
ROZDZIAA 7
Niczego nie użyliśmy - szepnął, przychodząc do siebie szybciej teraz
niż za pierwszym razem.
Uhm? -mruknęła Tara leniwie, wciąż trochę oszołomiona intensywno-
ścią własnych doznań. Pogłaskała Gage'a po plecach, pogrążona w
rozkosznej błogości. - Co mówisz?
Gage podniósł głowę i spojrzał na nią.
Niczego nie użyliśmy - powtórzył. - Mówię o środkach antykoncep-
cyjnych. Chyba że ty...?
Nie. - Jej dłoń znieruchomiała na jego plecach, kiedy dotarł do niej
sens tych słów. - Ja nie. - Nie mogła niczego zastosować, nawet gdyby
o tym pamiętała, z tego prostego powodu, że niczego nie miała. -
Przepraszam, Gage, ja...
To nie twoja wina tylko moja. Niech to diabli! Mam pół tuzina pre-
zerwatyw w kieszeni dżinsów i zupełnie o nich zapomniałem. - Jego
mina świadczyła, że nie może uwierzyć we własną głupotę i nie-
ostrożność. - Po prostu zupełnie straciłem głowę.
Przepraszam - powtórzyła Tara, cichym i nieszczęśliwym głosem,
raptownie wyrwana ze stanu
S
R
błogości. Bez względu na to, co teraz mówił, wiedziała, czyja to bę-
dzie wina, jeśli coś się stanie. Jej. W przeciwieństwie do głoszonych
haseł równej odpowiedzialności i tak w końcu kobieta jest obarczana
winą za zaniechanie środków antykoncepcyjnych.
Nie, to ja powinienem o to zadbać i tego nie zrobiłem. To nie jest w
najmniejszym stopniu twoja wina - zapewnił Gage, odsuwając jej
włosy z czoła. Naraz uśmiechnął się. - Choć może jednak twoja - po-
wiedział, patrząc na nią ciepło. - Jesteś taka piękna i seksowna, że
zupełnie się zatraciłem.
Przepra...
Nie mów tak. - Położył jej palec na ustach. - I nie miej takiej zrozpa-
czonej miny. Pewno i tak nie ma się o co martwić. - Pocałował ją i nie
doczekawszy się odpowiedzi, spytał: - A może jest?
Patrzyła na niego nie rozumiejącym wzrokiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •