[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powrócę  jeżeli w ogóle to jest możliwe.
 Podzielmy się więc wiedzą oraz dobytkiem, Smiorganie Aysy, i zastanów-
my się, jak można najszybciej opuścić tę wyspę.
Elryk podszedł do miejsca, gdzie uwalane we krwi i błocie leżały rekwizy-
ty przerwanej gry. Pomiędzy kostkami, kawałkami kości słoniowej oraz srebrny-
mi i brÄ…zowymi monetami dostrzegÅ‚ zÅ‚otÄ… MelnibonéaÅ„skÄ… monetÄ™. PodniósÅ‚ jÄ…
i położył na otwartej dłoni, którą krążek przykrył niemal całkowicie. W dawnych
czasach stanowił on walutę królów.
 Czy to należało do ciebie, przyjacielu?
Smiorgan Aysy, który nadal obszukiwał martwego Tangijczyka, mając widać
nadzieję odzyskać część skradzionego dobytku, uniósł głowę.
 Tak. Czy zechciałbyś zatrzymać ją jako część twego udziału?
Elryk wzruszył ramionami.
 Chętniej dowiedziałbym się, skąd pochodzi. Kto ci ją dał?
 Nie zostaÅ‚a skradziona. Czy to MelnibonéaÅ„skÄ… moneta?
 Tak.
 Domyślałem się tego.
 Od kogo ją otrzymałeś?
Smiorgan wyprostował się, zakończywszy poszukiwania. Potarł dłonią lekką
ranÄ™ na przedramieniu.
 Stanowiła część zapłaty za przejazd, zanim się zgubiliśmy. Zanim zaatako-
wali nas bandyci.
 MieliÅ›cie pasażera? Melnibonéanina?
 Być może  odparł Smiorgan. Najwyrazniej nie zamierzał snuć żadnych
domysłów.
 Czy to był wojownik?
 Nie  Smiorgan uśmiechnął się pod wąsem.  Kobieta.
 Jak to się stało, że chciała płynąć na twym statku?
Smiorgan zaczął podnosić z ziemi resztę monet.
 To długa historia, częściowo podobna do wszystkich opowieści morskich
kupców. Szukaliśmy nowych rynków zbytu dla naszych towarów i wystawiliśmy
sporą flotę, którą dowodziłem ja jako największy udziałowiec.  Czarnobrody
usadowił się beztrosko na szerokim tułowiu Chalalityjczyka i począł liczyć pie-
niądze.  Chciałbyś usłyszeć moją opowieść czy już cię zanudziłem?
 Chętnie jej wysłucham.
Sięgając za siebie, Smiorgan wydobył flaszkę z winem zza pasa Chalalityj-
czyka i podał ją Elrykowi. Ten przyjął ją i pociągnął łyk trunku, który okazał się
61
nadspodziewanie dobry.
Gdy Elryk skończył pić, Smiorgan wyciągnął rękę po flaszkę.
 To była część naszego ładunku  powiedział.  Byliśmy z niego bardzo
dumni. Niezły rocznik, prawda?
 Wyśmienity. A więc wypłynęliście z Purpurowych Miast?
 Tak. Kierowaliśmy się na wschód, ku Nieznanym Królestwom. Trzymali-
śmy ten kurs przez kilka tygodni, żeglując u wybrzeży najsmutniejszych krain,
jakie zdarzało mi się widzieć. Potem zaś przez tydzień nie widzieliśmy żadne-
go lądu. W końcu wpłynęliśmy na wody, które nazwaliśmy Ryczącymi Skałami.
Przypominały one Wężowe Zęby u wybrzeży Shazar, ale były większe, rozleglej-
sze. Po obu stronach, z morza wyrastały olbrzymie wulkaniczne urwiska, wokół
których woda burzyła się, pieniła i huczała z niespotykaną gwałtownością. Cóż,
krótko mówiąc flota rozproszyła się, a co najmniej cztery statki rozbiły się na
skałach. W końcu udało nam się opuścić ten niegościnny akwen, lecz wówczas,
osamotnieni, zostaliśmy unieruchomieni przez flautę. Przez pewien czas poszuki-
waliśmy pozostałych statków, aż w końcu zdecydowaliśmy, że będziemy płynąć
dalej jeszcze przez tydzień, a potem wrócimy do domu. Zresztą wcale nam się nie
spieszyło z powrotem między Ryczące Skały. Już kończyły nam się zapasy żyw-
ności, gdy wreszcie ujrzeliśmy ląd: trawiaste zbocza, gościnne plaże, a w głębi
 pola uprawne. Wiedzieliśmy wiec, że znajdujemy się w cywilizowanej okoli-
cy. Zawinęliśmy do małego portu rybackiego i przekonaliśmy tubylców  którzy
nie mówili żadnym z języków używanych w Młodych Królestwach  o naszych
przyjaznych zamiarach. Wtedy właśnie zbliżyła się do nas ta kobieta.
 Melnibonéanka?
 Może i tak. W każdym razie była bardzo ładna. Jak już powiedziałem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •