[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wytrzymać.
Mężczyzna nie mówił wyraznie, używał krótkich zdań. Po jakimś czasie Hannah
przyzwyczaiła się do jego mowy. Zrozumiała, że nieznajomy chce jej naprawdę opowiedzieć o
sobie.
- Pochodzę z drugiej strony gór, bliżej Valdres, ale często zapuszczam się daleko na zachód
i tutejsze tereny są mi znajome.
Zbliżała się pora dojenia, Hannah jednak postanowiła wysłuchać do końca opowieści
nieznajomego.
- Zimą przemykam z powrotem do zagrody, w której mieszkam z bratem. Dni są wtedy
ciemne, łatwiej się więc ukryć.
- Dlaczego unikasz ludzi? - spytała Hannah.
- Zaraz zrozumiesz, jeśli się nie boisz. Ale ostrzegam cię... Znów przeszedł ją dreszcz.
Ciarki przebiegły jej po
plecach.
- Jestem spokojnym człowiekiem, ale ukrywam się, bo mój wygląd budzi w ludziach
przerażenie. Za każdym razem, gdy ludzie patrzą na mnie ze strachem, ogarnia mnie smutek.
Wszyscy, wierz mi, wszyscy przede mną uciekają. Nawet ci, którzy mnie znają, unikają mnie, jak
tylko mogą.
Hannah zaczęła się zastanawiać, czy chce ujrzeć tego człowieka. Bała się jego widoku, a
jednocześnie bardzo mu współczuła. Jeśli mówił prawdę, życie tego nieszczęśnika musiało być
koszmarem.
- Ale dlaczego ukrywasz się tu w mojej szopie? - spytała już odważniej. W świetle dnia
strach zelżał.
- To niemądre z mojej strony - mówił powoli. - Ale wczoraj tak mi się zachciało chleba, że
postanowiłem go kupić w którejś z letnich zagród. Latem jadam tylko ryby i suszone mięso. Za
chleb mogę zapłacić. - Ostatnie słowa dodał pospiesznie. - Tyle że w końcu zabrakło mi odwagi.
Bałem się zapukać. - Milczał przez chwilę. - Zrobiło się za ciemno, by wyruszać ku szczytom.
Pomyślałem więc, że schronię się tu na kilka godzin. Naprawdę miałem zamiar wyjść stąd, nim
ktokolwiek wstanie.
- Wierzę ci - westchnęła Hannah. Teraz już naprawdę pora iść do krów. - Wyjdz z szopy,
dostaniesz chleba i trochę sera.
Mężczyzna poruszył się i bardziej wyczuła, niż zobaczyła, że skierował się w stronę drzwi.
Na wszelki wypadek się cofnęła. Co zobaczy? Oszpeconą twarz? Kaleką postać pozbawioną
członków? Nie wiedziała.
Z głębi szopy wyłonił się mroczny cień. Hannah, wpatrując się w podłogę, ujrzała najpierw
nogi odziane w płócienne spodnie. Ostrożnie przesunęła wzrok w górę. Na kolanach naszyto
starannie łaty. Nic nie wskazywało na to, że ma przed sobą obdartego włóczęgę. Powiodła
spojrzeniem jeszcze wyżej i zobaczyła czarny kaftan z grubego materiału, zapięty po szyję.
Wystawała spod niego robocza bluza.
Hannah wstrzymała oddech. Zanim spojrzała na twarz mężczyzny, przypomniała sobie
słowa Nilsa.
Nie, to niemożliwe. To nie człowiek stał przed nią. Wykluczone! Chciała uciekać, ale
cofnęła się jedynie bardziej w głąb podwórza.
Stwór w drzwiach nawet nie drgnął. Przywykł do widoku przerażonych ludzi.
Hannah zamarła ze strachu, gdy napotkała spojrzenie pary oczu. Twarz nieznajomego
pokryta była włochatą sierścią. Wszędzie tam, gdzie zwykle skóra jest naga, rosły długie włosy.
To wilk, pomyślała z przerażeniem.
- Wyjdę teraz z szopy i stanę spokojnie. Nie bój się, nie zbliżę się do ciebie, jeśli sobie tego
nie życzysz.
Na dzwięk ludzkiego głosu Hannah otrząsnęła się. Znów ogarnęło ją współczucie. Jak on
tak może żyć?
Kolejnego szoku doznała, gdy mężczyzna wyszedł przed szopę i się wyprostował.
Przeżegnała się aż odruchowo. Ramiona mężczyzny przysłaniało ubranie, lecz dłoni schować nie
mógł. Dwie olbrzymie pięści porastał włos tak gęsty, że w każdej chwili Hannah spodziewała się,
że usłyszy przeciągłe wycie wilka.
- Sama widzisz. W każdym budzę przerażenie. - Teraz w jego głosie pobrzmiewał smutek i
rezygnacja. Mężczyzna szybko ukrył ręce w kieszeniach. Znów po raz kolejny przekonał się, jak
ludzie reagują na jego widok. - Odejdę, by cię nie dręczyć.
Odwrócił się, by odejść, lecz Hannah go powstrzymała.
- Nie, nie odchodz, proszę! - Starała się opanować strach. - Tak! Przyznaję, przeraziłeś
mnie, ale nie możesz odejść bez zapasów. Zaraz wrócę!
Pobiegła do chaty. Sięgnęła po chleb, ser i dołożyła jeszcze placków. I tak zamierzała
dzisiaj piec świeże.
Mężczyzna cierpliwie czekał na zewnątrz. Hannah podeszła do niego z zawiniątkiem.
- Możesz to położyć na ziemi, sam podniosę. Hannah przystanęła. Ze zdziwieniem patrzyła
na człowieka, który najwyrazniej przywykł, że ludzie traktują go jak zwierzę. Strach minął, a
miejsce lęku zajął gniew. Przecież należy się do niego zwracać zwyczajnie, po ludzku.
Zdecydowanym krokiem podeszła do obcego bliżej.
Teraz dostrzegła, że skóra nie wszędzie pokryta jest gęstymi włosami. To nie sierść
porastała twarz, tylko włosy, przez które policzki i czoło sprawiały wrażenie ciemnych i groznych.
Ale niebieskie oczy patrzyły łagodnie. Mógł mieć około czterdziestu lat. Na szyi włosy lekko się
kręciły, sprawiając przez to wrażenie gęściej szych, niż były naprawdę.
- Taki się urodziłeś? - nie mogła powstrzymać pytania. Mężczyzna skinął głową, a pod
włochatą maską pojawił się cień uśmiechu.
- Tak przynajmniej mówiła matka. Musiała się nasłuchać wielu przykrych słów. Ludzie
uważali, że jestem karą za jej wcześniejszy grzech. Na szczęście szybko umarła. Bo musisz
wiedzieć, że po moich narodzinach jej życie stało się nie do zniesienia.
Zauważył, że Hannah przygląda się jego dłoniom.
- Tak, całe moje ciało jest owłosione. Hannah podała mu węzełek.
- Dziękuję, że opowiedziałeś mi o sobie. Myślę, że jedzenie będzie ci smakować. Możesz
kiedyś jeszcze do nas zajść. - Wypowiadając te słowa, uświadomiła sobie, że nie mówi tak tylko z
grzeczności.
Mężczyzna pogrzebał w kieszeniach i wyjął kilka monet.
Hannah gwałtownie pokręciła głową.
- Tym razem nie. Zapłacisz następnym razem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •