[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znajomości.
No i dobrze.
Diana Palmer
193
Kiedy wrócili do Jacobsville, Theodora nama-
wiała ich, by zostali u niej, dopóki ich nowy dom
nie będzie w pełni gotowy na przyjęcie lokatorów.
W grę wchodził zaledwie tydzień. Żadne z nich nie
miało odwagi ani serca ogłosić, że podróż poślub-
na doprowadziła do postanowienia o rozwodzie.
Mimo to Evan wyczuł, że coś się między nimi
popsuło. Pierwszego wieczoru po ich powrocie
wyciągnął Mirandę na ganek.
– Gadaj, co jest grane – nakazał prosto z mostu.
– Słucham? – Zaskoczył ją, nie była w nastroju
do zwierzeń.
– Nie udawaj, że nie słyszałaś. Wyglądacie
oboje jak z krzyża zdjęci. Założę się, że w czasie
tej wycieczki ciągle się kłóciliście. Znam mojego
brata. O co chodzi?
Miranda z westchnieniem skapitulowała.
– On nadal kocha Anitę. Doszliśmy do wnios-
ku, że popełniliśmy błąd i należy anulować mał-
żeństwo.
Evan uniósł brwi.
– Anulować? – spytał z emfazą.
Policzki Mirandy zapałały czerwienią.
– Tak. Najpierw Hardena roznosiło pożądanie,
ale potem zmienił się nie do poznania.
– Czy wiesz, że on jest prawiczkiem?
Ze zdumienia aż otworzyła usta.
– Co? ...
– To znaczy, że tego nie wiedziałaś – stwierdził
194
NARZECZONA Z MIASTA
Evan. – Zabiłby mnie, gdyby się dowiedział, że
zdradziłem jego sekret, ale od lat krąży w rodzinie
taka plotka. Kiedyś chciał być duchownym, a od
śmierci Anity trzyma się z daleka od kobiet.
O tym akurat wiedziała, lecz wierzyła równo-
cześnie, że w tej dziedzinie nie brak mu doświad-
czenia. Swoim zachowaniem dawał do zrozumie-
nia, że seks nie stanowi dla niego tajemnicy.
– Jesteś pewny?
– No jasne, że jestem pewny. On ma różne
zaległości oraz zahamowania. Będziesz musiała
zrobić pierwszy ruch, bo inaczej skończycie w są-
dzie rozwodowym, zanim się obejrzysz.
– Nie mogę tego zrobić – jęknęła.
– Możesz. Jesteś kobietą. Wrzuć nasiebiejakieś
seksowne łaszki. Wyperfumuj się, raz i drugi upuść
chusteczkę, poprzewracaj oczami. Potem zapro-
wadź go gdzieś w zaciszne miejsce, zamknij drzwi
i pozwól, żeby natura zrobiła resztę. Kobieto, nie
możesz go porzucić niespełna tydzień po ślubie.
– On mnie nie kocha!
– Więc go w sobie rozkochaj. – Patrzył na nią
twardo. – Nie mów, że nie potrafisz. Widziałem,
jak się przejął, kiedy pogalopowałaś na tym zabój-
cy z kopytami. Nigdy się tak nie trząsł. Jeśli facet
do tego stopnia boi się o kobietę, na pewno może ją
pokochać.
Miranda ściągnęła brwi. Harden zakochany
w niej? To bardzo nęcąca perspektywa.
Diana Palmer
195
– Naprawdę tak uważasz?
Evan posłał jej serdeczny uśmiech.
– On nie jest taki zimny, za jakiego chciałby
uchodzić. Po prostu los nie traktuje go zbyt łas-
kawie.
– Mogę spróbować – stwierdziła.
– Spróbuj.
Odwzajemniła uśmiech i weszła do domu, ob-
myślając strategię zdobycia miłości małżonka.
Następnego dnia poprosiła teściową, by pokaza-
ła jej miejscowe sklepy. Kupiła sobie takie rzeczy,
jakich dotąd nawet nie przymierzała. Odwiedziła
także zakład fryzjerski, gdzie kazała sobie skrócić
i uczesać włosy. Zaopatrzyła się też w bieliznę,
która ją samą przyprawiła o wypieki na poli-
czkach.
– Zanosi się na jakąś kampanię? – zaintereso-
wała się Theodora w drodze powrotnej.
– Można to tak nazwać. – Miranda westchnęła.
– Obawiam się tylko, że teraz Harden od razu
wrzuci mnie do stawu.
– Przepraszam, że wspomniałam ci o Anicie,
i to w dniu ślubu – powiedziała Theodora. – Wi-
działam, jak w jednej chwili życie z ciebie uciekło.
Natychmiast przygasłaś. Prawdopodobnie my
z Hardenem nigdy się nie pogodzimy, ale nie
miałam najmniejszego zamiaru mieszać w to cie-
bie.
196
NARZECZONA Z MIASTA
– Wiem. – Miranda poprawiła pas bezpieczeń-
stwa. – Czy on wie cokolwiek o swoim praw-
dziwym ojcu?
Theodora opuściła kąciki ust.
– Nie. Nie chciał nic wiedzieć.
– A mnie mama powie?
Starsza kobieta spojrzała na nią zamglonym
wzrokiem.
– Był kapitanem zielonych beretów – zaczęła
bez wahania. – Poznałam go na paradzie czwar-
tego lipca, w Houston. Byliśmy wówczas z mężem
w czasowej separacji. Pochodził ze wsi, z Tennes-
see, miał wielkie serce i zupełnie nadzwyczajne
poczucie humoru. Praktycznie ani na chwilę się nie
rozstawaliśmy. Dogadzał mi, rozpieszczał mnie,
zakochał się we mnie. Zanim się obejrzałam, też
się w nim zakochałam.
Skręciły na drogę, która prowadziła już bezpo-
średnio na ranczo. Miranda słuchała jak zaczaro-
wana.
– Żadne z nas nie planowało romansu. Ale to
wszystko wybuchło tak gwałtownie, że... Cóż,
chyba coś wiesz na ten temat – dodała nieco
zawstydzona Theodora. – Zakochani z trudem
panują nad emocjami. Nas również to dotyczyło.
Dostałam od niego pierścionek, piękny pierścio-
nek ze szmaragdem i brylancikami, który należał
do jego matki. Wystąpiłam o rozwód. Mieliśmy
wziąć ślub, jak tylko zakończy się sprawa roz-
Diana Palmer
197
wodowa. Tymczasem wysłano go do Wietnamu.
Pierwszego dnia jego oddział został zaatakowany
przez siły Wietkongu, a on zginął w walce.
– A ty zorientowałaś się, że jesteś w ciąży
– dokończyła Miranda, kiedy matka Hardena za-
milkła.
– Tak. – Zawahała się. – Usunięcie ciąży z góry
wykluczyłam. Tak bardzo kochałam Barry’ego, że
życie bym za niego oddała. I tak samo poświęciła-
bym wszystko dla jego dziecka. Nie wiedziałam,
co robić. Rozchorowałam się i nie mogłam praco-
wać. Nie miałam się gdzie podziać, kiedy kazano
mi opuścić wynajmowane mieszkanie, ponieważ
zalegałam z czynszem. W tym czasie Jesse, mój
mąż, przyjechał i poprosił, żebym wróciła z nim na
ranczo. Chciał zakończyć separację. Evan był
jeszcze mały, tęsknił za mną, chociaż miał dobrą
opiekunkę.
– Mąż cię kochał? – spytała Miranda łagodnym
głosem.
– Tak. Ale widzisz, był zazdrosny, przesadnie
opiekuńczy, strasznie zaborczy. Właśnie dlatego
go opuściłam. To doświadczenie jednak czegoś go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •