[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyszło. Był zdenerwowany, sapał i kładł uszy po sobie.
Przypuszczam, że to dlatego, że stacja pomiarowa stoi za-
ledwie trzydzieści jardów od skał, a on z jakiegoś powodu
bardzo ich nie lubi. Może po prostu boi się morza?
Wszyscy jesteśmy podenerwowani. Będzie lepiej,
kiedy wreszcie pożegnamy słońce na dobre, zapomnimy o
nim i zajmiemy się innymi sprawami.
16 pazdziernika
Widziałem to.
Pisząc te słowa, oblewam się lodowatym potem, ale
muszę o tym opowiedzieć. Muszę postarać się to zrozu-
mieć.
Niebo wypogodziło się tuż przed południem, dzięki
czemu udało nam się pożegnać słońce. Choć wypadała ko-
lej Gusa, towarzyszyłem mu przy spisywaniu pomiarów,
żeby obejrzeć wschód i zachód słońca, co właściwie ozna-
czało to samo. Algie został w chacie. Stwierdził, że ten wi-
dok za bardzo by go przygnębił. Tym razem nikt nie
zaproponował toastu.
Półmrok. Za ptasimi klifami czerwona łuna przed-
świtu, na zachodzie natomiast głęboka noc, roziskrzona
punkcikami gwiazd. Spod śniegu wyłaniają się czarne ko-
ści gór. Na brzegu bieleją oszronione żebra wielorybów
oraz skały schodzące łagodnie ku falom. Woda jest soczy-
ście fioletowa, niezwykła.
Niewiele widzieliśmy ze względu na klify. Niebo
zapłonęło nagle krwistą czerwienią, kiedy słońce usiłowało
dzwignąć się nad horyzont.
Przez mgnienie oka tuż nad widnokręgiem błysnął
srebrzysty, wąziutki skrawek, i niemal natychmiast znikł. I
to było wszystko.
Zamknąłem oczy. Wciąż go widziałem pod opusz-
czonymi powiekami. Kiedy otworzyłem oczy, już go nie
było. Została tylko szkarłatna poświata.
 A więc to tak  powiedział cicho Gus.
Cztery miesiące bez słońca. Wydawało się to kom-
pletnie nierealne.
Z psiarni dobiegło wycie.
 One też to czują.
Z trudem zdobyłem się na uśmiech.
 A ja myślę, że są po prostu głodne.
Skrzywił się.
 W takim razie będą musiały nieco poczekać.
Wracasz?
 Za chwilę.
Miałem trochę czasu do ustalonej godziny transmi-
sji. Nie chciałem tracić tego szkarłatnego blasku. Słysząc
oddalające się kroki Gusa, obserwowałem, jak poświata
stopniowo gaśnie nad klifem niczym stygnące węgle. Księ-
życ jeszcze nie wstał, ale było wystarczająco jasno, żeby
widzieć. Wiatr ucichł, psy umilkły.
Nagle, bez żadnego powodu, ogarnęło mnie przera-
żenie. Nie niepokój, tylko potworna, paraliżująca panika.
Całe ciało pokryło się gęsią skórką, serce podskoczyło do
gardła, zmysły wyostrzyły się do granic możliwości. Moje
ciało czuło, że nie jestem sam, choć ja w tamtej chwili nie
zdawałem sobie z tego sprawy.
Coś poruszyło się wśród skał, jakieś trzydzieści jar-
dów ode mnie.
Chciałem krzyknąć, ale język przywarł mi do pod-
niebienia.
Coś czaiło się na skraju skał. Było zupełnie mokre,
jakby przed chwilą wyszło z morza. Mimo to nic nie zakłó-
cało ciszy. Nie słyszałem szmeru wody ściekającej na
śnieg i kamienie, nie słyszałem szelestu mokrej odzieży,
kiedy wyprostowało się, powoli i niezdarnie.
Stało twarzą do mnie, zupełnie czarne na tle morza.
Ramiona zwisały nieruchomo po bokach, jedno wyraznie
wyższe od drugiego.
Głowa była zupełnie okrągła. Od razu się zoriento-
wałem, że to nie traper z sąsiedniego obozu, nie polarna fa-
tamorgana ani nie  złudzenie optyczne . Umysł nie
podsuwa wyjaśnień przeczących faktom tylko po to, by za-
raz potem je odrzucić. Wiedziałem, co to jest. Wiedziałem
 a raczej wiedziała jakaś moja pradawna, ukryta głęboko
cząstka  że to coś jest martwe.
Z tyłu, za moimi plecami, skrzypnęły drzwi chaty i
na śnieg wylała się struga żółtego światła.
 Jack, już prawie wpół do pierwszej!  zawołał
Gus.  Pora nadawania!
Chciałem odpowiedzieć, ale nie mogłem. Skały
były puste. To coś znikło.
Stałem bez ruchu, oddychając przez usta. Za któ-
rymś razem udało mi się wreszcie wymamrotać, że wszyst-
ko w porządku i że zaraz przyjdę. Gus zamknął drzwi,
światło znikło. Nie miałem na to najmniejszej ochoty,
zmusiłem się jednak, by wyjąć z kieszeni latarkę, włączyć
ją i podejść do skał. Zamarznięta wierzchnia warstewka
śniegu była nienaruszona. Nie dostrzegłem żadnych śla-
dów, żadnych oznak świadczących o tym, że przed chwilą
ktoś wyszedł w tym miejscu z morza. Spodziewałem się
tego, ale musiałem się przekonać na własne oczy. Stałem z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •