[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odwiedzić swój dawny pokój w moim biurze, Kincaid.
- Jestem wzruszony, że wciąż na mnie czeka. A ty?
- Czy na ciebie czekam? - Parsknęła śmiechem. - Z utęsknieniem, jak Egipcjanie na
kolejną plagę.
- Ach, Victorio, masz niecodzienne poczucie humoru.
Tory ściągnęła brwi, wsłuchując się w dziwny szmer w słuchawce.
- Co to za hałas?
- Jaki znowu hałas?
- Jakbym słyszała wodę.
- Bo słyszysz. Jestem pod prysznicem.
Na dobrych dziesięć sekund zapadła cisza, potem usłyszał salwę śmiechu.
- Phil, czemu dzwonisz do mnie spod prysznica?
- Bo akurat o tobie pomyślałem. Oparła się o biurko.
- Och?
- Przypomniałem sobie, jak kąpałem się w twojej gościnnej łazience i w połowie
skończyła mi się ciepła woda. - Odgarnął włosy z oczu. - Wtedy nie byłem w nastroju, żeby
składać oficjalną skargę.
- Mam rozumieć, że robisz to teraz? Przekażę ją komu trzeba. - Uśmiechnęła się. - Nie
spodziewajcie się, że w hotelu będzie bardziej luksusowo. Nie ma obsługi hotelowej ani
aparatu w łazience.
- Jakoś przeżyjemy.
- To się jeszcze zobaczy - odparła sucho. - Twoja świta może przeżyć prawdziwy
szok, kiedy okaże się, że nie ma jacuzzi.
- Naprawdę uważasz nas za takich mięczaków? - Rozdrażniony przełożył słuchawkę
do drugiej ręki. - Może tego lata nauczysz się czegoś o filmowcach, Victorio. Chętnie będę
twoim nauczycielem.
- Niczego nie chcę się od ciebie uczyć.
- A szkoda, bo dobrze by ci to zrobiło. - Uśmiechnął się, wyobrażając sobie gniewne
błyski w jej oczach.
- Przestrzegajcie zasad, to nie będzie żadnych problemów.
- Przyjdzie taki czas, Tory, kiedy to ja będę ustalał reguły - wyszeptał w słuchawkę. -
No i wciąż muszę dotrzymać obietnicy, którą ci dałem.
- Tylko nie zapomnij umyć uszu - odparła złośliwym tonem i odłożyła słuchawkę.
ROZDZIAA PITY
Kiedy przyjechali, Tory była w biurze. Skończyła wypełniać formularz i wstała zza
biurka. Oczywiście wcale nie śpieszyło jej się, by znowu zobaczyć Phila, lecz musiała w
końcu dopilnować, by najazd ważniaków z Hollywood przebiegał we względnym porządku.
Zanim zdążyła podejść do drzwi, wpadł przez nie Tod z oczami jak talerze i z
wypiekami na twarzy.
- Tory, oni już tu są! Przed hotelem! Mnóstwo ludzi! Są samochody, półciężarówki i
wszystko!
Uśmiechnęła się. Zapominał się i zwracał do niej po imieniu tylko wtedy, kiedy był
czymś wyjątkowo przejęty. Podeszła do niego, a kiedy oparła mu dłoń na ramieniu, nawet się
nie skulił.
- Chodzmy to zobaczyć.
- Tory... Pani szeryf - poprawił się szybko - myśli pani, że ten facet pozwoli mi
patrzeć, jak będą kręcić ten film? No wie pani, ten, którego pani wtedy zamknęła?
- Wiem. Czemu miałby nie pozwolić? - odparła z roztargnieniem.
To, co działo się przed hotelem, tak dziwnie wyglądało w sennym Friendly, że Tory
omal się nie roześmiała. Wszędzie stały samochody, kręcili się jacyś ludzie. Na chodniku stał
burmistrz i rozmawiał ze wszystkimi naraz. Kalifornijczycy rozglądali się z zaciekawieniem,
identyczne miny mieli przyglądający się im mieszkańcy miasteczka.
Dwa różne światy, pomyślała Tory i uśmiechnęła się, lecz uśmiech spełzł jej z ust,
zaledwie zobaczyła Phila.
Był ubrany dość skromnie, podobnie jak reszta ekipy, lecz nie sposób było nie
zauważyć, że to on o wszystkim decyduje. Nawet wtedy, gdy wydawał się pilnie słuchać słów
burmistrza, wydawał polecenia, natychmiast wykonywane przez jego ludzi. Odnosili się do
niego z sympatią i szacunkiem.
- No, no! Ale sprzęcior! A w tych pudłach to na bank są kamery.
Może mi dadzą popatrzeć.
- Uhm - mruknęła Tory, patrząc, jak Phil się śmieje.
A potem ją zauważył.
Jego uśmiech zmienił się nieznacznie. Przez pewien czas mierzyli się wzrokiem,
podczas gdy filmowcy kręcili się przy sprzęcie, a miejscowi przyglądali im się i szeptali. Tory
stała wyprostowana, obejmując Toda, Phil zaś stwierdził, że dzieje się z nim coś dziwnego:
patrzenie na nią sprawiało mu ból.
Wydawała się chłodna, zdystansowana, i patrzyła w jego kierunku. Na jej piersi
połyskiwała metalowa odznaka. W ten upalny suchy dzień była jak mocne wino - kuszące i
niebezpieczne. Ktoś z ekipy mówił coś do niego, lecz Phil zareagował dopiero za drugim
razem.
- Co...? - Nie odrywał wzroku od Tory.
- Huffman prosi cię do telefonu.
- Powiedz mu, że do niego oddzwonię - mruknął, ruszając w jej stronę.
Zcisnęła ramieniem Toda, który spojrzał na nią pytająco i zmarszczył brwi.
Phil zatrzymał się tuż przy chodniku.
- Szeryf Ashton.
- Kincaid - odparła chłodno. Phil uśmiechnął się do chłopaka.
- Cześć, Tod. Jak leci?
- W porządku. - Nastolatek wpatrywał się w niego spod szopy potarganych włosów. -
Czy mógłbym... - zaczął, nerwowo przestępując z nogi na nogę. - Myśli pan, że mógłbym
obejrzeć wasz sprzęt?
- Jasne. - Phil uśmiechnął się przelotnie. - Podejdz do nich i spytaj o Bicksa. Niech ci
pokaże kamerę, powiedz mu, że ci pozwoliłem.
- Serio? - Przez chwilę wpatrywał się w Phila uszczęśliwiony, a potem niepewnie
spojrzał na Tory.
Uśmiechnęła się i uściskała go lekko. Oho, pomyślał Phil, patrząc, jak zmienia się
wyraz jego oczu, jak policzki mu czerwienieją, a potem stają się pąsowe.
- Zmigaj - zachęciła.
Phil odprowadził nastolatka spojrzeniem, zanim przeniósł wzrok na Tory.
- Widzę, że dokonałaś kolejnego podboju. Jestem pełny podziwu dla jego gustu. -
Kiedy wpatrzyła się w niego bez wyrazu, potrząsnął głową. - Boże drogi, Tory, nie widzisz,
że ten dzieciak jest w tobie zakochany?
- Nie bądz śmieszny. To jeszcze dziecko.
- Nie powiedziałbym. Jest dostatecznie duży, żeby zadurzyć się w pięknej kobiecie. -
Uśmiechnął się, widząc jej zmartwioną minę. - Ja też miałem kiedyś naście lat. Byłem młody
i niewinny.
Zirytowana, że sama wcześniej tego nie zauważyła, spojrzała na niego gniewnie.
- Młody? Być może. Ale z pewnością nie taki niewinny.
- To prawda - przytaknął zgodnie. - Cieszę się z naszego ponownego spotkania, pani
szeryf.
- Czyżby? - spytała przeciągle.
- Mówię szczerze. Byłem ciekawy, czy naprawdę jesteś taka piękna, czy tylko to sobie
wyobraziłem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •