[ Pobierz całość w formacie PDF ]

diabła, pewnie, że pojmuję! O, przepraszam, panno
Tess, zupełnie zapomniałem, że pani jest tutaj...
 Bardzo zabawne  mruknęła Tess, a pan Barry-
more natychmiast zabrał się za sporządzanie doku-
mentów, nie ustając w głośnym wyrażaniu swego
zadowolenia.
 Jasne, że wszyscy się dowiedzą! A pewnie!...
Pan, panie poruczniku, zdaje sobie jednak sprawę
z pewnych, hm... konsekwencji pańskiego kroku.
Chociaż... jeśli ktoś potrafi strzelać, tak jak pan!
Widziałem przecież na własne oczy...
 Strzelać?  przerwała Tess, prostując się
w swym krześle.
 Panno Tess, szkoda, że pani tam nie było!
Wczoraj wieczorem do saloonu przyszło kilku tych
bandziorów od von Heusena. Jeden z nich przy-
czepił się do biednego Hardy ego, na szczęście w sa-
Z nadzieją w sercu 183
loonie był pan porucznik i on rzecz całą załatwił. I to
jak!  Pan Barrymore, nie posiadając się z zachwytu,
uderzył ręką o biurko i wybuchnął głośnym śmie-
chem.  Panno Tess, to była prawdziwa uczta dla
oczu! Porucznik nic pani nie mówił? A to paradne!
Gdybym ja coś takiego zrobił, cały świat o tym by
usłyszał! A w redakcji nikt pani o tym nie mówił,
panno Tess? Przecież przy tym samym stoliku, co
porucznik, siedział Ed Clancy!
Tess powoli podniosła się z krzesła.
 Nie byłam jeszcze w redakcji  oświadczyła.
 Ale teraz tam pójdę. Panie poruczniku, pan
zapewne dokładnie wie, o co panu chodzi i jak to
ująć w dokumencie. Ja wrócę za chwilę i wszystko
podpiszę. A teraz proszę wybaczyć...
Jamie i pan Barrymore elegancko podnieśli się ze
swych krzeseł. Tess była już w progu. Wypadła na
ulicę, pragnąc ukryć krwisty rumieniec i nie mając
pewności, czy powinna być wściekła na porucznika,
czy też wrócić i ucałować go w oba policzki. Na razie
jednak tylko jedna rzecz wchodziła w rachubę. Jak
najprędzej spotkać się z Edem, świadkiem naocz-
nym, który wczorajszego wieczoru siedział w sa-
loonie przy tym samym stoliku, co porucznik.
Kiedy wkraczała do siedziby gazety Wiltshire Sun,
dwie pary oczu spojrzały na nią z niekłamaną
radością i siłą rzeczy śledztwo należało odłożyć na
pózniej. Edward Clancy zerwał się zza swego biurka
i rzucił do Tess.
 Och, panno Tess!  wołał, gniotąc ją w uścisku.
 Chwała Bogu, że pani żyje! Slater powiedział mi to
184 Heather Graham
wczoraj, ale co innego, kiedy mogę na własne oczy
ujrzeć panią całą i zdrową!
 Dziękuję, Edwardzie, dziękuję.
Za Edwardem stał już Harry, drukarz, bezzębny,
mizernej postury i bardzo, bardzo nieśmiały.
 Chodz tu, Harry, chodz!  mówiła serdecznie
Tess.  Pozwól dać sobie całusa!
Cmoknęła go bardzo głośno, a on zarumienił się
po nasadę siwej czupryny.
 Panno Tess, my ani na chwilę nie przerwaliś-
my roboty. Nawet kiedy nam powiedzieli, że pań-
stwo nie wrócą, gazeta wychodzi regularnie. We
wtorki, czwartki i soboty.
 Jestem z was obu bardzo dumna.
Edward spoglądał na nią jednak z miną nieco
niewyrazną.
 To znaczy, gazeta wychodzi regularnie, ale
raczej nie ma w niej nic szczególnego. Pani rozumie,
ten von Heusen cały czas siedzi nam na karku...
 Ja wszystko rozumiem! Najważniejsze, że ga-
zeta się ukazuje. Ed, zdążę jeszcze coś napisać do
wtorkowego wydania?
 Naturalnie, panno Stuart, naturalnie.
Tess ściągnęła rękawiczki, rozsiadła się za swoim
biurkiem i z lubością wciągnęła w płuca znajomy
zapach. Zapach farby drukarskiej. Jak miło znów tu
się znalezć... Wkręciła papier do maszyny, zręczne
palce zastukały w klawisze. Tess Stuart opisze
wszystko. Białych napastników przebranych za
Komanczów i to, jak uratował ją oddział kawalerii.
O wodzu Płynąca Rzeka, który przysiągł, że to nie
Z nadzieją w sercu 185
jego ludzie napadli na wozy Josepha Stuarta. Opisze
to wszystko, jako świadek naoczny, jako ktoś, kto
to piekło przeżył....
Swój artykuł zakończyła odważnym oskarże-
niem:
Naszym miastem zawładnął tyran i sprawuje tu
swoją bezlitosną władzę. Tyran gotów na wszystko, byle
tylko osiągnąć swój cel. Nieraz się zdarzyło, że któryś
z naszych przyjaciól czy sąsiadów znikał bez śladu.
Ludzie mówili, że to wojna, a przecież wojna dawno się
skończyła. Każdy przyzwoity człowiek chce naprawić
swój płot i podać blizniemu pomocną dłoń.
W naszym mieście nie ma spokoju. Do naszego miasta
zawitał diabeł, diabeł wcielony, który zabił Josepha [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •