[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kubkiem gorącej kawy w ręce. Stała i rozmyślała, gdy nagle usłyszała za sobą wołanie. To Will biegła
w jej stronę.
Nie mogąc złapać tchu, zaczęła bez ogródek:
- Pani Kincaid, czy mogłaby mi pani oddać pewną przysługę- raz po raz głośno nabierała w
płuca powietrza.
' - Dzień dobry, Willow, sądziłam, \e nie wolno ci tu przychodzić.
- O to właśnie chodzi, tam na lodówce są moje rysunki, prawda? - zapytała wcią\ jeszcze
zasapana.
- Tak, to prawda.
- Muszę je stamtąd zabrać. Czy zgodzi się pani na to?
- Tak, oczywiście.
Obie weszły do środka i Will natychmiast skierowała się w stronę lodówki.
- Często odwiedzałaś tutaj te panie?
- Ró\nie, musiałam uwa\ać, \eby tata mnie na tym nie złapał. Ryzykowałam tylko wtedy, gdy
nie było go w domu. Będę miała powa\ne kłopoty, jeśli się teraz o wszystkim dowie. Ale warto było -
dodała ju\ spokojniej -i Fang te\ tu ze mną przychodził, bo on umie pomóc ludziom, którzy są smutni.
Rozwesela ich i rozbawia, a\ zapominają o swoich kłopotach.
Caprice poczuła wyrzuty sumienia. Tyle serca i czułości było w tych słowach, a ona okłamywała
tę małą, twierdząc, \e jest jedną z tych pań.
- Wielkie dzięki - szepnęła Will, wpychając rysunki pod bluzę. - Bardzo dziękuję te\ za
zaproszenie na kolację, ale nie chciałam, \eby tata zobaczył te rysunki. Jednak teraz... teraz chętnie
bym przyszła. Ciasto cytrynowe to mój ulubiony deser. Taty zresztą te\, ale oczywiście nie umie go
przyrządzić. Kiedyś spróbował je zrobić i smakowało jak karton z klejem - roześmiała się radośnie.
-Jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystko.
- Will, wiesz mo\e, dlaczego twój tata tak bardzo nie chce, \ebyś tu przychodziła?
- To taki rodzinny spór, proszę pani - powiedziała powa\nie. - Wczoraj tata mi o tym
opowiedział. Wszystko zaczęło się bardzo dawno temu, jeszcze mnie nawet na świecie nie było. -
Nagle podbiegła kilka kroków w stronę Caprice. - Ale jest jeszcze coś, za co on jest wściekły na
Lockhardów.
- Wiesz co to takiego?
- Nie, powiedział, \e o tym opowie mi, jak będę większa. Dodał tylko, \e dotyczy to jego mamy,
taty i Malcolma Lockharda, ale nie wiem, o co chodzi. - Mała spojrzała na zegarek. - O rety, muszę
ju\ lecieć. Do widzenia! - zawołała, ju\ biegnąc.
A zatem był jakiś konflikt pomiędzy jej ojcem a rodzicami Gabe'a i to na tyle powa\ny, \e do
dziś w sercu tego mę\czyzny panowała głęboka niechęć do wszystkich Lockhar-dów i wszystkiego, co
było z nimi w jakimkolwiek sensie związane. Jaką rolę odegrała w tym wszystkim tajemnicza Angela,
o której istnieniu dowiedziała się tylko przypadkiem? Oparła się zadumana o drzwi. Wiedziała, \e
albo pójdzie z tym prosto do Gabe'a, który najwyrazniej doskonale był poinformowany o całej sprawie,
albo zajmie jej to długie tygodnie, nim trafi na jakiś trop. Wiedziała, \e będzie musiała zachować
największą ostro\ność i nie wydać się, \e jest córką znienawidzonego przez Gabe'a Malcolma.
Zdawała sobie sprawę, \e gdyby dowiedział się, kim tak naprawdę jest, mógłby w ogóle nie chcieć z
nią rozmawiać. Sprawa okazała się wyjątkowo delikatna.
- To było naprawdę całkiem niezłe - powiedziała Will z wyrozumiałością.
Gabe uśmiechnął się i zalał wodą przypalony garnek.
- W skali od zera do dziesięciu dałabym ci - Will zamyśliła się na moment - no, jakieś cztery.
Ostatnio wyszło ci gorzej, pamiętasz?
- Pamiętam, pamiętam. A co powiedziałabyś na deser?
- Otworzył lodówkę i pokręcił głową. - No, to mo\e lody? - zapytał, schylając się do
zamra\alnika.
- Chętnie - odparła z mizernym uśmiechem Will.
- Wiem, lody jemy ju\ od tygodnia.
Gabe wyprostował się, gdy\ w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.
- Kto to mo\e być? - Uniósł brwi.
- Zobaczę! - wystrzeliła jak z procy Will. - Ojej, dzień dobry! - wykrzyknęła po chwili. - Tato,
tato, chodz tu szybko! Przyszła pani Kincaid! I zobacz, co przyniosła!
W drzwiach stała Caprice z ciastem cytrynowym w rękach. Na sam widok pianki na cieście,
zaczęła mu napływać do ust ślinka. Gwizdnął przeciągle i uśmiechnął się.
- Nie chcieliście przyjść do mnie, to ja przyszłam do was. Gabe zawahał się przez chwilę.
Naprawdę nie zamierzał zaprzyjazniać się z tą kobietą, ale jak tu odrzucić taką propozycję...
- To nie było konieczne, ale bardzo dziękujemy.
- Ale przecie\ pani Kincaid zje z nami - zawołała Will. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •