[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przysłał mi obrazliwy list...
- Oczywiście, że ci płacił. Przecież musiał cię przekonać, że jest tym, za kogo się podaje. Tylko
taka wielka suma czyniła jego opowieść prawdopodobną. Pomyśl, jaki byłbyś podejrzliwy, gdyby
ofiarował ci na przykład sto kredytów dziennie...
- Wcale nie byłbym podejrzliwy, po prostu bym go wykopał za drzwi. Ale trzymajmy się faktów.
Wiemy także, i to jest po drugie, że wszystkie te banki na różnych planetach zostały obrabowane.
To są powszechnie dostępne dane.
- No tak, były. Natomiast zaczynam mieć podejrzenia co do prawdziwości dodatkowych danych.
- Jakich?
- Tych dotyczących cyrku, wystawianych numerów, dat przedstawień i tym podobnych.
Zacząłem trybić.
- No oczywiście! Kiedy dostajesz się do bazy danych, nie możesz w żaden sposób stwierdzić, czy
wydarzenia naprawdę zaszły, czy też informacje o nich zostały wprowadzone przez zręcznego
hakera. Nie dowiesz się tego, bo chodzi o odległą planetę, a przynajmniej nie dowiesz się, dopóki
nie dogrzebiesz się na miejscu do pierwotnej dokumentacji. Tylko że tego oczywiście nie można
zrobić na odległość.
- Dokładnie tak sobie myślałem. Dlatego właśnie postanowiłem powęszyć nieco po danych na
Fetor. Bez dużego sukcesu. Tutaj zastrzeżone są wszystkie dane za wyjątkiem rozkładu jazdy.
Większość drzwi zamknęła się tuż przed moim nosem.
- Nie lubią tu takich, co węszą.
- Tego byłem pewien, zanim zacząłem. Więc wprowadzałem pytania przez inne systemy. Nie
chciałem, aby na tej podstawie znaleziono mój terminal.
Jeszcze nie skończył mówić, gdy rozległo się energiczne walenie do drzwi garderoby.
- Otwierać natychmiast! Macie trzydzieści sekund. Potem wyważymy drzwi!
- Kto tam? - odkrzyknęła Angelina.
- Wydział Przestępstw Komputerowych. Nie próbujcie stawiać oporu. Jesteście winni nielegalnego
używania komputera i próby włamania się do zastrzeżonych plików!
Rozdział 9
Policja we wszelkich możliwych formacjach była tu na Fetor stanowczo zbyt skuteczna.
Rozejrzałem się desperacko wokół. W tym pokoju nie było okien i prowadziły do niego tylko jedne
drzwi. Jedynym schronieniem był parawan, za którym zmieniało się kostiumy. No cóż, lepsza taka
szansa niż żadna.
- Bolivar, właz tam! - syknąłem.
Wykonał polecenie w mgnieniu oka. Tymczasem w drzwi walnęło coś tak potężnie, jakby ktoś
starał się je wyważyć.
- Przestańcie walić, już idę! - krzyknąłem.
Angelina także nie próżnowała. Zamknęła walizkę z komputerem i położyła ją na podłodze. Potem
przesunęła fotel pod parawan i zasiadła w nim wygodnie. Ja tymczasem musiałem jeszcze uspokoić
Glorianę, gdyż świniozwierz z nastroszonymi gniewnie kolcami rwał się do ataku. Podszedłem
wreszcie do drzwi i otworzyłem je szeroko.
- Pukaliście? - zapytałem niewinnie.
Stojący tam facet był niesamowicie gruby, z fałdami tłuszczu pod podbródkiem i olbrzymim
brzuchem. Wyciągnął oskarżycielsko paluch w moim kierunku.
- W tym pomieszczeniu używano nielegalnego komputera.
- Nigdy w życiu.
- Przeszukaj dokładnie pokój, Hafifu - grubas wydał rozkaz. Jego partner, dla odmiany niezwykle
chudy, wtargnął natychmiast do pokoju. Obejrzał wszystko dokładnie z błyszczącymi z emocji
oczami, wietrząc nosem jak ogar. Spojrzał nawet pobieżnie na leżącą na ziemi walizkę, ale nie
uznał jej za godną uwagi.
- Nie widzę tu komputera - powiedział cienkim i drżącym głosem.
- Więc zajrzyj za parawan - burknął ten gruby glina. - Widziałeś przecież odczyt. W tym pokoju
jest gdzieś ukryty komputer. Nasz detektor się nie myli.
Hafifu posłuchał komendy i zbliżył się do parawanu w jednoznacznych zamiarach. Zaraz też
wrzasnął i wycofał się gwałtownie, gdy kły rozjuszonego świniozwierza rozorały mu nogawki
spodni i zdaje się także zahaczyły o łydki. Gloriana dała mi czas na podjęcie szybkiej decyzji -
ratowanie Bolivara było jednak ważniejsze niż ratowanie komputera.
- Wracaj! - rozkazałem. - Tam jest tresowany świniozwierz bojowy, który zabije każdego, kto
zbliża się zbyt gwałtownie do jego właściciela. Poza tym komputer znajduje się tutaj - wbudowany
w tę walizkę.
Hafifu okrążył szerokim łukiem swą pogromczynię i chwycił walizkę. Otworzył ją, wydobył
klawiaturę, włączył i napisał coś szybkimi nerwowymi ruchami.
- Faktycznie, jest to narzędzie zbrodni! - wrzasnął tryumfalnie.
- Jakiej zbrodni? Przeszukiwałem publiczne dane. Czy to jest wbrew prawu?
- Tak! - powiedział grubas z wielkim entuzjazmem. - Jest, ponieważ na Fetor nie ma publicznych
danych. Wszystkie są zastrzeżone. Konfiskuję ten sprzęt. - Hafifu wraz z komputerem był już za
drzwiami, zanim zdążyłem w ogóle otworzyć usta. - Ponadto obciążam was grzywną wysokości
pięciuset kredytów za próbę nielegalnego dostępu do zastrzeżonych danych.
- Nie możesz tego zrobić!
- Oczywiście, że mogę. Zgodnie z władzą daną mi przez państwo mogę nakładać kary pieniężne na
miejscu. Jeśli masz powody uważać, że konfiskata i grzywna są niesłuszne, przysługuje ci prawo
zażądania postępowania sądowego.
- Tak jest, zażądam.
- To oznacza dwa tysiące kredytów depozytu za salę sądową oraz pięćset kredytów na opłacenie
pracy sędziego.
Otworzyłem już usta, by protestować dalej, ale szybko je zamknąłem, zdając sobie sprawę, że
postępuję głupio.
- Przyjmujecie czeki?
- Tak... ale kara za wystawienie czeku bez pokrycia jest równa dwukrotności pierwotnej sumy.
Gdy ja wypisywałem czek, Angelina nieznacznie poluzowała łańcuch Gloriany. Nie miałem
rachunku w żadnym banku na Fetor. Wypisałem czek na pięćset kredytów galaktycznych.
Pamiętałem, że tutaj miały kurs równy kredytom Fetor.
Gloriana nagle chrząknęła bojowo i ruszyła do następnego ataku. Grubas skoczył w kierunku
drzwi, łapiąc po drodze wypisany czek. Zamknąłem za nim.
- Bardzo sprytnie - Bolivar wynurzył się zza parawanu. - Ale będziemy potrzebowali nowego
komputera.
- Potem być może tak - zgodziłem się - ale tu na Fetor są one zdaje się równie użyteczne jak
tabliczki  nie przeszkadzać na drzwiach. Będziemy więc używać naszych własnych mózgów, tak
jak to było w modzie na długo przed wynalezieniem elektroniki
- Podobnie jak ręczne pisanie - powiedziała Angelina, biorąc kartkę i pisak z szuflady komody. -
Zróbmy najpierw listę rzeczy, które wiemy, a potem listę tych, których musimy się dowiedzieć.
- Dobra - powiedziałem. Zacząłem wędrówkę wokół pokoju, wytężając swoje szare komórki. -
Więc, po pierwsze, tajemnica naszego pracodawcy, który jakoby nie istnieje. To nie jest w tej
chwili zresztą istotne i może poczekać...
- Aż do momentu, dopóki będzie nam regularnie płacił - dokończyła jak zwykle praktyczna
Angelina.
- Racja. Możemy też zapomnieć o tych wszystkich bankach, które zostały obrabowane na innych
planetach. Mogą one nie mieć nic wspólnego z obecnym śledztwem, ponieważ wszystkie fakty,
które ustaliliśmy na temat tamtych wydarzeń, prawdopodobnie zostały sfabrykowane.
- Po co? - spytał Bolivar. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •