[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potarganą czuprynę. Czuła, że krew zamienia się w lawę.
Oboje rozpalili się i pragnęli tego samego, ale Jack uznał, że
jeszcze nie nadszedł odpowiedni moment, a przede wszystkim
znajdują się w nieodpowiednim miejscu. Niechętnie oderwał
się od ust Ellin i wtulił twarz w jej włosy.
- Koniec przyjemności - szepnął.
- Szkoda, ale trochę się zagalopowaliśmy. - Ellin zdobyła
się na żartobliwy ton. - Zawrotne tempo, co?
- Tak. Wiesz, chyba przestanę rozwijać młode umysły, a
zacznę naprawiać stare pralki.
Wybuchnęli śmiechem. Nagle Ellin przypomniała sobie,
że niedługo odjedzie na zawsze, więc odsunęła się, poprawiła
bluzkę i podpięła włosy.
- Uprzedzam, że ten incydent niczego nie zmienia.
- Jak to, nie zmienia? - Jack westchnął. - Odtąd będę
inaczej patrzył na pralki.
ROZDZIAA ÓSMY
- Należy mi się wyjaśnienie. - Jack teatralnym gestem
rzucił pomięty egzemplarz Post - Ette". - Co to takiego?
Gdyby miał wystawić Ellin ocenę za zachowanie po
pamiętnym całusie, dałby najwyższy stopień za chłód, a za
nieprzystępność uwagę: wymaga poprawy".
Jako istota z natury wrażliwa i delikatna przez kilka dni
nie pokazywał się i nie odzywał, aby dać Ellin czas na
odzyskanie równowagi. Genetyczne uwarunkowania skłaniały
ją ku rządzeniu sobą i bliznimi, więc zapewne przestraszyła
się, że nie utrzymała gwałtownych uczuć na wodzy.
Chwilowo straciła panowanie nad sobą, a potem pewnie
załamała ręce.
Ale dość tego dobrego.
- O co chodzi? - Z wystudiowaną obojętnością Ellin
oderwała wzrok od monitora i rzuciła okiem na gazetę. - To
jest artykuł wstępny, czyli coś, co pisze redaktor naczelny.
- Tyle wiem, nie musisz mi tłumaczyć jak pastuch krowie.
Ale wyjaśnij, dlaczego ten wstępniak jest nieprzemyślany.
Rano, gdy czytał artykuł, aż zakrztusił się kawą. Nie
chciało mu się wierzyć, że Ellin poparła nieznaną spółkę,
która chciała otworzyć w Waszyngtonie salę do gry
hazardowej.
Nie rozumiał, dlaczego zajęła takie stanowisko, mimo że
podczas posiedzenia radnych słyszała, jak gorąco
argumentował przeciw projektowi. Niezależnie od tego, pod
jakim kątem oceniał artykuł, redaktorskie poparcie sprawiało
wrażenie osobistego pojedynku z Jackiem Maddenem.
- Nie widzę tu ani zdzbła lekkomyślności - gniewnie
odparła Ellin. - Zasięgnęłam języka na własną rękę i
dowiedziałam się, że ta spółka cieszy się dobrą opinią, bo
zatrudnia miejscowych i przekazuje część zysków lokalnej
społeczności. Jak każde nowe przedsięwzięcie to też zwiększy
wpływy z podatków i zasili budżet miasta. Gołym okiem
widać, że Waszyngtonowi przyda się solidny zastrzyk
finansowy.
- Widziałem, że robisz notatki... - Jack niecierpliwie
poprawił okulary. - I naiwnie sądziłem, że uważnie słuchasz
moich wywodów.
On też odrobił pracę domową i zdobył rozeznanie w
spornej kwestii. Przedstawił radnym przekonujące dowody, że
obcy element zwykle powoduje wzrost przestępczości, mnożą
się drobne i większe kradzieże, włamania, napady. Wielu
obywateli podzielało jego poglądy i uważało, że nie opłaca się
skórka za wyprawkę.
Ellin raczyła odwrócić się i spojrzała mu w oczy.
- Pilnie słuchałam tego, co pan Madden mówił, ale tak się
dziwnie składa, że jestem innego zdania. Chyba mam prawo
do własnej opinii?
- Prawo! To mi wyglÄ…da na wykorzystywanie stanowiska
służbowego.
Ellin odwróciła się do niego plecami.
- Chwała ci, Ameryko! - rzekła z ironią. - Kraju, w
którym każdy może myśleć, co chce, choćby nie wiem jak
nieprawomyślnie.
- Po co to robisz? - drążył Jack. - Twierdzisz, że będziesz
tu tylko do końca marca...
- Bo będę. - Niedbale przerzuciła kartki kalendarza. - Już
tylko niecałe sześćdziesiąt dni.
Niewątpliwie miała to być uszczypliwa aluzja do tego, że
czas ucieka, a oni jeszcze nic nie osiągnęli. Jej słowa
podziałały na Jacka jak kopniak.
- Więc po co opowiadasz się za czymś oczywiście złym
dla miasta, które i tak opuścisz?
- Bo moim zdaniem to wcale nie takie oczywiście złe.
Jack miał w zanadrzu kilka argumentów, lecz na razie
wolał ich nie wysuwać. Byłoby to bezcelowe, a nawet
mogłoby zaszkodzić.
- Chyba wcale nie chodzi o bingo.
- A o co, jeśli można wiedzieć?
Jack zerknął na Deanie, która udawała, że nie słucha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona pocz±tkowa
- Lien_Merete_ _Zapomniany_ogród_07_ _Mężczyzna_z_cienia
- Zakomponuj własny ogród. Praktyczny poradnik
- Morrison_Jo_Trudne_pojednanie_T028
- Strugaccy A. i B. Pora deszczĂłw 01 Pora deszczĂłw
- 2007 02. Randka w walentynki 1. Thompson Vicki Lewis NiebiaśÂ„skie zapachy
- N. śąmichowska, Poganka
- WÅ‚adcy cienia Daniel Estulin
- Andrzej Frycz Modrzewski Commentatorum
- Le Callet Blandine Tort weselny
- Dailey Janet Tć™cza po burzy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- artnat.opx.pl