[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawdy i cnoty.
Opowiadał również o oburzeniu wielebnego, gdy Milo i paru innych
młodzieńców zaczęli paradować po mieście w spodniach z modnie
podwiniętymi mankietami.
- Powiadomię pana Denshawa o pańskim przybyciu - powiedziała,
zamierzając wprowadzić pastora do biblioteki, teraz już lśniącej czystością i z
ogniem płonącym na kominku.
Jednak wielebny potrząsnął głową i powiedział ostrym tonem:
- Moja sprawa nie może czekać. Zaprowadz mnie do niego natychmiast.
Nie ośmieliła się odmówić, poprowadziła więc gościa na górę i z duszą
na ramieniu zapukała do drzwi.
Pan na Bellfield siedział przy biurku w towarzystwie barczystych,
postawnych pracowników fabryki.
- Przyszedł wielebny Johnson, proszę pana - zaanonsowała, po czym
odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Zaczekaj - rozkazał pastor i zwrócił się do pana na Bellfield. - Ta
kobieta musi tu zostać i wysłuchać, co mam do powiedzenia, bo to dotyczy jej
obecności w domu nieżonatego mężczyzny.
69
S
R
- Och... - Spłoszona Marianne opuściła głowę, bojąc się spojrzeć na
obecnych tu mężczyzn, chociaż czuła na sobie wzrok chlebodawcy.
- Nie mogłem uwierzyć, kiedy doszło do moich uszu, że wolny
mężczyzna i wdowiec pozwala młodej kobiecie pełnić rolę pielęgniarki i
wykonywać intymne czynności przy sobie, co musi budzić słuszne oburzenie
przyzwoitych osób, do których to dotarło. Ta kobieta musi natychmiast stąd
odejść, a pan musi odpokutować za swój grzech - grzmiał wielebny, jakby
przemawiał z ambony. - To grzech, mieszkacie pod jednym dachem...
- Cieszę się, że wielebny mnie odwiedził, bo właśnie zamierzałem go
zaprosić przez mojego majstra. - Głos gospodarza był spokojny, lecz chłodny.
- Chciał się pan ze mną widzieć?
- Tak. Pragnąłem porozmawiać o moim zamiarze poślubienia pani Brown
i poprosić wielebnego o wszczęcie przygotowań do ślubu tak szybko, jak to
jest możliwe.
Marianne nie wiedziała, które z nich - wielebny Johnson czy ona - jest
bardziej zaszokowane. Tymczasem pan na Bellfield podszedł do niej, wziął ją
za rękę, którą ścisnął bardziej porozumiewawczo niż z uczuciem, i zwrócił się
do niej znacząco:
- Dobrze, że tu jesteś, moja miła. Mówiłem ci, że nie możemy zwlekać z
powiadomieniem o naszych planach, bo ludzie błędnie ocenią sytuację.
- Chcecie się pobrać?
Twarz wielebnego zrobiła się purpurowa, a Marianne pomyślała, że
pewnie rozzłościł go fakt, iż nie będzie mu dane potępić ich z ambony.
- Wielebny jest pierwszą osobą, której o tym mówię, i wiem, że mogę
liczyć na położenie kresu wszelkiej plotce.
- Kiedy... kiedy ma się odbyć ten ślub, jeśli można wiedzieć? - spytał
zbity z tropu pastor.
70
S
R
- Tak szybko, jak to możliwe. Oczywiście pragnąłbym, żeby ślub odbył
się przed Bożym Narodzeniem, byśmy je mogli świętować jako mąż i żona. A
teraz proszę nam wybaczyć, ale chcielibyśmy z narzeczoną omówić kilka
spraw. Panowie znacie drogę do wyjścia.
Gdyby Marianne nie była w szoku, roześmiałaby się na widok oburzonej
miny wielebnego Johnsona.
Ledwie za głęboko urażonym duszpasterzem oraz za pracownikami
fabryki zamknęły się drzwi, Marianne zwróciła się do chlebodawcy, by żądać
wyjaśnień, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, porwał ją w ramiona i
zaczął całować tak namiętnie i zapamiętale, że przestała się bronić.
Kiedy w końcu ją puścił, drżała tak bardzo, że prawie oparła się na nim,
zamiast się od niego odsunąć.
- Ja... pan... my... Nie może się pan ze mną ożenić... - wydusiła wreszcie.
- Nie mogę postąpić inaczej, pani Brown, zwłaszcza po tak haniebnym
potraktowaniu pani osoby. Bo co do tego jesteśmy oboje zgodni, nieprawdaż?
Czyż nie wykorzystałem pani w najobrzydliwszy sposób, zmuszając do zbliże-
nia, na co nie pozwoliłby sobie żaden mężczyzna, który nie ma wobec kobiety
poważnych zamiarów?
- To prawda, pocałował mnie pan - przyznała Marianne. - Ale...
- Ten pocałunek był zaledwie zapowiedzią naszych zaręczyn - odparł
łagodnie. - Do zbliżenia, które mam na myśli, doszło w moich ramionach, w
moim łóżku, kiedy...
Spłonęła rumieńcem. Zasłoniła uszy i potrząsnęła głową.
- Nie życzę sobie o tym rozmawiać - powiedziała ze złością. - Najlepiej o
tym zapomnijmy.
W jednej chwili zmienił się wyraz jego twarzy i w oczach pojawił
triumfalny błysk.
71
S
R
- A więc to się naprawdę zdarzyło, to nie był wytwór mojej chorej
wyobrazni! No cóż, pani Brown, nic na to nie poradzimy. Jesteśmy na siebie
skazani i nie pozostaje nam nic innego, jak oddać nasze ciała i grzechy świętej
instytucji małżeństwa. Nie wątpię przy tym, że wielebny Johnson będzie
pierwszy, który je usankcjonuje.
Czyżby kpił sobie z niej? Wszystko na to wskazywało.
Nie mogła zebrać myśli. Z jednej strony - tak, musiała to przyznać -
niczego bardziej nie pragnęła, jak połączyć się z kimś, komu oddała już serce, i
zostać jego żoną. Z drugiej zaś miała przykrą świadomość, że go oszukała,
zataiła przed nim prawdę.
- Pan nie myśli poważnie o poślubieniu mnie, panie Denshaw. - To było
wszystko, na co się zdobyła, zanim zaczęła odsuwać się od niego.
- Mówisz tak, bo nie wierzysz, że chcę mieć ciebie za żonę, ale nic nie
mówisz o swoich uczuciach do mnie, pani Brown, z czego wnioskuję, że sama
nie masz nic przeciwko temu.
Na zmianę czerwieniła się i bladła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •