[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po chwili mroczny cień, chyłkiem przesuwający się wzdłu\ wilgotnego muru, wyłonił się z
ciemności i podszedł ku niemu ukradkiem. Uczuł rękę na swym ramieniu i obejrzał się
przera\ony. Była to jedna z kobiet pijących przy szynkwasie.
 Czemu go nie zamordowałeś?  syknęła, zbli\ając swą chudą twarz do jego twarzy. 
Wiedziałam, \e o niego ci szło, gdy wyleciałeś od Daly ego. Głupcze, trzeba go było zabić! Ma
moc pieniędzy, a gorszy od najgorszego.
 On nie jest tym, za kogo go brałem, a pieniędzy nie potrzebuję od nikogo. Chcę czyjegoś
\ycia. Ten, na którego \ycie godzę, musi mieć jakie czterdzieści lat, a ten, co odszedł, to młody
chłopiec. Bogu dzięki, \e nie splamiłem się jego krwią.
Kobieta gorzko się zaśmiała.
 Młody chłopiec  wybuchnęła szyderczo.  Człowieku, to\ osiemnaście lat dobiega, jak
ten ksią\ę z bajki zrobił mnie tym, czym jestem.
 Kłamiesz!  krzyknął James Vane.
Wzniosła rękę ku niebu.
 Zaklinam się na Boga, \e mówię prawdę.
 Zaklinasz się na Boga?
 Niech mnie ziemia pochłonie, jeśli mówię nieprawdę. Najgorszy jest ze wszystkich, co tu
przychodzą. Powiadają, \e diabłu duszę sprzedał za ładną twarz. Osiemnaście lat będzie, jak go
poznałam. Mało się zmienił. Ale za to ja?  dodała, obrzucając go pytającym spojrzeniem.
 Przysięgasz na to?
 Przysięgam  wybiegło ochrypłe echo ze zwiędłych ust.
 Tylko mnie nie zdradz przed nim  zajęczała.  Ja się go boję. Daj mi trochę pieniędzy
na nocleg.
Z przekleństwem skoczył na róg ulicy, ale Dorian Gray ju\ zniknął. Obejrzał się za kobietą,
lecz i jej ju\ nie było.
XVII
W tydzień pózniej Dorian Gray siedział w oran\erii w Selby Royal i rozmawiał z piękną
księ\ną Monmouth, bawiącą tu wraz z mę\em, sześćdziesięcioletnim prze\ytym d\entelmenem,
w gronie innych gości. Była właśnie pora na herbatę. Du\a lampa stołowa, przesłonięta
koronkowym aba\urem, rzucała łagodne światło na delikatny serwis z chińskiej porcelany i
matowego srebra, koło którego krzątała się księ\na, nalewając herbatę. Białe jej ręce poruszały
się zgrabnie między fili\ankami, a pełne purpurowe usta uśmiechały się do czegoś, co jej
szeptem powiedział Dorian. Lord Henryk siedział rozparty w fotelu z trzciny, przykrytym
jedwabiem i przyglądał się im. Na kanapie brzoskwiniowego koloru zajęła miejsce lady
Narborough udając, \e słucha opowiadania księcia, opisującego jej ostatniego chrabąszcza z
Brazylii, którym udało mu się wzbogacić swe zbiory. Trzech młodych panów w świetnie
skrojonych smokingach podawało damom ciastka. Towarzystwo składało się z dwunastu osób, a
następnego dnia mieli przybyć nowi goście.
 O czym rozmawiacie?  spytał lord Henryk, przystępując do stołu i stawiając swą
fili\ankę.  Gladys, czy mówił ci mo\e Dorian o moim planie nadania wszystkiemu innych
nazw? To doskonała myśl.
 Ale\, Harry! Kiedy ja wcale nie chcę zmienić swego imienia  odparła księ\na,
podnosząc nań swe cudowne oczy.  Jestem zupełnie zadowolona z dotychczasowego, a sądzę,
\e pan Gray powinien być równie\ zadowolony ze swego.
 Moja droga Gladys, ja te\ nie zamierzam zmieniać \adnego z nich. Obydwa są doskonałe.
Myślałem tylko o kwiatach. Wczoraj zerwałem orchideę do butonierki. Była przecudnie
nakrapiana, czarowna jak siedem grzechów śmiertelnych. W chwili bezmyślności zapytałem
ogrodnika o jej nazwę. Powiedział mi, \e jest to piękna odmiana Robinsoniany, czy coś równie
okropnego. Smutna to prawda, ale zatraciliśmy zdolność nadawania rzeczom pięknych nazw. A
nazwy są wszystkim. Nigdy nie walczę o czyny Chodzi mi jedynie i wyłącznie o słowa.
Dlatego nienawidzę brutalnego realizmu w literaturze. Kto łopatę nazywa łopatą, powinien zostać
skazany na kopanie. To jedyne odpowiednie dlań zajęcie.
 Ale jak w takim razie nazywać ciebie, Harry?  spytała księ\na.
 On się zowie ksią\ę Paradoks  odparł Dorian.  Akceptuję natychmiast!  zawołała
księ\na.
 Nie chcę o tym słyszeć  zaśmiał się lord Harry, padając na fotel.  Od etykietki uwolnić
się niepodobna. Zrzekam się tytułu.
 Królewskiej wysokości nie wolno abdykować  padła przestroga z pięknych ust.
 Mam więc bronić swego tronu?
 Tak!
 Rozdaję prawdy jutrzejsze.
 Ja wolę błędy dzisiejsze  odparła.
 Gladys, rozbroiłaś mnie  zawołał, wpadając w ton jej swawolnego humoru.
 Tylko tarczę ci wytrąciłam, nie kopię.
 Nigdy nie walczę przeciw piękności  rzekł z gestem pełnym wdzięku.
 W tym właśnie twój błąd, Harry. Wierzaj mi, przeceniasz piękność.
 Jak mo\esz mówić coś podobnego? Uwa\am i przyznaję się do tego, \e lepiej jest być
pięknym ni\ dobrym. Ale nikt z równą gotowością nie przyzna, \e lepiej być dobrym ni\
brzydkim.
 Więc brzydota jest jednym z siedmiu grzechów śmiertelnych?  zawołała księ\na.  Có\
będzie z twoim porównaniem o orchidei? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •