[ Pobierz całość w formacie PDF ]

machnął włócznią. Broń ledwie drasnęła jedną z macek ośmiornicy, która rozbłysła czerwienią w
chromatycznym krzyku, a potem wypuściła atrament, Który rozniósł się po wodzie w postaci
ciemnej chmury.
Sarapul opuścił włócznię, by odegnać atrament, nim zada kolejny cios. Zabrakło mu jednak
powietrza. Zostawił broń w szczelinie i pomknął ku powierzchni. Ośmiornica zwietrzyła szansę i
wystrzeliła na zewnątrz, by znalezć nową kryjówkę, zanim napastnik się zorientuje, że zniknęła.
Sarapul wypłynął na powierzchnię, miotając przekleństwa. Tylko trzy sążnie, pięć i pół
metra, a on nie zdołał wytrzymać pod wodą wystarczająco długo, by wywabić ośmiornicę z dziury.
W młodości potrafił zanurkować na dwanaście sążni i zostać pod wodą dłużej niż jakikolwiek inny
mężczyzna z plemienia Rekinów. Cieszył się, że nikt go nie widział, starca, który nie umie się
nawet wyżywić.
Zciągnął maskę i napluł do środka, po czym opłukał ją morską wodą. Popatrzył na morze,
wypatrując rekinów, które masowo zamieszkiwały rafę. Jakiś pół mili od rafy dostrzegł dryfującą
łódz. Włożył maskę i spojrzał w dół, chcąc zlokalizować swoją włócznię, by pózniej ją wydobyć.
Potem powolnym kraulem popłynął w stronę łodzi.
Był zdyszany, gdy w końcu do niej dotarł, i przez kilka minut wisiał na burcie, kołysząc się
na falach. Przesunął się na dziób, podciągnął się i wszedł do środka. Wielki czarny nietoperz
przeleciał mu przed twarzą, po czym pofrunął w kierunku wyspy. Sarapul zaklął i wypowiedział
kilka magicznych słów, by się chronić, a potem zaczerpnął tchu i przyjrzał się ciałom.
Mężczyzna i kobieta. Nie żyli dopiero od niedawna. leszcze nie cuchnęli i nie mieli
wzdętych brzuchów. Mięso ciągle było świeże. Minęło już wiele czasu, odkąd ostatnio kosztował
długiej świni. Uszczypnął nogę mężczyzny, by sprawdzić tłuszcz. Mężczyzna jęknął. Jeszcze żył.
Tym lepiej, pomyślał Sarapul. Zjem trupa, a ten drugi będzie ciągle świeży!
ROZDZIAA 23
DEUS EX MACHINA
Kapłanka Nieba pojawiła się pierwszy raz w 1944 roku na dziobie bombowca B - 26.
Wyczarowana z farby przez młodego lotnika, Jacka Mosesa, leżała wyluzowana i naga na
aluminiowym poszyciu, z czerwonym czółenkiem dyndającym na drobnej stopce i uśmiechem
obiecującym przyjemności, jakich nie dostarczyłaby żadna śmiertelniczka. Gdy Moses ostatnim
pociągnięciem pędzla dokończył pończochę z czarnymi szwami, wiedział, że ta kobieta ma w sobie
coś szczególnego, coś elektrycznego i żywego, i że pęknie mu serce, kiedy odlecą z nią nad
Pacyfik. Pocałował swoją dłoń, którą następnie przyłożył delikatnie do jej tyłka, po czym zszedł po
drabinie, by przyjrzeć się swemu dziełu.
Stał na asfalcie dobre pół godziny i po prostu patrzył na nią jak zaczarowany, żałując, że nie
może jej zabrać do domu albo do muzeum, albo zdjąć z poszycia bombowca i umieścić na
sklepieniu katedry.
Jack Moses nie zauważył majora, który stał obok niego, dopóki oficer się nie odezwał.
- Ma coś w sobie - stwierdził major. I zdjął czapkę, nie wiedząc, dlaczego to robi.
- Prawda? - odrzekł Moses. - Jutro leci na Tinian. Szkoda, że nie lecę z nią.
Oficer wyciągnął rękę i ścisnął jego ramię. Trochę brakowało mu tchu, a Kapłanka Nieba
włączyła w jego umyśle sprośny film.
- Ubierz ją trochę, synu. Nie możemy pozwolić, żeby pokazali cipkę w kronice filmowej.
- Tak jest, sir. Ale nie muszę malować jej bluzki, co? Major się uśmiechnął.
- Synu, gdybyś włożył jej bluzkę, postawiłbym cię przed sądem wojennym.
- Tak, sir.
Moses zasalutował i wdrapał się z powrotem po drabinie, z pędzlem i czerwoną farbą w
rękach, by domalować jej między nogami wijącą się chustę.
Tydzień pózniej, gdy młody pilot Vincent Bennidetti dowodził załogą samolotu, kołującego
po pasie startowym przed pierwszą misją bojową Kapłanki Nieba, odwrócił się do nawigatora i
powiedział:
- Oddałbym roczny żołd, żeby być tą chustą.
Pół wieku pózniej Beth Curtis wpięła sobie we włosy dużą czerwoną kokardę, a potem
wsunęła na nogi cienkie pończochy z czarnymi szwami. Stanęła przed lustrem i przewiązała się w
talii czerwoną chustą, pozwalając, by rogi wisiały nisko między jej udami. Włożyła czerwone
czółenka, obróciła się szybko przed lustrem i wyszła z bungalowu przy wtórze bębnów plemienia
Rekinów, które biły, by powitać ją - Kapłankę Nieba.
Vincent Bennidetti i jego załoga wylatali Kapłanką Nieba dwanaście misji i zatopili sześć
japońskich okrętów, zanim ostrzał z japońskiego niszczyciela podziurawił zbiorniki w skrzydle i
zniszczył prawy silnik. Jednakże nawet gdy wracali na Tinian, ciągnąc za sobą strugę dymu i
paliwa, załoga wiedziała, że Kapłanka nad nią czuwa. Byli w końcu zaczarowani. W zamian za
posłanego całusa albo klepnięcie w tyłek Kapłanka wiodła ich do walki niczym zaciekły Anioł
Stróż i chroniła ich, podczas gdy inne bombowce z ich dywizjonu spadały w płomieniach do morza.
Pokazywała im, gdzie zrzucić bomby, a potem wiodła przez dym i ostrzał przeciwlotniczy z
powrotem do Walhalli. Do domu. Bezpiecznie.
Drugi pilot rozmawiał z nawigatorem przez interkom o szybkości, zużyciu paliwa, a teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •