[ Pobierz całość w formacie PDF ]

grozić mu jakiekolwiek niebezpieczeństwo. A jednak...
Jaskinia rzeczywiście wyglądała jak prawdziwa...
Nagle Norys usłyszał rozdzierający uszy pisk. Zobaczył, że jakieś stworzenie
oderwało się od sklepienia i zatoczywszy krąg, zaczęło pikować wprost na niego. Miało
ogromne, przecięte szczelinami ślepia. Norys wyraznie widział spiczaste uszy i coś na kształt
wystających z czubka łba anten. Kiedy stworzenie obniżyło lot, dostrzegł także ostre jak igły
kolce, jakimi były zakończone końce łopoczących skrzydeł.
Mynock. Stworzenia nie cieszyły się opinią groznych drapieżników, ale widząc
paskudnie wyszczerzone kły i ostre pazury, Norys doszedł do wniosku, że ten mynock nie
wygląda na potulnego.
Wymierzył blaster i wypuścił ognistą smugę, ale błyskawica przeleciała dosyć daleko
od celu. Trafiła jakiś stalaktyt i zbudziła cztery inne rozgniewane latające stwory. Mynocki,
rozwścieczone tym, że ktoś śmiał zakłócić ich mroczny sen, rzuciły się do ataku.
Norys strzelał, raz po raz przyciskając guzik spustowy i kierując lufę ku coraz innym
celom. Obserwował, jak jaskrawe błyskawice rozjaśniaj ą ciemności wilgotnej groty.
Zwietliste smugi oślepiały go, wskutek czego tylko z trudem mógł widzieć pomimo ciemnych
gogli hełmu, chroniących jego oczy.
Diabelskie mynocki pikowały ku niemu, nic sobie nie robiąc ze śmiercionośnych
strzałów.
To było niesprawiedliwe! Miał przecież tylko ćwiczyć; wprawiać się w celowaniu.
Powinien był mierzyć do tarczy strzelniczej albo, ukryty za parapetem jakiegoś okna, strzelać
do idącej ulicą i niczego nie przeczuwającej ofiary, jak często czynił, kiedy mieszkał w
podziemiach Coruscant.
Kolejna blasterowa błyskawica chybiła celu. Mynocki krążyły teraz nad jego głową,
machając skrzydłami i drażniąc szarpiącymi nerwy, przenikliwymi piskami. Norys
zastanawiał się nawet, czy Qorl złośliwie nie przestawił celownika broni, żeby strzały jego
ucznia nie trafiały stworzeń.
Nagle uświadomił sobie, że przez cały czas niewłaściwie mierzył. A zatem to on był
winien. Kierował lufę pistoletu, ogarnięty panicznym strachem. Działając w pośpiechu, nie
miał szansy oddania celnego strzału.
Ujrzał, że pierwszy mynock rzucił się na niego, szczerząc długie kły i wyciągając
kolce. Norys poświęcił sekundę, by dokładnie wymierzyć, i dopiero potem przycisnął spust
broni. Posłał długą błyskawicę, która skwiercząc, przemknęła przez ciało potwora. Mynock
wydał dziwny bulgoczący dzwięk, a pózniej opadł na dno jaskini, gdzie nadział się na jeden
ze stalagmitów.
- Tak! - zawołał triumfująco Norys... ale po chwili zobaczył, że wokół jego głowy
krążą trzy inne mynocki, widocznie zwabione okrzykiem. Znów strzelił i znów chybił.
Stworzenia atakowały go teraz z przodu, z tyłu i z boków. Norys odwrócił się, ale pamiętał,
żeby najpierw pomyśleć, a potem skierować lufę broni, wymierzyć i strzelić. Trafił drugiego
mynocka.
Tymczasem od sklepienia oderwały się dwa następne, ale chłopak obrócił górną część
ciała i zmusił się do poświęcenia sekundy na skupienie uwagi. Jedno z ostatniej dwójki
stworzeń zaatakowało go od tyłu. Ostre kolce niemal musnęły biały pancerz szturmowca.
Norys zlekceważył ten atak. Starannie wymierzył w drugiego potwora i zestrzelił go w
locie.
- Mam cię! - krzyknął i zaczął uważnie mierzyć do innych stworzeń, jednego po
drugim. Nauczył się celować. Nauczył się, jak być śmiertelnie skuteczny.
W końcu widząc, że lampka na obudowie modułu zasilania blastera mruga na znak, że
zasób energii jest bliski wyczerpania, znieruchomiał i czekał... ale od sklepienia jaskini nie
oderwało się żadne inne stworzenie. Norys zmrużył oczy i spoglądał przez gogle, w każdej
chwili gotów odeprzeć nowy atak.
Zciany wilgotnej groty znów zalśniły i zniknęły, zastąpione przez szary metal sali
treningowej. Z wolna Norys zaczął się odprężać.
- Dobrze - pochwalił Qorl.
Młodzieniec odwrócił się i ujrzał starego pilota stojącego obok pulpitu aparatury
kontrolnej. W podnieceniu, wywołanym ćwiczeniami, Norys zupełnie zapomniał o obecności
wojskowego instruktora.
- To była doskonała zabawa - powiedział. - Zaczynało mi iść całkiem dobrze.
Rzucił okiem na blaster, zastanawiając się, kiedy znów będzie mógł się nim posłużyć.
Był ciekaw, kiedy otrzyma zgodę na strzelanie do prawdziwego celu.
- Poradziłeś sobie całkiem niezle, Norysie - odezwał się znów Qorl. - Musisz wszakże
pamiętać o jednym: Mynocki nie odpowiadają ogniem na twoje strzały.
Stary pilot przycisnął na pulpicie jeszcze jeden guzik i drzwi pomieszczenia się
rozsunęły.
- Chodzmy; musimy teraz udać się do sali wykładowej - oznajmił. - Zapewne wszyscy
inni już tam czekają. Nasz wielki wódz zamierza wygłosić przemówienie do wszystkich osób
przebywających na pokładzie Akademii Ciemnej Strony.
Zaczekał, aż Norys przejdzie przez próg, po czym ruszył za nim.
Zekk był pełen wiary we własne siły. Dziesiątki innych uczniów, mających zostać
Ciemnymi Jedi, zgromadziło się w sali wykładowej, w której mistrz Brakiss i Tamith Kai
zapoznawali ich z właściwościami ciemnej strony Mocy.
Młodzieniec miał na sobie watowany kombinezon, sporządzony z czarnej wytrzymałej
skóry. Lekko uniósłszy głowę, siedział dumnie wyprostowany. Miecz świetlny swobodnie
zwisał u jego boku. Po kilku miesiącach intensywnych ćwiczeń młodzieniec traktował broń
jako coś oczywistego i swojskiego. Miał wrażenie, iż ciemny cylinder jest częścią jego
samego, przedłużeniem jego ciała. I właśnie ten fakt, bardziej niż cokolwiek innego, upewniał
go, że powinien zostać rycerzem Jedi. Zawsze był samotnikiem, ale wiedział, że jest
najlepszym, najpotężniejszym spośród wszystkich uczniów mistrza Brakissa. Od czasu do
czasu inni uczniowie rzucali na niego ukradkowe spojrzenia. Zapewne zazdrościli, że w tak
krótkim czasie Zekk wszystkich prześcignął; nawet tych, którzy od wielu miesięcy
przebywali w Akademii Ciemnej Strony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •