[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ły się długie, jak zwać miano na pózniej. Teresia, moja mała poprzed-
niczka w rodzeństwie, załatwiła wszelką wątpliwość; kiedy jej na sta-
rych obrazkach opowiadał jeden z braci historię synów Jakubowych,
tak się rozmiłowała w małym Beniaminku, że gdy wieczorem wzno-
wiono o wkrótce nastąpić mającym chrzcie moim rozmowę, dziew-
czynka, siedząca w tej chwili nad kołyską, uroczyście, wzniosła swój
paluszek do góry i powiedziała stanowczym głosem:
 Ty, maleńki, będziesz Beniaminkiem.
Od tej chwili nadano mi imię Beniamina. Poczciwa Teresia! Zapo-
mniano jej powiedzieć, że Beniamin pierwszą wolą matki swojej zwał
się Benoni, a Benoni to znaczy  syn boleści , a matka moja, rodzeń-
stwo moje pochwyciło wyraz dziecięcia, bo im do serca przypadał, a
ojciec go zatwierdził, bo takie było miano jego wielkiego bohatera,
jego ideału wśród sławnych mężów  Franklina. Z tej czci dla Frankli-
na możecie państwo odgadnąć cały charakter mego ojca, jeśli tylko
trochę choć biegłymi jesteście w zauważeniu tych stosunków tajem-
nych, a zawsze logicznych, które upodobania i różne sympatie czło-
wieka z treścią jego własnej natury łączą. Co do mnie, taki mam  w
tym względzie przynajmniej  niechybny instynkt, że raz, gdym w ga-
lerii Luwru widział pięknego młodego człowieka, jak się długo i z naj-
spokojniejszym obliczem zatrzymał przed Katonem Velasquez'a, co
sobie piersi tak krwawo, tak okropnie rozdziera  powiedziałem zaraz:
to zły człowiek i  i sprawdziły się słowa moje  ten człowiek był ana-
tomem ludzkiego serca; spotkałem go pózniej na salach sądowych cie-
kawym bardzo widzem, a w ostatniej chwili świadkiem przeciw obwi-
nionemu  na moje sumienie mierżąc  obwinionemu niewinnie. Lecz
wracając do osobistej biografii, już wiecie pod jakim wpływem, w jaką
atmosferę niejako dostałem się na tę ziemię  zstąpiwszy według daw-
nych, wstąpiwszy według nowszych, a odrodziwszy się według najpo-
dobniejszych do prawdy mniemań. Jak mnie tak długo usypiano, piesz-
czono, kołysano bez mojej wiedzy, jak ja rozwijałem się w tym cieple
uczuć, w tej pogodzie szczęścia, jak mi cała treść mojej istoty nasiąkała
niejako tą pieśnią miłości różno i wszechstronnej  oh! gdybym mógł
pamiętać!  ale ja nic, nic nie pamiętam  a jednak to było już życie
moje, to była już przyczyna jakaś pózniejszych następstw, chwila ro-
dzicielka wszystkich chwil, wszystkich lat moich. Kiedy się pierwszy
raz poczułem i obejrzałem na świecie, znalazłem już jej owoc w głębi
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
30
ducha mego i stał mi się tym, co nazywają skłonnościami, charakterem,
naturą. Każdy mnie kochał, ja się ocknąłem kochając każdego, ale to
kochając tak niezbędną koniecznością organizmu, jak się oddycha, je,
pije  przed kochaniem nie było dla mnie przeszłości, jak przed Bo-
giem nie było początku; lecz nie dosyć na tym  ci wszyscy moi poza
mną kochali jeszcze wszystkość w różnych objawach, w różnych jej
kształtach  a było coś pięknego, świętego w wyborze tych kształtów i
tych objawów  każdy coś kochał na swoją własność szczególną  tyl-
koż bierzcie to w dosłownym znaczeniu: kochał, nie lubił.
Moja najstarsza siostra Julcia kochała dumki ukraińskie, a mój brat
Adam kochał niebieskie oczy córki bliskiego sąsiada, a mój brat Józef
kochał ziemię, której uprawą się trudnił, a moja siostra Ludwinia ko-
chała wodę bieżącą i kwiaty nie zerwane, a mój brat Karol kochał psy,
konia i strzelbę swoją dwururkę, a moja siostra Bronisia kochała
gwiazdy i niebo, a mój brat Cyprian kochał obrazy, a moja siostra Te-
renia kochała powieści, a mój ojciec kochał książki, a moja matka ko-
chała ludzi  i tak dla mnie pierwsze wrażenia z ich wszystkich ulubio-
nych wrażeń się złożyły.
Najdawniejszy obrazek, w którym Julcię pamiętam, to jakaś ła-
weczka drewniana pod otwartym oknem. Dzień był bardzo jakiś ciepły
niby, ale taki pochmurny, jak gdyby kto ołowiu po niebie rozlał. Julcia
nad szyciem schylona śpiewała taką rzewną, takich przeciągłych a co-
raz smętniejszych tonów piosnkę, że widać nie mogły się w ciężkim
rozpłynąć powietrzu, tylko mi wszystkie, siedzącemu przy jej nogach,
o piersi się odbijały i zacząłem płakać. Julcia spojrzała na mnie  przez
chwilę umilkła, lecz w tym milczeniu mój płacz, cichy zrazu, wybuch-
nął prawdziwej boleści łkaniem, wtedy siostra przytuliła mi głowę do
kolan swoich, upieściła gładzącą włosy ręką i znowu śpiewać zaczęła, a
ja znowu zacząłem cichuteczko płakać i było mi z tymi łzami tak do-
brze, tak miło, jak nigdy z podarowanym przez starą piastunkę ptasz-
kiem  wesołą makolągwą  co do mnie w klateczce na każdy widok
skrzydełkami trzepotała.
Adama pamiętam najpierw, wchodzącego do pokoju z jakąś białą,
biało ubraną dziewczynką.
 Kto to jest?  spytałem go.
 To siostrzyczka wasza  odpowiedział z uśmiechem.
 Nasza siostrzyczka, Adasiu?  powtórzyłem zdziwiony.  A cze-
mu ja jej nie znam, gdzie ona była?
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
31
 Ośmnaście lat temu była w niebie jeszcze! Gdy zaś z niedowie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •