[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podziemna grota bez okien i innego wyjścia prócz tej klapy, przez którą spuszczano więzniów.
Roiło się tam od szczurów i robactwa, panowały ciemności, pełno było trupów. Więzniowie,
którym rodziny nie przynosiły co dzień jedzenia, marli z głodu. Tych, których uważano za
zagrożenie dla monarchii, szybko zgładzano. Reszta tkwiła w ciemności, póki nie zabiła ich jakaś
choroba albo nie udusili się z braku powietrza. Mało kto wychodził żywy z Cesarskiego
Więzienia.
- Szybko! - Zilfa Różarka trzęsła się z odrazy, obchodząc z daleka klapę i omijając więzienie.
- Nie podchodz tam.
Pawica zaczęła iść za Zilfą, ale zawahała się, uległa ciekawości i skierowała się w stronę
więzienia. Podeszła do klapy, nachyliła się i zajrzała przez żelazne pręty w ciemność. Niczego
nie zobaczyła, zbliżyła się więc jeszcze bardziej, przyklękła na jedno kolano i zajrzała do środka.
Nagle chwyciła ją czyjaś ręka. Pawica krzyknęła i zaczęła się szarpać, lecz ręka nie puszczała.
Mężczyzna o czarnym obliczu i długich włosach błagał ją o pieniądze na przekupienie
strażników i jedzenie.
Był brudny i cuchnął jak trup, oczy miał zapadnięte, usta czarne i bezzębne. Przykuto go
łańcuchami do ziemi, ale podciągnął się na jednej ręce i nie puszczał Pawicy, póki nie podszedł
jeden ze strażników i nie walnął go pałką w nadgarstek. Wtedy ją puścił, padł na ziemię i zaczął
szlochać.
- Wstań! - Zilfa Różarka stała nad Pawicą, lecz nie próbowała jej pomóc. Była zła,
zakłopotana tym incydentem, zawstydzona, że widziano ją z Pawicą. - Mówiłam ci, żebyś nie
podchodziła za blisko. Teraz wstań.
Czarsu, znajdujący się w pewnej odległości od więzienia, zatłoczony był sprzedawcami,
klientami i zwierzętami. Sznury mułów i osłów ciągnęły obok koni i owiec. Gospodynie domowe
targowały się z handlarzami. Przekupnie sprzedawali krowie jelita, baranie móżdżki, jagnięce
jądra, kurze podroby i smażone pasikoniki.
Bazar to była sieć wąskich, niebrukowanych korytarzy nakrytych kopulastymi dachami. Co
kilka metrów przez otwory w szczycie kopuł wpadał snop światła, rozjaśniając ciemność i rażąc
oczy przechodzących ludzi. Na dziedzińcu tkaczy siedzieli sprzedawcy i palili swoje fajki wodne,
kaljany, przy stosach bawełnianych tkanin importowanych z Manchesteru. Na dziedzińcu
księgarzy starcy sprzedawali manuskrypty pisane na jeleniej skórze. W zaułku kowali półnadzy
mężczyzni o ciałach oświetlonych blaskiem ognia nachylali się nad kowadłami. Zilfa Różarka
odzyskawszy pewność siebie i zręcznie manewrując pośród tłumu, weszła do bazaru złotników.
Pozdrowiła kilku właścicieli sklepów, którzy ledwie ją zauważyli, po czym zatrzymała się w
odległości metra przed łukowatym wejściem do sklepu Esrafila Mściciela; %7łydom nie wolno było
wchodzić do sklepów prawowiernych. Sama ich obecność, ich dotyk na stałe kalały lokal. Młody
chłopak siedział w sklepie gotowy przywitać klientów.
- Jestem Zilfa córka Dawuda - zawołała do niego z korytarza Różarka. - Mam interes do
Esrafila Chana.
Chłopak obrzucił je pogardliwym spojrzeniem, po czym popatrzył w drugą stronę. Nie wstał,
żeby zawołać swojego pana. Wiedział, że Esrafil Mściciel nie przyjmuje %7łydów.
Pawica spojrzała na służącego, potem na Zilfę i zastanawiała się, co będzie dalej. W sklepie
na podłodze leżały jedwabne dywany, ozdabiały też ściany; ciężka aksamitna draperia zwisała z
łuków; obok wystawionych daktyli i słodyczy dymił wielki platerowany złotem samowar.
- Zawołaj swojego pana - poprosiła grzecznie Zilfa, gdy stało się jasne, że chłopak je
ignoruje. - Powiedz mu, że przyszła Różarka, która kupiła perły.
Chłopak splunął w jej stronę.
- Znikaj, %7łydówko.
Zilfa Różarka chwyciła swoje perły jakby dla równowagi. Trzęsła się ze zdenerwowania, jej
wargi zrobiły się tak blade, że aż sine. Pawica wyczuwała łzy w jej głosie. Przyszła tu w swoich
najlepszych szatach, wystrojona jak królowa i umalowana z całym artyzmem i niezwykle
umiejętnie, a tu przy drzwiach została zlekceważona przez wieśniaka w płóciennych łapciach.
Czuła, że obserwuje ją tysiąc par oczu.
- Zawołaj go - usiłowała rozkazywać, ale brzmiało to tak, jakby prosiła. Na zapleczu sklepu
uniosła się zasłona i wyszedł zza niej mężczyzna z pejczem. Na jego widok Pawicy zrobiło się
słabo; poczuła się tak, jakby znalazła się w pułapce.
- Jesteś niecierpliwa, %7łydówko. - Esrafil Mściciel uderzał rączką pejcza w lewą dłoń.
Podszedł do drzwi sklepu i tam się zatrzymał. Był wysoki, posępny, twarz miał bladą i
nieprzyjazną, oczy koloru złocistych agatów. Prawie nie poruszał wargami, mówiąc.
Zilfa Różarka dotknęła opuszkami palców twarzy, jakby chcąc się upewnić, że się nie
rozpadnie. Uniosła boki spódnicy, zrobiła krok do przodu w swoich atłasowych pantofelkach i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •