[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samotnie, czekał samotnie na następny dzień - Harlan ruszał do kotłów.
Całym sercem był wdzięczny Twissellowi za pozycję Technika. Był wdzięczny jak
nigdy za to, że go unikano.
Nikt go nie pytał, czy ma prawo przebywać w kotle, nikt nie troszczył się, dokąd
zmierza - w przyszłość czy przeszłość. Nie ścigał go ciekawy wzrok, żadne chętne ręce nie
ofiarowywały mu pomocy, gadatliwe usta nie rozmawiały o tej sprawie.
Mógł jechać, dokąd i kiedy tylko mu się podobało.
Noys mówiła:
- Zmieniłeś się, Andrew. O Nieba, jak się zmieniłeś! Patrzył na nią i uśmiechał się:
- W jaki sposób, Noys?
- Uśmiechasz się! Oto jeden z dowodów. Czy czasem spoglądasz do lustra i widzisz
swój uśmiech?
- Boję się. Powiedziałbym: nie mogę być szczęśliwy. Jestem chory. Jestem pomylony.
Zamknięto mnie w domu wariatów, gdzie śnię na jawie, nie wiedząc o tym.
Noys pochyliła się i uszczypnęła go.
- Czujesz coś?
Przyciągnął jej głowę ku swojej, zanurzył twarz w jej miękkich, pachnących włosach.
Kiedy się rozdzielili, powiedziała bez tchu:
- Pod tym względem również się zmieniłeś. Stałeś się bardzo dobry w tych sprawach.
- Mam dobrą nauczycielkę - zaczął Harlan i urwał nagle, bojąc się, że może to być
zrozumiane jako wyrzut: że to inni ją wykształcili.
Lecz w jej uśmiechu nie było śladu zakłopotania. Zjedli posiłek, a ona wyglądała
bardzo pięknie w stroju, który jej dostarczył.
Zauważyła jego spojrzenie i lekko uniosła spódnicę, w tym miejscu, gdzie miękko
obejmowała jej uda.
Powiedziała:
- Wolałabym, żebyś tego nie robił, Andrew. Naprawdę wolałabym.
- Nie ma niebezpieczeństwa - odparł beztrosko.
- Jest niebezpieczeństwo. Nie bądz głupi. Wystarczy mi to, co mam tutaj, póki... póki
nie urządzisz wszystkiego.
- Dlaczego nie masz mieć własnych ubrań i ozdób?
- Ponieważ nie są warte tego, byś przybywał do mojego domu w Czasie i by cię na
tym złapano. A co, jeśli przeprowadzą Zmianę, gdy tam będziesz?
- Nie złapią mnie - wykręcał się niepewnie. A potem przypomniał sobie: - Poza tym
mój generator naręczny utrzymuje mnie w fizjoczasie, tak że Zmiana nie może na mnie
wpłynąć, rozumiesz?
Noys westchnęła:
- Nie rozumiem. Myślę, że nigdy nie zrozumiem tego wszystkiego.
- Przecież to proste. -I Harlan tłumaczył i tłumaczył z wielkim zapałem, a Noys
słuchała z iskrzącymi oczyma, które nigdy nie zdradzały, czy jest naprawdę zainteresowana,
czy rozbawiona, czy jedno i drugie po trosze.
%7łycie Harlana przekształciło się całkowicie. Był ktoś, z kim mógł rozmawiać,
dyskutować o sobie, swoich czynach i myślach. Było to tak, jakby ona stanowiła jego część,
lecz część wystarczająco odrębną, by dla porozumiewania się z nią używać raczej słów niż
myśli. Stanowiła część dość samodzielną, ażeby odpowiedzieć w sposób nieoczekiwany w
wyniku niezależnych procesów myślowych. Dziwne, myślał Harlan, jak ktoś może
obserwować zjawisko takie jak małżeństwo omijając tak zasadniczą prawdę z tym związaną.
Czy on, Harlan, na przykład, mógłby z góry przepowiedzieć, że tak ułoży się jego współżycie
z Noys, że namiętność będzie się w nim łączyła z sielanką?
Wśliznęła się w jego objęcia i powiedziała:
- Jak tam idzie z twoją matematyką? Harlan zapytał:
- Chcesz zerknąć na jedną rzecz?
- Nie mów mi, że nosisz to ze sobą.
- Czemu nie? Podróż kotłem zajmuje sporo czasu. Nie ma sensu go marnować.
Odsunął się od niej, wyciągnął z kieszeni mały czytacz, włożył film i uśmiechnął się
czule, gdy podniosła to do oczu. Zwróciła mu czytacz, potrząsnęła głową:
- Nigdy nie widziałam tylu zakrętasów. Chciałabym umieć czytać wasz standardowy
międzyczasowy.
- Jeśli chodzi o ścisłość - powiedział Harlan - większość zakrętasów, o których
wspominasz, nie jest właściwie standardowym międzyczasowym, lecz właśnie zapisem
matematycznym,
- A jednak ty to rozumiesz, prawda?
Harlan nie chciał pozbawiać się szczerego podziwu w jej oczach, lecz teraz musiał
powiedzieć:
- Nie tyle, ile bym sobie życzył. Ale na moje potrzeby wystarczy. Nie muszę rozumieć
wszystkiego, by zobaczyć dziurę w ścianie, dość dużą, by przepchnąć przez nią kocioł
towarowy.
Podrzucił czytacz do góry, chwycił go szybkim ruchem ręki i położył na stoliku.
Oczy Noys spoczęły na nim z zaciekawieniem i Harlana olśniła nagle myśl.
- Wielki Czasie! - zawołał. - Przecież ty nie znasz międzyczasowego!
- Nie. Oczywiście, że nie.
- Więc tutejsza filmoteka sekcyjna jest dla ciebie bezużyteczna. Nigdy o tym nie
pomyślałem. Powinnaś mieć tu swoje filmy z 482.
- Nie - zaprotestowała szybko. - Nie potrzeba.
- Będziesz je miała.
- Nie. Nie chcę. Nie ma sensu ryzykować...
- Będziesz je miała! - powtórzył.
Po raz ostatni stał przed niematerialną granicą oddzielającą Wieczność od domu Noys
w 482. Poprzednim razem zdecydował, że jest już po raz ostatni. Niebawem miała nastąpić
Zmiana fakt, o którym nie powiedział Noys z respektu, jaki miał zawsze dla uczuć innych
ludzi, a cóż dopiero dla swojej ukochanej.
Jednak postanowienie, żeby zrobić jeszcze jeden dodatkowy wypad, nie było trudne.
Podjął je po części z brawury, żeby zabłysnąć przed Noys, przynosząc jej książkowe filmy z
paszczy lwa, jeśli w ten sposób można było nazwać gładkolicego Finge'a.
A ponadto miałby okazję jeszcze raz zasmakować niesamowitej atmosfery skazanego
na zagładę domu.
Odczuwał ją przedtem, gdy wchodził tam podczas  okresu łaski", dopuszczanego
przez karty przestrzenno-czasowe. Czuł ją, gdy wędrował przez pokoje, zbierając ubrania,
ozdoby, dzieła sztuki, dziwne naczyńka i przybory toaletowe Noys.
Panowała tam uroczysta cisza skazanej na zagładę Rzeczywistości, cisza, która była
czymś więcej niż brakiem fizycznego hałasu. Harlan nie mógł z góry wiedzieć, jaki będzie
odpowiednik tego domu w nowej Rzeczywistości. Może stanie się małym domkiem
podmiejskim albo kamienicą w śródmieściu. Może wcale nie istnieć, a dzikie zarośla zajmą
miejsce parku, w którym teraz stoi. Oczywiście, może również pozostać niemal nie zmieniony
i (Harlan ostrożnie wracał do tej myśli) zamieszkany przez odpowiednik Noys albo przez
kogoś innego.
Dla Harlana dom był już upiorem, widmem, które zaczęło straszyć jeszcze przed
swym zgonem. A ponieważ taki, jaki był, miał dla niego ogromne znaczenie, nie chciał, żeby
przeminął, i żałował go.
Tylko raz w ciągu pięciu wycieczek Harlana ciszę przerwał dzwięk. Był wtedy w
spiżarni, zadowolony, że technologia owej Rzeczywistości i Stulecia uczyniła służbę
niemodną i usunęła ten problem. Przypomniał sobie, że dokonał wyboru spośród puszek z
gotowym jedzeniem, i właśnie zdecydował, że na razie starczy, a Noys będzie zadowolona z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •