[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ależ można, kochany, można!  zawołał sekretarz z rozczuleniem.  Z nieba nam
pan zleciał! Za mało mamy tych astronautów, bo każdy woli latać po rynku! Proszę, proszę&
 Teoretycznie niczego nie można wywnioskować  powiedział jeszcze socjolog z
rozpędu i wzrok jego padł na satyryka, co sprawiło, że wreszcie zamilkł.
 Jak pan tu wszedł?!  wrzasnął rozpaczliwie grafik.
Wszyscy spojrzeli na niego, nieco zaskoczeni.
 Rzeczywiście  powiedział niepewnie sekretarz redakcji.  Jak pan tu wszedł?
 Przez drzwi  odparł uprzejmie socjolog.
 Przez jakie drzwi?
 Proszę& ? No, różne drzwi, kolejno, było kilkoro drzwi&
 Ta jełopa nie zamknęła za Marysią  powiedział ze zgrozą doradca do spraw
technicznych.
Sekretarz redakcji odzyskał przytomność umysłu.
 No nie, panowie, jeśli będziemy robili takie numery, to chała wyjdzie, a nie
eksperyment. Zgłupiałeś czy co? Masz zaćmienie umysłu& ?
Usprawiedliwienia skruszonego fotoreportera przerwał rozwścieczony satyryk.
 Zostawcie go, do cholery, zamknijcie te drzwi i pośpieszcie się trochę! Ja dłużej nie
wytrzymam! ModelkÄ™ sobie znalezli, psiakrew& !
 Cicho, nie margaj, może zrobisz karierę w tym zawodzie&
Socjolog chłonął wzrokiem urzekające wyposażenie wnętrza pokoju. Satyryk wydał mu się
nieco szary, co stanowiło niejaką sprzeczność z obrazem istot z innej planety, jaśniejących na
ogół blaskiem srebrzystych metali. Chciał o to spytać, ale równocześnie chciał spytać o
mnóstwo innych rzeczy, zaczynał zatem mówić różne wyrazy, z których żadnego nie kończył.
 Pomóżcie mi!  zażądał sekretarz redakcji.
Fotoreporter i grafik porzucili stojącą lampę z przegubem, z której konstruowali trzecią
nogę, i wzięli udział w nakładaniu na satyryka dętki samochodowej. Najpierw spróbowano
dołem. Spętany dętkami rowerowymi satyryk z pewnym wysiłkiem wlazł do środka,
fotoreporter zaś usiłował przepchnąć nadętą bułę ku górze.
Wrażenie nie było najlepsze, satyryk wyglądał jak w dziwnego fasonu krynolinie.
 Mówiłem, że to ma być w górze!  zirytował się grafik.  Wiem, co robię, a wy nie
słuchacie!
 Głupio jakoś wygląda  ocenił krytycznie sekretarz.  Nie, to na nic, on ma rację.
Wyłaz z tego!
 Ale jak to będzie górą, to dołem będzie widać, że ma zwyczajne nogi!  zaprotestował
fotoreporter.
 Do dwóch nóg ma prawo! Zdecydowaliśmy się na istoty człekopodobne, nie? A zresztą,
to wcale nie będą zwyczajne nogi&
Grafik wlazł pod biurko i wyciągnął gigantycznych rozmiarów płetwy.
 O! Masz, zakładaj to! Zobaczycie, jak pięknie wyjdzie!
Założenie płetw przez satyryka własnoręcznie było wykluczone. Imponująca buła
skutecznie ograniczała jego ruchy. Usiłował się popukać palcem w czoło, ale udało mu się
tylko pokiwać uwięzioną w zwojach dętek dłonią. Sekretarz redakcji i grafik padli przed nim
na kolana.
 Unieś to kopyto, jak rany, nie przyrosłeś przecież do podłogi!
 Do parteru niedługo przyrosnę! Korzenie zapuszczę i zakwitnę!  warczał satyryk w
furii.  Czyście na łeb upadli, co robicie?!
Ubranie go w płetwy wydawało się niezwykle skomplikowane, ponieważ obaj usiłowali
założyć mu je równocześnie. Zapatrzony w ich wysiłki socjolog zdążył chwycić w objęcia
zaziemskÄ… istotÄ™ &
Ubranka wreszcie skompletowano, kłopoty w tej kwestii sprawił tylko pilot.
 Na stojącą przed hangarem ciężarówkę ładowano fragmenty dekoracji helikoptera. Z
hangaru wyszedł pilot i wsiadł do samochodu, w którym czekali już sekretarz redakcji,
socjolog i fotoreporter.
 Rzeczywiście, bardzo dobrze wygląda  przyznał.  Sam bym w życiu nie poznał, że
to helikopter. Ale ręce i nogi to ja, proszę panów, muszę mieć wolne, nie da rady inaczej. Na
te poduchy się zgadzam l na tę banię też. Tylko ręce l nogi.
 Wszystko panu potrzebne na ten mały kawałek?  zdziwił się z niesmakiem sekretarz.
 I z powrotem  powiedział pilot.  Jakoś tak to jest urządzone, że wszystko.
 Zrobi się  powiedział fotoreporter.  Dopompuje się pana w ostatniej chwili, po
wylądowaniu. Zawsze tak jest, że lądują i z początku nikt nie wychodzi.
 A potem wychodzą z miotaczem w ręku  powiedział marząco socjolog.
 A, właśnie!  ożywił się pilot.  A co z bronią? Jakąś broń przecież muszą mieć? &
W ten sposób pojawił się problem broni zaczepnej i odpornej. Produkcję oręża
zaprezentowałam już zupełnie filmowo, na zasadzie małych scenek, i zastanawiam się
właśnie, skąd mi się to w ogóle wzięło. &  %7łona socjologa usłyszała dziwny hałas w
przedpokoju i poszła zobaczyć, co robi jej mąż. Socjolog, z natchnionym wyrazem twarzy,
wywlókł właśnie z szafki nietypowy, amerykański odkurzacz i przymocowawszy doń rurę, w
miejsce szczotki usiłował wetknąć dwa prawidła do butów. Prawidła nie chciały się trzymać.
Socjolog zajrzał do rury, obejrzał się wokół i zastąpił prawidła metalowym składanym
wieszakiem.
 Na litość boską, co ty robisz?  spytała żona, niebotycznie zdumiona.
Socjolog obrzucił ją roztargnionym spojrzeniem.
 Broń  odparł krótko i po namyśle dodał:  Zaczepną.
 Do czego& ?!
Socjolog spojrzał na nią ponownie i nagle w oku mu błysnęło. Chwycił rurę z wieszakiem
w prawą dłoń i warcząc chrapliwie, wystartował do ataku, nie biegiem jednakże, ale
dziwnym, drobnym kroczkiem, tak jakby miał nogi spętane w kolanach.
%7łona krzyknęła okropnie i zabarykadowała się w łazience .
&  PogwizdujÄ…c z zapaÅ‚em «Walentyna twist», pilot przeprowadzaÅ‚ remanent w stosie
dziecinnych zabawek. Z dna stosu wywlókł stare podwozie wielkiego drewnianego
samochodu. Przyjrzał mu się w zadumie, po czym popchnął po podłodze tam i z powrotem.
Podwozie, jadąc, grzechotało przerazliwie. Pilot kiwnął z zadowoleniem głową i udał się do
kuchni, gdzie żona nakłaniała dziecko do spożycia kolacji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •