[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potrzebuje pomocy. Mnie na pewno była potrzebna.
Spojrzała zaskoczona.
– Mattie, to właśnie ty pomogłaś mi dojść do prawdy – mówił
dalej. – Dziś rano rozmawiałem z dziadkiem. Wybaczył mi.
Myślę, że teraz rozumiemy się lepiej niż kiedykolwiek
przedtem. Jestem ci za to bardzo wdzięczny.
Nie wiedziała, co powiedzieć.
113
– Tylko tobie udało się mnie przekonać, bym szukał prawdy.
Jak widzisz, skorzystałem z twojej pomocy – dodał z
uśmiechem i znów objął jej dłonie. – Pozwól, żebym teraz ja ci
pomógł. Chcę cię wyrwać z samotności.
Poczuła bezsensowny lęk. Miała ochotę uciec. Próbowała
wyrwać dłonie, ale nie wypuścił ich z uścisku.
– Conner, wiesz, że to niemożliwe.
– Nie musisz poświęcać własnego szczęścia, żeby pomagać
innym – oświadczył. Nieoczekiwanie poczuła złość.
– Naprawdę nic nie rozumiesz? Zawsze będę pomagać ludziom.
Nigdy nie przestanę. Jak możesz żądać tego ode mnie?
– Mattie, przecież nie powiedziałem nic takiego. Albo mnie nie
słuchasz, albo wyraziłem się nie dość jasno. Kochanie, chcę być
z tobą i chcę ci pomagać. Naprawdę wierzę, że nic nie dzieje się
bez powodu. Dlatego los sprawił, że się spotkaliśmy. Tak
musiało być. Po prostu przeznaczenie. Najpierw ty mi
pomogłaś, a teraz moja kolej.
– Los i przeznaczenie? Brzmi bardzo tajemniczo.
Uśmiechnął się szeroko.
– Cóż, życie składa się z tajemnic. Nie musimy wszystkiego
rozumieć. Sama mówiłaś coś podobnego. Jeśli los daje nam
prezent, najlepiej go przyjąć i nie zastanawiać się. Powiedzmy,
że ty jesteś prezentem dla mnie, a ja dla ciebie. To jak?
Przyjmujemy takie podarki? – spytał, patrząc jej w oczy z
nadzieją.
Mattie nie dowierzała własnym uszom. Conner proponował jej
wspólną przyszłość.
– Ale... – zawahała się. – Prowadzę pensjonat w Vermoncie, a ty
masz firmę w Bostonie. Jak...
Roześmiał się, uniósł jej dłonie i pocałował.
– Kochanie, to są drobiazgi. Wszystko da się załatwić. Chętnie
zacznę od początku. Najważniejsze, żeby być razem.
114
– Wiesz, Conner, wydaje mi się, jakbym była w tobie zakochana
przez całe życie.
Spojrzał jej głęboko w oczy i delikatnie dotknął palcami jej
policzka.
– Ja też zawsze cię kochałem – powiedział i namiętnie
pocałował jej usta.
115
EPILOG
Mattie z niepokojem spojrzała na twarze Gwen i Lori. Czekała
niecierpliwie na opinię przyjaciółek.
– Wyglądasz pięknie – zawyrokowała Lori, wzdychając. Ze
wzruszenia miała łzy w oczach. Mattie uśmiechnęła się do niej.
Lori była w zaawansowanej ciąży i hormony wyraźnie
wpływały na jej nastrój.
– Naprawdę pięknie – przytaknęła Gwen. – Ten strój jest po
prostu wspaniały.
Conner zaproponował Mattie, by włożyła ślubny strój jego
matki. Zgodziła się natychmiast. Teraz, w dniu ich ślubu, stała
przed przyjaciółkami w sukni uszytej z delikatnej skóry łani,
ozdobionej polerowanymi muszelkami, przepasanej szarfą
obszytą długimi frędzelkami. Suknia falowała przy każdym
kroku, odsłaniając białe, skórzane mokasyny.
Fryzjer w rezerwacie ułożył włosy Mattie zgodnie z tradycją
Kolheeków. Dwa grube warkocze ozdobione drobnymi perłami
spływały na ramiona dziewczyny.
– Nie za dużo tych ozdób? – spytała Mattie.
– Wyglądasz jak prawdziwa indiańska księżniczka – zapewniła
Gwen. – Conner będzie zachwycony.
Lori pociągnęła nosem i sięgnęła po chusteczkę.
– Ślub w Wigilię – szepnęła. – Czy może być coś bardziej
romantycznego?
– Przestań beczeć – zażądała Mattie – bo zaraz i ja rozpłaczę się
jak dziecko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona pocz±tkowa
- Jo Clayton Diadem 02 Lamarchos (v2.0)
- Jo Clayton SS1 Fire in the Sky
- Binchy Maeve Szklane jezioro
- Laurann Dohner Mate Set
- 145. Lennox Marion Sposob na kawalera
- 674. Gordon Lucy Ocalone dziedzictwo
- 04 Laws, Trivia and Calendars A Reformed Dru
- Hannay_Barbara_Muzyka_duszy
- Blake Jennifer Dśźentelmeni z pośÂudnia John
- Maryjanice Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- g4p.htw.pl