[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i powiedziaÅ‚ mu o wszystkim, o czym rozmawiaÅ‚ z Johnem. Na­
wet o wynikach testu.
UKOCHANY Z MONTANY 145
Josh oparł łokcie o kolana i zwiesił głowę. Nie miał pojęcia,
jak ta ostatnia rewelacja wpłynie na jego stosunki z Taylor.
Nieszczęście już się stało. Tyle osób zostało zranionych, że
wątpił, by kiedykolwiek sytuacja wróciła do normy.
- Musisz odpocząć, Josh. Nic więcej teraz już nie możesz
zrobić. John obiecał, że przed wyjazdem porozmawia z Taylor.
Niech spędzą kilka dni ze sobą, a potem, kiedy John i Michael
wyjadÄ…, wtedy zobaczysz. Poczekaj, aż twoja... narzeczona sa­
ma do ciebie przyjdzie. Zrobi to na pewno, ale dopiero wtedy,
gdy będzie gotowa. Potrzebuje czasu, aby się z tym wszystkim
uporać. Na razie zarezerwowałem dla nas obu łóżka na jednym
z oddziałów. BÄ™dziemy blisko Jenny i maluchów oraz popracu­
jemy trochę nad twoimi nogami, żebyś jak najszybciej pożegnał
się z tym wózkiem.
- Znakomity plan, tato - uśmiechnął się nareszcie Josh. -
I dziękuję za wszystko.
- No, może nie za wszystko - parsknÄ…Å‚ nerwowym Å›mie­
chem Max.
ROZDZIAA SZESNASTY
Taylor zdążyła ledwie wrócić do domu i zasnąć, gdy poczuła
zapach świeżo parzonej kawy. Tata i Michael buszowali po kuchni.
Wprawdzie starali się robić to jak najciszej, ale mieszkanie było
tak małe, że dziewczyna słyszała każdy odgłos.
Spojrzała na zegarek. Była dziewiąta trzydzieści.
, Zza cienkich zasłon wpadało do pokoju słońce. Zapowiadano
piękny dzień i jej goście pewnie nie mogą się już doczekać
obiecanej wycieczki. W każdym razie Michael. Zastanawiała
się, jak czuje się dziś tata. Kiedy nad ranem wróciła do domu,
obaj spali jak zabici na kanapie w saloniku.
Zerwała się z łóżka, narzuciła swój ulubiony bawełniany
szlafrok i pobiegła do łazienki. Potrzebowała odrobiny czasu
i zimnego prysznica, by przybrać wesołą minę przewodniczki.
I kawy. Bardzo dużo kawy. Postanowiła, że zrobi wszystko,
żeby te wspólne dni były jak najpiękniejsze.
Ubrała się i dołączyła do swoich panów. Tata spojrzał na nią
znad jajecznicy i uśmiechnął się. Słabo, ale jednak, co uznała
za dobry znak. Wszystko się jeszcze ułoży!
Michael podał jej talerz i kubek z kawą.
- Przepraszam, że zostawiłem rozgrzebane łóżko. Tata mnie
z niego wyciągnął w środku nocy.
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się Taylor. - Zasnęłam,
ledwo przyłożyłam głowę do poduszki. - Wypiła potężny łyk
kawy. - Pomyślałam, że najpierw pojedziemy do parku Yellow-
UKOCHANY Z MONTANY 147
stone, gdzie zatrzymamy się nieco dłużej. Potem autostradą
Beartooth ruszymy na wschód i dalej na północ do Red Lodge.
Zarezerwowałam tam nocleg, ale jeśli będziecie mieli ochotę,
możemy jechać dalej.
- Patrzyłem wczoraj na mapę - rzekł Michael. - To kawał
drogi. Konieczne będą postoje.
John Phillips odstawił filiżankę.
- Ja gÅ‚osujÄ™ za Red Lodge. Nie musimy siÄ™ spieszyć. Kupi­
łem nawet aparat fotograficzny, taki dla idiotów, co to tylko
pstryk! i już. Może natkniemy się na jakieś zwierzęta.
Taylor parsknęła śmiechem. Kawa zaczynała już działać.
Była pewna, że mimo wczorajszych wydarzeń będą się dobrze
bawić.
- Na pewno coÅ› zobaczymy. I sfotografujesz nas, jak bÄ™dzie­
my walczyć na śnieżki. Beartooth leży powyżej trzech tysięcy
metrów. Zwierzaki, góry, śnieg, istne cudo! - Zebrała naczynia
ze stoÅ‚u i zaniosÅ‚a je do zlewu. Bardzo już chciaÅ‚a ruszyć w dro­
gę. - Zobaczycie, nie będzie się wam chciało wracać.
Krótko po dziesiątej wsiedli do forda i ruszyli. Kierunek
- park narodowy Yellowstone.
Przez pierwsze kilka kilometrów Taylor myślała o Malo-
ne'ach i problemach, które zostawia za sobą. Kiedy okazało się
to zbyt bolesne, postanowiła odłożyć rozważania na pózniej.
Wiedziała, że musi spojrzeć na wszystko z pewnej perspektywy,
z daleka od Josha i Maksa. ZresztÄ… tata i Michael wkrótce wy­
jadą. Brat pewnie kiedyś zechce tu wrócić, ale John na pewno
nie. Tym bardziej zależało jej, by dobrze się bawił.
Planowała tę wycieczkę od lat i nie pozwoli, by cokolwiek
ją zepsuło.
Wczesnym wieczorem w sobotÄ™, tydzieÅ„ po Czwartym Lip­
ca, Shane wszedł do sali ćwiczeń z dumnym uśmiechem świeżo
148 UKOCHANY Z MONTANY
upieczonego ojca. Wbrew szpitalnemu regulaminowi poczÄ™sto­
wał ojca i Josha cygarem. Sam też zapalił.
- No? - Nie wytrzymał Josh. - Powiesz nam, czy mamy
zgadywać?
Shane wypuścił kółko dymu.
- Dwie wspaniaÅ‚e dziewczynki. Mama i dzieci czujÄ… siÄ™ do­
brze. Są małe, ale zupełnie zdrowe.
Uradowany Max poklepał syna po ramieniu.
- Dziewczynki. Nareszcie! Wyobrażam sobie, jak bÄ™dÄ… roz­
pieszczane.
- Taki mam zamiar.
Joshua dzielił radość brata, ale i trochę mu zazdrościł. Minął już
tydzień, odkąd ostatni raz widział Taylor. Zastanawiał się, czy
w ogóle do niego jeszcze zadzwoni. Wiedział, że John i Michael
już kilka dni temu wrócili do Ann Arbor, a ona się nie odezwała.
Do tej pory stosował się do rady ojca - czekał, aż będzie gotowa
i sama do niego przyjdzie. Jednak coraz bardziej tracił cierpliwość.
Dał jej czas do niedzieli. Potem zadzwoni do niej.
- Mam nadzieję, iż nie obraziłeś się na Jenny, że kazała ci
tutaj czekać - zwrócił się do ojca Shane. - Głupio by jej było
rodzić przy teściu.
- Przecież wiem. Zresztą na nic bym się wam nie przydał.
- A gdzie Taylor?
Josh i Max wymienili krótkie spojrzenia.
- Wzięła kilka dni wolnego, żeby pobyć ze swą rodziną
- wyjaśnił Max.
- Ale przecież oni wyjechali już parę dni temu - zdziwił się
Shane.
Josh odłożył cygaro do popielniczki i zmienił temat.
- Możesz przyjąć dziś jeszcze jedną dobrą wiadomość?
- Narodzin moich księżniczek nic nie przebije, ale próbuj.
Max podał Joshowi kule, a ten, wspierając się na nich, prze-
UKOCHANY Z MONTANY 149
szedÅ‚ caÅ‚y pokój. Widać byÅ‚o, że kule sÄ… tylko na wszelki wy­
padek, bo nogi poruszały się całkiem sprawnie.
- No i co ty na to? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •