[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jutro z nim porozmawia. On z pewnością to zaaranżuje.
Usnęła, uspokojona tą myślą.
ROZDZIAA SZESNASTY
Hrabia Thornhill i jego hrabina pojawili się w teatrze poprzedniego wieczora, a tego
popołudnia udali się na przejażdżkę do parku. I wczoraj i dzisiaj towarzyszyła im szacowna lady
Brill i panna Samantha Newman, kuzynka hrabiny, także jedna z najpiękniejszych twarzy sezonu.
Młodzi małżonkowie trzymali się tak blisko siebie, jak tylko pozwalała na to przyzwoitość.
Ona trzymała dłoń na jego ramieniu, on zaś przykrywał tę dłoń ręką. Uśmiechali się i wyglądali na
szczęśliwych. Niemal promiennych, jak mówili ludzie przychylnie do nich nastawieni. Pewna
zgorzkniała wdowa ochrzciła ich jako dziewuchę ladaco i łajdaka, a jej przezwiska szeptano odtąd
wokół, kiwano nad nimi głowami i chichotano.
A jednak było coś niemal romantycznego w tych określeniach. I coś niemal romantycznego,
choć szokującego, w lekkomyślnym sposobie, w jaki hrabia uwiódł i zdobył swoją damę. Gdyby
opuścili stolicę we wstydzie i upokorzeniu, jak to rzeczywiście powinni byli uczynić, nie zważając
na dobre obyczaje, byliby niewątpliwie powszechnie potępieni, a słowo romans nie pojawiłoby się
nawet w najbardziej dziwacznych umysłach.
Ale nie uciekli. I bezsprzecznie stanowili młodą i niezwykle piękną parę. Utytułowaną,
elegancką, bogatą i jawnie uszczęśliwioną tym, czego tak bezwstydnie dokonali.
Tak, szeptano w towarzystwie, w tym małżeństwie z pewnością było coś romantycznego.
Oboje są wyzywająco bezwstydni i, Bogiem a prawdą, należałoby ich wykluczyć na zawsze z
przyzwoitego towarzystwa. Nawet wielki świat uznał zgodnie, że miłość czasami zwycięża, ale
odczuwał zawiść i dlatego trwał w niechęci.
Salony przygotowały się z wielką ostrożnością i rezerwą do przyjęcia z powrotem na swoje
łono hrabiego i hrabiny Thornhill, mimo że hrabia był w głębokiej niełasce jeszcze przed tym
skandalem.
Tymczasem wicehrabia Kersey leczył złamane serce i demonstrował heroizm. Ktoś mógłby
spodziewać się, że biedny dżentelmen powinien zniknąć gdzieś na wsi albo nawet za morzami, żeby
uniknąć współczujących spojrzeń. Ale został i zachowywał spokojną godność w towarzystwie
innych dżentelmenów, a smutny uśmiech, jeśli przebywał wśród dam.
Damy mogłyby gardzić każdym przeciętnym dżentelmenem porzuconym przez narzeczoną,
ale lord Kersey, ze swoimi złocistymi włosami, tak niezwykle błękitnymi oczami i ze swoją męską
sylwetką nie mógł być przedmiotem wzgardy. Szczególnie teraz, otoczony aurą tragicznej
godności. Mógł zostać najwyżej obiektem macierzyńskiego współczucia starszych dam, i
westchnień młodych, a nawet nie tylko młodych.
Salony były już znudzone sezonem. Mimo oszałamiającej karuzeli rozrywek towarzyskich,
powszechnie odczuwano monotonię. Każdy, gdziekolwiek się udał, wszędzie widywał te same
twarze. Wszystko, co tylko wyróżniało się z tłumu, podchwytywano z radością, zwłaszcza jeśli było
zaprawione pieprzykiem skandalu. Co z tym dziwnym i fascynującym trójkątem trojga tak
pięknych i, owszem, romantycznych postaci? Wszyscy troje przebywają w Londynie. Czy lord
Kersey zażąda od Thornhilla satysfakcji? Czy hrabina żałuje swojej decyzji? Czy...? Rozważaniom
nie było końca, a potrzeba śledzenia rozwoju wydarzeń była całkiem nieprzeparta.
Lady Truscott, której coroczny bal nigdy nie należał do najbardziej uczęszczanych imprez
sezonu, nagle zyskała godną pozazdroszczenia pozycję, jako że jej dom stał się sceną pierwszego
po ślubie pojawienia się hrabiego i hrabiny Thornhill i pierwszego prawdziwego spotkania trójki
protagonistów po skandalu sprzed trzech dni.
Lady Truscott napawała się widokiem swojej sali balowej tak przepełnionej, że nieomal
pękała w szwach, jak to określił jakiś korpulentny dżentelmen. Wszyscy powinni łączyć się w pary,
oświadczył znudzonym głosem światowca inny dowcipniś, przyprawiając słuchaczy o atak
śmiechu.
Czara radości lady Truscott przelewała się przez brzegi.
Uśmiechaj się - przypomniał, pomagając jej wysiąść z powozu.
Nie musiał jej o tym przypominać. Poprzedniego wieczoru, w teatrze aż twarz jej zdrętwiała
od ciągłego uśmiechania się. Dzisiaj w parku uśmiechała się tak zapamiętale, że obawiała się, iż
wezmą ją za idiotkę.
Tego wieczoru powinna się uśmiechać, chociaż nie spodziewała się innych partnerów poza
Gabrielem. Chyba żeby ich wyrzucono, rzecz jasna. Nie sądziła, że wtedy też zdobyłaby się na
uśmiech.
Kiedy wchodziła na salę balową u boku męża, powróciło przerażające wspomnienie
wieczoru sprzed trzech dni. W tamtej sali została narzeczoną Lionela. Pózniej wyszła za Gabriela.
Wydawało się, że minęły wieki. Nierealność tego trochę ją oszałamiała.
Tak samo jak wczoraj w teatrze, na ich widok zaległa cisza, po czym podniósł się szmer
podekscytowanych szeptów. Jennifer uśmiechała się ciepło do męża i pewnie rozglądała się wokół.
Wnosząc z liczby gości, mogły ją śledzić setki oczu. I być może pochwyciła jakieś przelotne
spojrzenie, chociaż większość gości lady Truscott była zbyt dobrze wychowana, by się jej otwarcie
przyglądać. Tylko jeden człowiek, w drugim końcu sali, utkwił w niej spojrzenie - wicehrabia
Kersey.
Serce na moment jej stanęło i przez kilka dręczących chwil nie mogła odwrócić wzroku.
Lionel! Piękny i elegancki, jak zawsze. Jej Lionel. Jej miłość. Marzenie hołubione przez pięć
długich, mrocznych i samotnych lat.
W końcu oderwała od niego wzrok i spojrzała w dół, na swoją dłoń, spoczywającą na
ramieniu męża. Błądząc gdzieś myślami nie miała pojęcia, jaką satysfakcję towarzystwo czerpało z
tej sceny, choć nikt otwarcie się nie przyglądał.
Hrabia ujął jej dłoń i podniósł do ust. Tak jak oczekiwała, uśmiechał się do niej z cudownie
udanym uwielbieniem w oczach. Poczuła powracającą falę nienawiści, która na chwilę ją
zamroczyła.
Nagle uświadomiła sobie, że ktoś się jej kłania. Ktoś chciał się jej przypomnieć. Spojrzała
zdziwiona i ujrzała te same niebieskie oczy, ale o wiele bliżej. Sięgnął po jej dłoń: podała mu ją, nie
zdając sobie sprawy z tego, co robi. Lionel dotknął wargami tego samego miejsca, na którym przed
chwilą spoczywały usta jej męża.
Nigdy przedtem tak na nią nie patrzył. Miękko, ciepło, czule. Nigdy. Och, nigdy tego nie
robił, chociaż tęskniła za tym i wmawiała sobie, że będzie tak, kiedy ogłoszą ich zaręczyny, albo
zaraz po ślubie.
- Madame... - powiedział miękko, chociaż wiedział, że ludzie wokół nich, acz zajęci swoimi
rozmowami, mogli go usłyszeć. - Zechciej przyjąć szczere życzenia wszystkiego najlepszego dla
twojego małżeństwa. Musisz wiedzieć, że twoje szczęście zawsze było jedynym moim celem.
Miałem nadzieję, że będę mógł ci je dać, ale cieszę się, że znalazłaś je, choćby moim kosztem. Nie
musisz czuć się winna. - Jego uśmiech był ciepły i smutny. - Bądz szczęśliwa. %7łyczę ci tego na
resztę życia.
Puścił jej dłoń, ukłonił się nisko, odwrócił gwałtownie i szybko opuścił salę balową.
- Diabeł! - szepnął jej do ucha mąż. Objął ją mocno w talii i popchnął do przodu. -
Nareszcie. Słyszałem, że na początku będzie walc. Zatańczymy?
Miała ochotę czmychnąć do damskiej garderoby i skryć się tam w najdalszym kącie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •