X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Musi mi pani wybaczyć, pani Tavers. Nie poznałam
jeszcze w pełni wszystkich subtelności brytyjskiej etykie�
ty. Sądziłam, że skoro jestem hrabiną i to jest mój dom,
to mam prawo ustalić pewne reguły, leżące oczywiście po�
za normami obowiązującymi w towarzystwie.
- Dwa zestawy reguł, milady, to byłoby mylące dla dzieci.
- Czyżby chciała pani powiedzieć, że dzieci jego lor-
dowskiej mości są mało inteligentne?
Devon z zainteresowaniem przysłuchiwał się tej wy�
mianie zdań. Christopher ostrzegał go przed damami
z Teksasu. W noc, w którą się jej oświadczył, Giną po raz
pierwszy ujawniła swój upór. Nie sądził jednak, że prze�
niesie takie zachowania do domu.
Zauważył jaskrawo czerwone plamy na policzkach pani
Tavers i zaczął się obawiać się, że kobieta zaraz dozna udara
- Oczywiście, że nie, milady. Dzieci jego lordowskiej
mości są niezwykle zdolne.
- A więc bez kłopotu zrozumieją, że kiedy jesteśmy sami,
mogą zwracać się do mnie po imieniu, zaś w towarzystwie
powinny używać oficjalnego tytułu lady Huntingdon. -
Uniosła brew i spytała. - Czy pojmujecie tę różnicę?
Devon poczuł niespodziewany przypływ dumy, gdy je�
go syn wysunął do przodu drobną pierś i rezolutnie od�
parł:
- Tak, milady, rozumiemy.
Devon nie mógł nie zauważyć, że odpowiedz Noela
obejmowała również jego siostrę. W gardle ścisnęła go
emocja, której nie potrafił określić, coś, co przewyższało
nawet ojcowską dumę.
- Ile ma pan lat, lordzie Noel? - spytała Georgina.
Noel rzucił ojcu pytające spojrzenie. Odpowiedzią by�
ło skinienie głowy.
- Osiem - odparł.
- A pani, lady Millicent? - indagowała Giną.
- Mam pięć lat. - Oczy dziewczynki zabłysły. - I jeden
ząb mi się rusa. - Otworzyła usta, pokazując językiem je�
den z dolnych zębów.
I zanim Devon zdążył skarcić córkę za niewłaściwe za�
chowanie, Giną usiadła na podłodze, objęła Milicent i po�
sadziła sobie na kolanach, żeby z bliska obejrzeć chwieją�
cy się ząb.
- Spójrzcie tylko! - zawołała. - Wygląda tak, jakby miał
już za chwilę wypaść.
Millicent, której najwyrazniej wcale nie przeszkadzało,
że siedzi na kolanach nieznajomej, skinęła głową. Devon
pewien był, że to popołudniowe słońce tak wygładziło
twarz żony.
Splótł ręce na piersi i oparł się o ścianę. Nawet w dniu
ślubu Giną nie promieniała taką radością. Wyglądała tak,
jakby dostała właśnie gwiazdkę z nieba.
- Czy ty będziesz naszą mamą? - spytała Millicent.
- Nie - ostro odparł Devon, odsuwając się od ściany.
Od razu pożałował swego ostrego tonu, kiedy zobaczył,
jak jego córka posmutniała i szybko zsunęła się z kolan
Giny. Jeszcze bardziej było mu przykro, gdy dostrzegł
rozczarowanie w oczach żony.
- Pani Tavers, przepraszam, że przerwaliśmy naukę.
Zostawiamy teraz dzieci pod pani opieką. - Devon podał
ramię żonie. - Chodzmy, hrabino. Musimy porozmawiać.
Szeleszcząc suknią, Giną obróciła się na pięcie i sama
wymaszerowała z pokoju. Dzieci patrzyły za nią szeroko
otwartymi oczami. Nie miały żadnych wątpliwości, że
właśnie utarła nosa ich ojcu.
No cóż, rzeczywiście powinienem poważnie z nią po�
rozmawiać, zdecydował Devon.
13
- Widzę, że uparłaś się skomplikować sytuację.
Siedząc przy biurku w gabinecie, Devon uważnie przyglą�
dał się stojącej przy oknie żonie. Promienie słońca tworzyły
wokół jej sylwetki świetlistą aureolę, lecz w niej samej nie by�
ło nic anielskiego. Z rękoma opartymi na biodrach, przypo�
minała raczej boginię wojny. Wyglądała niemalże wspaniale.
- Dałem ci wolność decydowania o zasadach etykiety
w pokoju dziecinnym, więc...
- Wolność?- spytała. - Dałeś mi wolność? Podeszła, opar�
ła dłonie na jego biurku i pochyliła się nad mężem. - Wol�
ność to nie jest coś, co mógłbyś mi dać. Jestem wolna, i już.
Jeszcze nigdy żadna kobieta tak prowokująco się do
niego nie odzywała i w oczach żadnej z nich nigdy nie
płonął taki ogień. Margaret nigdy by się nie zachowała
w podobny sposób. Najpierw wielbiła ziemię, po której
stąpał Devon, potem użalała się nad sobą i dąsała.
- Hrabino, jest pani moją żoną...
- Ale nie niewolnicą.
Poczuł, że mimowolnie zaciska szczęki. Jeszcze chwila
i zacznie zgrzytać zębami.
Giną wyprostowała się, a oczy jej posmutniały.
- Nawet ich nie przytuliłeś - powiedziała z rezygnacją, bez
cienia gniewu. - Jesteś ich ojcem, nie było cię w domu co naj�
mniej sześć tygodni, a nawet ich nie uściskałeś na przywitanie.
- Nie wypada tak robić.
- To twoje dzieci.
- Dzieci arystokraty muszą wypełniać pewne obowiązki...
- Do diabła z arystokracją i jej etykietą. Noel i Milli-
cent to twoje dzieci.
Devon nie był pewien, co bardziej go zaszokowało, jej
gniew czy przekleństwo, którego użyła.
- Pani, żony również muszą spełniać pewne warunki... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.