[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wyczuła, że to ważne pytanie. Farma dawała jej zadowolenie i satysfakcję.
Dzieci... Z uśmiechem przypomniała sobie, jak chłopcy protestowali, że muszą iść do
szkoły, podczas gdy w domu tyle się tego dnia dzieje. To dzięki dzieciom miała korzenie,
dumę i miłość, jakiej nie potrafiłaby opisać. I Dylana. Przyniósł jej namiętność i spokój
42
równocześnie. Sprawił, że jej życie stało się pełne.
I choć wiedziała, że to wszystko nie będzie długo trwać, na razie jej to
wystarczało.
- Od dawna nie byłam taka szczęśliwa. Cieszę się z tego, czego tu dokonałam. To
dla mnie bardzo ważne.
Frankowi nie mieściło się w głowie, że można być szczęśliwym, siedząc w jednym
miejscu. Zawsze jednak chciał, by jego dzieci miały to, czego pragną. Cokolwiek by to
było.
- A ten pisarz... - Zawahał się, bo w tych sprawach nie czuł się pewnie. - Tylko
ślepy by nie zauważył, jak na niego patrzysz.
- Jestem w nim zakochana. - Dziwne, jak łatwo powiedziała te słowa, bez cienia
żalu czy obawy.
- Rozumiem. Powinienem z nim porozmawiać? Abby dopiero po chwili
wybuchnęła śmiechem.
- Nie, tato, nie. Nie musisz z nim rozmawiać. Kocham cię - dodała i pocałowała go
w świeżo ogolony policzek.
- I całe szczęście. Teraz mogę ci powiedzieć, że razem z mamą martwiliśmy się,
że mieszkasz tu samotnie i sama musisz sobie ze wszystkim radzić. No... właściwie to
mama mówiła, że nie ma najmniejszego powodu, żeby się o ciebie niepokoić, ale ja i tak
się martwiłem.
- Nie musisz. I ja, i chłopcy mamy naprawdę fajne życie. Takie, jakiego chcieliśmy.
- Aatwo mówić, ale dla ojca dobro jego córek to poważna sprawa. Chantel, na
przykład, w młodości dała mi aż nadto powodów do niepokoju, ale to już chyba mamy za
sobą. A Maddy zawsze ze wszystkim da sobie radę.
- Jak jej tata.
- Jak jej tata - uśmiechnął się Frank. - Ale ty to co innego. W dzieciństwie nie
sprawiałaś żadnego kle potu, a potem...
Wolał jej nie mówić o tych nieskończonych godzinach, kiedy z bólem i strachem
myślał o tym, co cizie je się w jej życiu. Choć był wrażliwy i sentymentalnie opłakiwał
43
swego zięcia. Modlił się tylko o spokój dla swej córki.
- Ale teraz, kiedy wiem, że zwiążesz się z dobrym, odpowiedzialnym człowiekiem,
mogę odetchnąć z ulgą.
- Nie wiążę się z Dylanem, tato. To nie tak.
- Ale przecież powiedziałaś...
- Tak, ale... - Abby kopnęła niewielki kamyk leżący na jej drodze. Gdyby to inne
przeszkody dało się tak łatwo usunąć! - On tu nie zostanie, tato. To nie jest życie dla
niego. A ja nie mogę stąd odejść, bo to jest życie dla mnie.
- Nigdy nie słyszałem takich bzdur.
Abby otworzyła drzwi do stajni i ojciec, choć wcale nie zamierzał tam wchodzić,
musiał podążyć za nią. Prowadził swą rodzinę przez cały kraj, w tę i z powrotem, wzdłuż i
wszerz. Czyż nie potrafi zaprowadzi swej córki tam, dokąd pójść powinna?
- Zakochani muszą próbować się przystosować jedno do drugiego, a nie
poświęcać. Tylko kompromisy mają sens, Abby. Nie miałaś tego z twoim... - imię Chucka
nie przeszło mu przez gardło. - Bo do kompromisu trzeba dwojga. Jeśli tylko jedno się
przystosowuje, to taki układ pęknie. Prędzej czy pózniej.
Przyglądała mu się uważnie. Nie był przystojny, ale bardzo ujmujący, o drobnej,
żywej, pełnej wyrazu twarzy. Często grywał klauna, bo uważał, że jest stworzony do
rozśmieszania. Ale nie był głupi.
- Jesteś bardzo mądry, tato. - Znów go pocałowała i przypomniała sobie te
wszystkie sytuacje, kiedy się myliła, a on miał rację. - Dylan jest zupełnie inny. A ja
zaczynam sobie uświadamiać, że też jestem zupełnie inną kobietą niż ta, która poślubiła
tamtego wyjątkowo nieodpowiedzialnego człowieka.
- A co Dylan czuje do ciebie?
- Nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć, bo wtedy mogłoby być jeszcze trudniej. Ale
nie martw się. Mówiłam ci, że jestem szczęśliwa, tak jak jest. Nie szukam mężczyzny,
który by się mną zaopiekował, tato. Już raz to zrobiłam.
- Ale on się nie sprawdził. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •