[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uświadomił sobie, że musi już być bardzo pózno, niebo lekko zaczynało szarzeć, ciemny gra-
nat nocy przybladł nieco, nadchodziła łagodna pora wczesnego przedświtu. Tylko duszność
nie zelżała. Od czasu do czasu z bardzo daleka dolatywało przytłumione dudnienie, jakby
gdzieś poza horyzontem staczała się olbrzymia lawina.
Burza jest daleko powiedział Karaś. Do nas chyba nie dojdzie, nad miastem niebo
czyste.
74
Ale parno...
Obaj zdawali sobie sprawę, że mówią nie to, co by chcieli. Wyczuwali, że coś ich teraz łą-
czy: nie wypowiedziane myśli, odpowiedzi, których sobie nie udzielili... Kostek czuł narasta-
jącą ochotę mówienia, nie wiedział jednak, jak to zrobić, od czego zacząć, jakich użyć słów...
Wiesz... uprzedził go Karaś nie powiedziałem ci prawdy.
Kiedy? O czym pan mówi? Kostek uniósł głowę. Czuł, że w ciemności Karaś inten-
sywnie mu się przygląda.
Kiedy mnie pytałeś, dlaczego tak postępuję. Powiedziałem ci, że nie wiem, nie zastana-
wiam się nad tym...
No tak, powiedział pan bąknął Kostek. Ale co to ma za znaczenie? Wolno panu mó-
wić, co pan chce...
Wiesz... gospodarz jakby nie słyszał słów Kostka.
Chłopak odniósł wrażenie, że Karaś mówi nie do niego, a do kogoś, kogo nie ma w poko-
ju, wiedziony jakimś przymusem.
Jestem marynarzem... Nie. Byłem marynarzem. Teraz jestem emerytem. Od czterech lat.
Niedawno, co? A dla mnie całe wieki, jak nie byłem na statku i na morzu... Całe życie pły-
wałem, wiesz? Rozumiesz, co to jest? Całe życie! Czterdzieści pięć lat! Jeszcze statków nie
mieliśmy, a już zaczynałem. Jeszcze Gdyni nie było... Edek, ten sąsiad, to mój kolega. Szkol-
ny. Razem uciekliśmy z domu. Razem tu przyjechaliśmy. Obaj chcieliśmy na morze. Obu nas
ojcowie szukali. .Chcieliśmy pływać. Nie uwierzysz, ale razem dostaliśmy się na statek. Fran-
cuski. Jako chłopaki. Do wszystkich posług. On nie wytrzymał morza. Rzygał tak, że ruszać
się nie mógł. Był nieprzytomny. Ratowałem go, jak mogłem. Marynarze mówili, że mu przej-
dzie, organizm się przyzwyczai. Gdzie tam, nie przeszło i nie przyzwyczaił się. Kapitan chciał
go wysadzić w Hamburgu, ale ubłagałem, że będę się nim opiekował. Zgodził się przywiezć
go z powrotem do Gdańska. Gdyni jeszcze nie było. Ledwo się zaczynał ruch w tej wiosce.
Edek został na brzegu. Do domu nie wrócił. Tu zabrał się do roboty. Do samej wojny był w
Gdyni. A ja poszedłem na statki. Spotykaliśmy się czasem, gdy wracałem z rejsów. Jak przy-
pływałem, to zawsze znalazła się chwila, żeby z nim wypić, pogadać...
Ale to nie to... Nie to ci chciałem powiedzieć. Pływałem. Tyle lat! Do wojny prawie bez
przerwy. Bywało, że siedziałem na biczu, czekało się na jakiś statek, ale marynarz był ze
mnie nienajgorszy, kapitanowie chętnie mnie mustrowali. Potem szkołę tu uruchomili. Z
Tczewa ją przenieśli. Nie miałem forsy, ale Edek mi spokoju nie dał. Pomógł. Zapisałem się,
a że miałem już sporo praktyki, to łatwiej mi było się dostać niż innym. Pływałem jeszcze na
Lwowie , pewnie nawet nie wiesz, co to był za statek... Potem wojna. Zastała mnie zagrani-
cą. Na Oksywiu , to był mały, ale dzielny stateczek. Zwialiśmy Francuzom w Afryce spod
luf... No ale nie ma co ci wszystkiego opowiadać, bo to długie historie. Tyle lat pływania!
Tylko wiesz co? Zawsze byłem samotny. Od chwili jak Edek nie mógł pływać i zostawił
mnie samego zawsze to odczuwałem. Jeszcze jako marynarz łatwiej to znosiłem.
Byli koledzy, niektórzy całkiem do rzeczy. Jest coś bliskiego między ludzmi, którzy wy-
konują jedną robotę... Ale potem, w miarę awansowania, robiłem się coraz bardziej samotny.
Ożeniłem się oczywiście, miałem też Edka, tu na lądzie, ale ciągle byłem samotny. Bo chwile
na lądzie z nimi były krótkie, zawsze za krótkie. A na morzu pływa się wieczność całą. I zaw-
sze samotnie. Zwłaszcza wtedy, kiedy już nie ma nad człowiekiem nikogo, kiedy się samemu
prowadzi statek, kieruje ludzmi, decyduje o wszystkim, robi się olbrzymia przepaść. Choćbyś
nie wiem jak chciał żyć blisko z ludzmi, choćbyś był pełen dla nich przyjazni i życzliwości,
zawsze jesteś sam. Autorytet. Dystans. Bariera. To stwarzają te cztery złote paski na ręka-
wach i złote liście na daszku czapki.
A ja nie umiem być sam, wiesz? Nie znoszę samotności. Boję się czegoś, tęsknię do kogoś,
duszę się, kiedy jestem sam. Tysiąc razy chciałem z tego powodu rzucić morze. Postanawia-
łem sobie twardo: jeszcze ten jeden rejs i zejdę. Mam żonę, mam przyjaciela, ludzie mnie
75
lubią, będę robił coś na lądzie. Nie będę samotny. Gdzie tam! Posiedziałem tydzień i znów
płynąłem. Znów w ten jeden, ostatni rejs! Jak wybuchła wojna, to nie miałem wyboru. A po
wojnie już było za blisko emerytury, żeby rezygnować.
Nie uwierzysz, ale cieszyłem się z tej emerytury. Nie myślałem, że się starzeję, że będę niedo-
łężny i w ogóle do niczego. Cieszyłem się, że w końcu nie będę samotny. Będę musiał zostać na
lądzie. Wreszcie pomieszkam z żoną, w pobliżu przyjaciela bo zaraz po wojnie Edek zdobył tutaj
te mieszkania, sprowadził moją żonę z wysiedlenia, też chciał, żebyśmy byli blisko siebie.
No i przyszedł ten ostatni rejs. Pewnie, było mi trochę smutno, kiedy sobie pomyślałem, że
to już ostatni raz czuję pod nogami deski mostku kapitańskiego, wydaję komendy przy wcho-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona pocz±tkowa
- Hewitt Kate Spotkanie w Paryśźu
- Foster Alan Dean 3 Obcy 3
- 06 Nagie kosci
- Jana Downs Ravyn Warriors 4 Ravyn's Dance
- Pratchett_Terry_ _Equal_Rites
- James_Eloiza_ _Zakochana_ksiezna
- James Fenimore Cooper The Wing and wing [txt]
- 42 Oakley Natasha Kopciuszek na pustyni
- Henry Kuttner & C. L. Moore Earth' s last Citadel
- The Builders
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- g4p.htw.pl