[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chodził nerwowym krokiem po sali konferencyjnej.
Demon musiał się dowiedzieć, dlaczego odesłano tam Martina i o czym
rozmawiają pozostali, by móc złożyć relację swojemu panu. Wyczuwał, że
spotkanie dotyczyło czegoś ważnego - czegoś bardzo ważnego. Wyczytał to z
wyrazu ich twarzy i z tego, jak wciąż się rozglądali, aby się upewnić, że nie są
obserwowani. Zachowywali się bardzo nerwowo, co tylko podsycało w nim
pragnienie odkrycia tajemnicy i przekazania jej Kalibanowi. Zostałby sowicie
wynagrodzony, gdyby okazało się to tak istotne, jak przypuszczał.
Nekrotrof zrezygnował z przejścia na drugą stronę sali i próby zdobycia
choćby najdrobniejszej wskazówki dotyczącej tematu narady. Uznał ostatecznie,
że nie może ryzykować skierowania na siebie podejrzeń - Irlandczyk wykazywał
zdwojoną czujność od chwili, gdy porwano mu sprzed nosa córkę Luciena,
ponadto demonowi przykazano, by zachował swoją pozycję w firmie, jak długo
okaże się to możliwe.
Skierował spojrzenie ku przygnębionej postaci, która przechadzała się po sali
konferencyjnej. Poczuł dreszcz podniecenia - w jego głowie narodził się plan. To
go zdekoncentrowało i odsłonił się na ułamek sekundy, pozwalając dojść do
głosu poprzedniemu właścicielowi swego ciała. Ogarnęły go wspomnienia i
uczucia kobiety o imieniu Ruth - byłej właścicielki tej ludzkiej powłoki.
Nekrotrof sądził, że całkowicie zdominował Ruth, dlatego ten nieoczekiwany
incydent go zirytował. Ale była to tylko drobna niedogodność; demon szybko
odzyskał kontrolę nad swoim nosicielem, odcinając wszystkie obszary mózgu,
które mogły być odpowiedzialne za tę niewielką usterkę. Skarcił się w duchu za
niedopatrzenie; przypomniał sobie, gdzie się znajduje i jakie groziłoby mu
niebezpieczeństwo, gdyby prawda wyszła na jaw.
Rozważając swoje kolejne posunięcia, poczuł coś na kształt żalu, że
niebawem będzie musiał opuścił ciało, które zamieszkiwał od tak dawna. %7łył
sobie wygodnie wewnątrz nosiciela i choć cieszył się na myśl o planowanym
przeniesieniu (bardzo szybko męczyły go te żałosne istoty), to wiedział, że nie
należy lekceważyć niebezpieczeństwa, jakie wiąże się z przejściem z ciała
jednego nosiciela do drugiego bez odpowiedniego przygotowania. Nekrotrof ani
trochę nie przejmował się tym, że w wyniku przemieszczenia obecny nosiciel
umrze albo zwariuje - w swoim długim życiu mieszkał w ciałach wielu
organizmów, wykorzystując ich wiedzę i zdolności, by potem je porzucać i
przenosić się do innego, bardziej przydatnego. Wiedział jednak, że aby jego plan
się powiódł, będzie musiał opanować co najmniej dwóch ludzi w krótkim czasie,
a to nastręczało pewne trudności.
Pracownik z sąsiedniego boksu podniósł wzrok, gdy Ruth Glenister
wciągnęła głęboko powietrze i przycisnęła dłonie do brzucha, w którym poczuła
przenikliwy ból.
- Wszystko w porządku? - zapytał Brian. Ruth westchnęła.
- Szczerze mówiąc, Brian, nie mogę się doczekać końca dnia - powiedziała,
marszcząc czoło.  Paskudnie się czuję.
14
- Dlaczego tutaj? - zwrócił się do Irlandczyka Trey, spoglądając na zastawiony
stół w jadalni. - Zwykle jemy w kuchni.
- Widzisz, młodzieńcze, pomyślałem, że miło będzie, gdy usiądziemy we
czwórkę i porozmawiamy jak dorośli w miłej atmosferze. - Tom zapalił świece i
cofnął się, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Chłopak pokręcił głową. W ciągu swojego sześciomiesięcznego pobytu w
apartamencie Luciena tylko kilka razy jadł posiłek w tym pokoju - z okazji
urodzinowej kolacji na cześć pani Magilton i podczas świąt Bożego Narodzenia.
Poprawił nóż położony trochę krzywo przy jednym z nakryć.
- Poza tym - mówił dalej mężczyzna - kot się wierci z ogonem w gorącym
popiele, jak mawiała moja droga mateczka, a ja chcę, żebyśmy się trochę do siebie
zbliżyli, zanim rzucimy się w ogień razem z nim.
- Bardzo cię lubię, ale czasem po prostu nie mam najmniejszego pojęcia, o
czym gadasz.
- Przebierzesz się, zanim usiądziemy do stołu? - zapytał Irlandczyk.
- Dlaczego? - Trey spojrzał na swój podkoszulek i dżinsy. - Coś nie tak z moimi
ciuchami?
- Wszystko jest w porządku. Pomyślałem tylko, że może zechcesz włożyć coś
bardziej... no wiesz.
Trey miał ochotę odpowiedzieć Irlandczykowi, żeby się odwalił, lecz widząc, jak
jego przyjaciel uwija się wokół stołu niczym panienka, która po raz pierwszy wydaje
urodzinowe przyjęcie, zrozumiał, że z jakiegoś nieznanego powodu jest to dla niego
bardzo ważne. Wydął policzki i ruszył do wyjścia.
- Dobra - powiedział, otwierając drzwi. - Pójdę się przebrać, ale włożę coś tylko
trochę... no wiesz...
- Zwietnie. - Tom uśmiechnął się szeroko i dodał: - Och, Treyu, i jeszcze jedno.
Postaraj się dzisiaj nie kłócić z Charlesem. To nie jest zły facet, a Bóg jeden wie, jak
bardzo będziemy go potrzebowali tam, dokąd się udajemy. Zależy mi, żebyście się
dogadali.
Trey skinął głową i udał się do siebie.
Alexa i Charles już siedzieli przy stole. Czarodziej włożył garnitur, ale bez
krawata, a koszulę miał rozpiętą pod szyją. Dziewczyna przyszła w długiej czarnej
sukni, a jej dekolt zdobił naszyjnik, bardzo drogi, jak się domyślał chłopak. Włosy
zaczesała wysoko, upinając je w coś, co on nazwałby francuskim warkoczem. Gdy
przekraczał próg jadalni, wszyscy zwrócili się w jego stronę, przerywając rozmowę, i
teraz Trey bardzo się starał opanować rumieniec, który pojawił się na jego twarzy.
Alexa przywitała go szerokim uśmiechem i uniosła lekko brwi, kiedy ujrzała, że
włożył strój wizytowy: spodnie i marynarkę. Odruchowo obciągnął więc dół
marynarki i podszedł do stołu.
- Treyu, w samą porę. Charles miał właśnie przedstawić mi swoją teorię na temat
tego, dlaczego Kaliban wybrał Islandię na bazę. - Skinieniem głowy zachęciła go, by
zajął miejsce dokładnie naprzeciwko niej, i nalała mu wody do kieliszka.
- Wspaniale - mruknął chłopak i usiadł - zanosi się na kolejny godzinny wykład.
Nawet jeśli Charles go usłyszał, to nic nie powiedział, tylko odwrócił się do
Alexy i kontynuował:
- Podczas tej dwugodzinnej przerwy...
- Czy nie powinniśmy poczekać na Toma? - przerwał mu Trey.
- Nie trzeba. - Trey usłyszał za sobą głos przyjaciela, a gdy się obejrzał, zobaczył
Irlandczyka, który wchodził właśnie do jadalni, pchając przed sobą ogromny wózek
kelnerski. - Mów dalej, Charles. Mogę cię słuchać, podając do stołu. Dałem pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •