[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pan Green. Czekała na niego w małym, wyłożonym jasną boazerią pokoju,
w którym zwykle rankami siadywała jego matka. Nell wyszła mu na
spotkanie, zmuszając się do konwencjonalnego uśmiechu. Kamerdyner
zamknął za nim drzwi w tej samej chwili, kiedy zatrzymała się przed
nim z wyciągniętą do powitania dłonią.
Patrzyli jedno na drugie. Potem Vernon powiedział  Nell&  i Nell
znalazła się w jego ramionach. Całował ją& całował& całował..
W końcu osunęła się. Usiedli. Vernon był odrobinę smutny,
spokojny, bardzo powściągliwy, poza tym szaleńczym powitaniem. W
ciągu kilku ostatnich dni przeszedł tak wiele, tak wiele&
Czasami pragnął, by go zostawiono w spokoju, by pozwolono mu żyć
życiem George a Greena. Och, jakie to było wspaniałe być George em
Greenem.
 W porządku, Nell  powiedział, jąkając się.  Nie myśl sobie, że
cię obwiniam. Rozumiem wszystko& Tylko że to boli. Boli jak wszyscy
diabli.
 Ja przecież nic&  zaczęła, lecz jej przerwał.  Wiem i jeszcze
raz powtarzam, wiem! Nie mów o tym. Nie chcę o tym słyszeć. Nawet nie
chcę o tym myśleć&  Po chwili dodał zmienionym głosem:  Oni mi
mówią, że sam sobie jestem winien. To znaczy temu, że straciłem
pamięć.
 Powiedz mi o tym. Opowiedz mi o wszystkim  poprosiła Nell bez
większego entuzjazmu.
 Niewiele tego jest  zaczął mówić nieuważnie, z roztargnieniem.
 Byłem jeńcem. Jak dostałem się do rejestru zabitych, nie wiem, choć
coraz bardziej utwierdzam się w swoich podejrzeniach. Wśród Szwabów
był taki jeden gość, bardzo do mnie podobny. Nie mam na myśli
sobowtóra czy czegoś w tym rodzaju, jedynie ogólne zewnętrzne
podobieństwo. Podle znam niemiecki, mimo to rozumiałem komentarze,
jakie padały pod moim i jego adresem. Zabrali mi mój tornister i mój
znaczek identyfikacyjny. Myślę teraz, że chodziło im o podstawienie
kogoś, kto penetrowałby nasze szeregi pod moim nazwiskiem. Byliśmy
zasilani oddziałami kolonialnymi, o czym oni wiedzieli, toteż ów
gość, licząc na to, że nikt go nie rozpozna, mógłby przez parę dni
szwendać się po naszej stronie i zdobywać potrzebne informacje.
Oczywiście, wszystko to leży w sferze moich domysłów, choć po części
wyjaśnia, dlaczego nie wciągnięto mnie na listę jeńców, lecz wysłano
do obozu, i to takiego, w którym przebywali prawie wyłącznie Francuzi
i Belgowie. Przypuszczam, że ów Szwab został trafiony, kiedy
przechodził przez nasze linie i pochowano go pod moim nazwiskiem. Nie
najlepiej mi się wiodło w Niemczech; ledwo wywinąłem się śmierci z
powodu jakiejś gorączki, która mną trzęsła po postrzale. Ostatecznie
uciekłem. Och, lecz to długa historia. Nie warto wchodzić w
szczegóły. W każdym razie przeszedłem piekło na ziemi. Bez jedzenia,
bez picia, czasami po kilka dni z rzędu. Można powiedzieć: cud, że
przeżyłem. Przedostałem się do Holandii. Trafiłem do jakiejś gospody.
Byłem wyczerpany, a przy tym nerwy miałem napięte do ostatnich
granic. I myślałem tylko o jednym: o powrocie do ciebie.
 Naprawdę?
 No i wtedy zobaczyłem to; w jakimś potwornym ilustrowanym
czasopiśmie. Twój ślub. Tak, to był koniec. Choć ja za nic nie
chciałem spojrzeć prawdzie w oczy. Powtarzałem sobie, że to nie może
być prawda. Wyszedłem z gospody, nie wiem po co i nie wiem dokąd.
Wszystko mi się w głowie pomieszało. Drogą pędziła olbrzymia
ciężarówka. Doskonała okazja, by skończyć ze sobą, usunąć się
wszystkim z oczu. Zatrzymałem się tuż przed nią.
 Och, Vernonie.  Przeszły ją ciarki.
 I to był koniec. To znaczy dla mnie jako Vernona Deyre a. Kiedy
przyszedłem do siebie, w mojej głowie tłukło się jedno imię: George.
George szczęściarz. George Green.
 Dlaczego Green?
 To postać z czegoś w rodzaju bajki, którą wymyśliłem sobie w
dzieciństwie. A poza tym Holenderka, dziewczyna z tamtej gospody,
poprosiła mnie, bym się rozejrzał za jakimś jej przyjacielem o
nazwisku Green, więc zapisałem to nazwisko w notesie.
 I niczego nie pamiętałeś?
 Niczego.
 Ciężko ci było?
 Nie, ani trochę. Wyglądało tak, jakbym nie miał żadnych
zmartwień.  Dodał tęsknie:  Byłem nadzwyczaj szczęśliwy i wesoły.
Popatrzył na nią.
 Lecz teraz nic się nie liczy. Nic oprócz ciebie
Nell uśmiechnęła się do niego, lecz był to uśmiech drżący i
niepewny. Prawie tego nie zauważył, mówił dalej.
 Powrót do tożsamości Vernona Deyre a w istocie stał się dla mnie
niezgorszym piekłem. To przypominanie sobie wszystkiego. Absolutnie
wszystkiego. Wszystkiego, czemu, wierz mi, nie chciałem przedtem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •