[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- W takim razie wybierz się do restauracji - odparowała. - Nie radziłabym ci
jednak wracać do Sary, Don zapowiedział, że będzie o nią walczyć...
- To dobrze. Mam nadzieję, iż zdaje sobie sprawę, że jeśli chce dostać jeszcze
jedną szansę, musi naprawdę dochować jej wierności.
- To chyba nie twoja sprawa - zauważyła ostro.
- Lubię Sarę, chcę, żeby była szczęśliwa, choć nie mam pojęcia, co ona widzi
w kimś takim jak Heston. Ale ty też go lubisz, prawda? Gdyby tak nie było, nie od-
jechałabyś z nim dzisiaj. Co też takiego kobiety w nim widzą? - Pokręcił głową.
- Już ci mówiłam, że między mną a Donem nic nie ma! To mój szef! - ziryto-
wała się. - Mógłbyś wreszcie dać sobie spokój z tymi przykrymi uwagami.
- A ty mogłabyś mi wreszcie uwierzyć, że nigdy nie miałem romansu z Sarą!
Jeśli ty mi uwierzysz, ja uwierzę tobie. - Uśmiechnął się.
Naprawdę bardzo pragnęła mu zaufać, ale obawiała się ryzyka. Przecież jej
matka ufała ojcu, a on odszedł, raniąc ją tak boleśnie, że nie była w stanie poradzić
sobie z tym do końca życia. Zresztą ona sama również dotkliwie odczuła jego stra-
tę... Jako mała dziewczynka wręcz ubóstwiała go, a mimo to opuścił ją.
- Wolałbym ci tego nie mówić, bo wyglądasz szalenie pociągająco, ale kiedy
tak stoisz przed tą lampą, twoja koszulka bardzo uroczo prześwituje - zauważył.
S
R
Aż krzyknęła z przerażenia, po czym pobiegła do sypialni, aby włożyć ciem-
noniebieski pikowany szlafrok. Nie zdążyła go jednak nawet narzucić, gdy w
drzwiach stanął Matt. Przyglądał jej się z rozbawieniem.
- Idz sobie! - syknęła, zarumieniona po same uszy.
Był bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki, gdyby chciała, mogłaby go z łatwo-
ścią dotknąć. A chciała tego, i to właśnie pragnienie napawało ją prawdziwym prze-
rażeniem, bo przecież ciągle nie była pewna, iż istotnie nie miał romansu z Sarą.
- Nie podchodz! - zawołała, gdy się poruszył.
- Nie mogę się powstrzymać - przyznał, wpatrując się intensywnie w jej oczy.
- Musiałem tu przyjechać, nie mogłem znieść myśli, że jesteś tu sama z Hestonem...
- Powtarzam ci, że między mną i Donem nic nie ma - przerwała mu.
- Jednak jestem zazdrosny, wiesz o tym, prawda?
Milczała zdumiona, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
- Pragnę cię, Bianko - wyszeptał, biorąc ją w ramiona.
- Nie, przestań - protestowała słabo, ale było już za pózno, bo w następnej se-
kundzie poczuła na ustach jego wargi.
Miała wrażenie, że świat usunął się spod stóp, kręciło jej się w głowie, straciła
panowanie nad sobą. Coraz mocniej tuliła się do niego, jego pocałunki z każdą
chwilą stawały się coraz bardziej namiętne, coraz gorętsze, a jednak pragnienie, ja-
kie w niej rozbudziły, wciąż rosło. Jak w transie posuwali się w kierunku łóżka, aż
wreszcie opadli na nie, nawet na moment się od siebie nie odrywając.
- Pragnąłem cię od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałem - wyznał, nie przesta-
jąc jej całować.
Nigdy nie sądziła, że może aż tak bardzo zmysłowo reagować na bliskość ja-
kiegokolwiek mężczyzny, nie podejrzewała się o równie silne uczucia, tymczasem
Matt rozbudził w niej płomień, który rozpalał ją do tego stopnia, że zupełnie nie
panowała nad sobą.
S
R
- Od czasu śmierci Aileen jesteś pierwszą kobietą, z którą chcę być. Na po-
czątku czułem się winny, pragnąc ciebie, sądziłem, że ją zdradzam. Miałem nadzie-
ję, że uda mi się o tobie zapomnieć, ale nic z tego, nie potrafię!
Doskonale rozumiała, co czuł, ona także za wszelką cenę starała się stłumić
podniecenie, które wywoływała w niej jego obecność. Również i jej nie udało się
wyrzucić go z pamięci. Pragnęła go bardziej niż kiedykolwiek dotąd, ale wspo-
mnienie o jego zmarłej żonie podziałało jak kubeł zimnej wody. Nie mogła mieć
pewności, czy drżał teraz na myśl o niej, czy może wciąż miał przed oczami obraz
Aileen.
Zabawne, jeszcze niedawno sądziła, że to Sara Heston jest jej rywalką, a tym-
czasem z przykrością zdała sobie sprawę, iż o jego względy musi walczyć z osobą,
której nie ma już na świecie, z kobietą, która raz na zawsze odcisnęła swój ślad na
sercu Matta. Nie miała najmniejszych szans. Nigdy jej nie pokocha tak, jak kochał
żonę. Zresztą nie było tu mowy o miłości, w grę wchodziło jedynie pożądanie, a to
zdecydowanie jej nie wystarczało.
- Nie! - wykrztusiła z trudem, odpychając go od siebie. - Nie mogę, Matt. Nie
potrafię teraz ocenić, co do ciebie czuję, ale jestem pewna, że jest jeszcze zbyt
wcześnie na coś tak poważnego, jak... Przecież poznaliśmy się dopiero dwa dni te-
mu! To wszystko dzieje się zbyt szybko, boję się.
Przez chwilę leżał bez ruchu, po czym powoli podniósł się i zaczął ubierać.
Nie uszło jej uwagi, że drżały mu ręce, gdy zapinał guziki koszuli.
- Masz rację - przyznał zdławionym głosem. - Za bardzo się pospieszyłem,
przepraszam, zupełnie straciłem głowę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona pocz±tkowa
- Charlotte Boyett Compo Winds Through Time (pdf)
- Zarzšdzanie zasobami ludzkimi. Strategie, procesy, metody
- 0030.Hughes Charlotte Tygrysica
- Strategy Manager
- 343. Hollis Christina W ogrodach Castelfino
- Cykl Indiana Jones Indiana Jones i powietrzni piraci Martin Ca
- Haugen Peter Sekrety i skandale rodów królewskich
- 173. Ross JoAnn Fala przyplywu
- Christie Agatha Tajemnica siedmiu zegarów
- Clover Autrey Upon Eagle's Light (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- artnat.opx.pl