[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mamy szansę na wspólną przyszłość.
- Rozumiem. - Raczej jej się to nie podobało. Przecież go kochała.
Nie potrzebowała żadnego okresu próbnego. Ale Peyton tak. Miał dużo
więcej do stracenia - ona tylko serce.
- Zaczniemy w piątek wieczorem. Muszę odwiedzić małe
zgromadzenie największych popleczników mojej partii. Chcę, żebyś
poszła ze mną.
- Co? Nie mogę. Nie znam się zupełnie na...
126
RS
Zadzwonił telefon. Tallie wyskoczyła z łóżka, wśliznęła się w
jedwabną koszulę Peytona i wybiegła z sypialni. Peyton wstał, naciągnął
spodnie i poszedł za nią. Znalazł ją w salonie.
- To Spence. - Podała mu słuchawkę.
- Co jest? - zapytał. - Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
- Nie widziałeś chyba porannej gazety?
- Nie, dlaczego?
- Gdybyś czytał, nie pytałbyś mnie, skąd wiem, gdzie jesteś.
- Powiedz mi delikatnie. - Peyton usiadł na sofie. Tallie przycupnęła
obok.
- Co się stało?
- Idz, przynieś poranną gazetę - powiedział jej.
- Czemu? - zapytała, wstając, i ruszyła do wyjścia.
- Tallie idzie po gazetę. Wkrótce sam zobaczę, możesz powiedzieć z
wyprzedzeniem. - Peyton założył nogę na nogę.
- Ktoś postanowił podzielić się z dziennikarzem  Marshallton News"
wieścią o twojej wczorajszej przygodzie z Tallie w lasku Kingsley. Nie
jesteś na głównej stronie, ale na pierwszej z wiadomościami regionalnymi.
Tallie przybiegła, trzymając rozłożoną gazetę, i przeczytała na głos:
-  Czy Peyton Rand stara się udowodnić wyborcom stanu Tennessee,
że jest staromodnym błędnym rycerzem? Nieustannie ratuje z opresji
młodą i piękną Tallulę Bishop, kierowcę ciężarówki z Crooked Oak.
Chociaż pan Rand twierdzi, że on i panna Bishop są tylko znajomymi..."
- Dość! - przerwał Peyton. - Dzięki za telefon, Spence. Pogadamy
pózniej.
127
RS
- Co będzie, jak oznajmisz, że się spotykamy? - Tallie rzuciła gazetę
na podłogę.
- Zmieniłem zdanie. Niczego nie będę oznajmiał.
- To chyba były z naszej strony tylko pobożne życzenia. ..
- Na piątkowym spotkaniu będą dziennikarze. Kiedy przyjedziemy
razem, będą nas wypytywać. Odpowiemy na pytania. Szczerze. - Złapał ją
i posadził sobie na kolanach. Odsunęła się od jego piersi.
- Szczerze? Powiesz im, że jesteśmy kochankami?
- Powiemy, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, że spotykamy się, że
jesteśmy poważnie zaangażowani.
- Poważnie zaangażowani? Zrozumieją, że...
- %7łe jesteśmy poważnie zaangażowani.
- A czy my... - Podskoczyła na ostry dzwonek telefonu. -O rany. Co
znowu?
- Ja odbiorę. - Peyton sięgnął do telefonu.
- Nie, ja odbiorę!
Spojrzał na nią zaskoczony. Odparła:
- Jak byś wytłumaczył powód swojej obecności w moim domu tak
wcześnie w niedzielę rano?
- Powiedziałbym, że byłem tu przez całą noc, kochając się z tobą jak
szalony.
Tallie nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Podniosła wreszcie
słuchawkę.
- Halo?
128
RS
- Mówi Lowell Redman. Chciałem ci powiedzieć, że Lobo Smothers
wyszedł dziś za kaucją. Nie sądzę, żebyś musiała się czegoś obawiać, ale
chciałem, żebyś wiedziała. Będziemy mieć go na oku.
- Dziękuję za wiadomość. - Wiedziała, że Peyton patrzy i słucha,
ciekaw, kto dzwoni.
- Próbowałem skontaktować się dziś z Peytonem, ale odpowiada
tylko automatyczna sekretarka. Jeśli się z nim spotkasz, powiedz mu, żeby
do mnie zadzwonił.
- Dobrze... jak go zobaczę, to mu powiem. Peyton otoczył ją
ramieniem i nakrył mikrofon.
- Kto dzwoni, Tallie? Czy to ktoś do mnie? Usiłowała odsunąć od
niego słuchawkę, ale i tak jej ją odebrał.
- Tu Peyton Rand.
- A... tak? To ty, Peyt? - zająknął się Lowell.
- Co się dzieje? Coś, o czym powinienem wiedzieć? -Widział, jak
Tallie wzięła się pod boki z oburzeniem.
- Właśnie mówiłem Tallie, że Lobo Smothers wyszedł za kaucją. Nie
powiedziałem jej tylko, jak się zaperzał, grożąc, że ona i Susan gorzko
pożałują, że weszły mu w drogę. Ostrzegłem go, że jeśli znajdzie się w
pobliżu którejś z nich, trafi z powrotem do pudła szybciej, niż sobie
wyobraża.
- Niech to szlag! Powinien siedzieć za kratami z dala od Tallie. -
Zmarszczył się, posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie.
- To nie wszystko - powiedział Lowell. - Nie chciałem jej straszyć,
ale ty powinieneś wiedzieć. Cliff Nolan pokazał się zeszłej nocy. Był
129
RS
pijany, rozbił samochód i przeleżał noc w szpitalu. Możemy przetrzymać
go w więzieniu kilka dni. ale nie dłużej.
- Przynosisz same dobre wieści, przyjacielu. Dziękuję. Zrób ze
swojej strony, co się da, a ja będę czuwał na miejscu. - Odwiesił
słuchawkę. - Pakuj się. Jedziesz ze mną do Jackson.
- Co?
- Słyszałaś. Będziesz mieszkać ze mną, dopóki nie będzie pewności,
że niebezpieczeństwo minęło.
- Zaraz. Zaczekaj chwilę. - Podeszła do niego, wyciągnęła palec w
jego kierunku. - Nie mogę się do ciebie wprowadzić. Tylko się spotykamy.
Pamiętasz? Jeśli Lobo Smothers tu przyjdzie, dam sobie z nim radę. Jest
dość ciepło, żeby Salomon mógł spać na werandzie. To dobry stróż.
- W porządku. Jeśli nie chcesz przenieść się do mnie, ja zamieszkam
u ciebie - chwycił ją za palec i ugryzł delikatnie w koniuszek.
- Nie, nie zamieszkasz! - Wyszarpnęła rękę.  Dopiero zaczynamy
okres próbny, testujemy nasz związek. I... i reakcję opinii publicznej, od
której zależy twoja kariera.
- No to jeżeli będziemy mieszkać razem, możemy trochę
przyspieszyć proces.
- Peyton, będziesz musiał się przyzwyczaić do jednej rzeczy. Ja mam
swoje własne zdanie.
Prychnął.
- Myślisz, że niby tego nie wiem?
- Nie pozwolę ci kierować moim życiem. Nieważne, jak bardzo cię
kocham, nie będziesz mi mówił, co mam, a czego nie mam robić.
130
RS
Zrozumiałeś? - Znów stała przed nim z palcem wycelowanym w jego
twarz.
- Zabierz ten cholerny palec, bo ci go odgryzę! Opuściła dłoń,
patrząc na niego z mieszaniną determinacji i kobiecej dumy.
- Namówię Susan, żeby zamieszkała u mnie na kilka dni. Widziałeś
wczoraj, jak świetnie umiemy sobie poradzić.
Peyton jęknął, wiedząc dobrze, że jest pokonany.
- Jasne. Ty i Susan mogłybyście podbić świat. Zarzuciła mu ręce na
szyję.
- Susan i ja będziemy spały przez kilka nocy u Sheili. Zabiorę
strzelbę i psa.
- Trzy kobiety, same!
- Będę miała broń. Sheila też. Salomon może spać na zewnątrz. A
przyczepa kempingowa Mike'a stoi przy tej samej ulicy - potarła nosem
jego brodę. - Zgódz się na moje warunki, to pójdę z tobą w piątek na to
głupie zebranie polityczne.
- To szantaż, skarbie.
- Jak możesz tak mówić? Po prostu składam ci propozycję nie do
odrzucenia.
- Zgadzam się. Nie mam innego wyjścia. - Utulił ją w ramionach,
dotknął ustami jej ust. - Powiedz mi, że jesteś świadoma, jakim
zagrożeniem mogą być Cliff Nolan i Lobo Smothers.
- Nie jestem głupia, Peyt. - Pocałowała go. Szybko. Mocno. Kusząco.
- Nie będę ryzykować. Obiecuję, że będę się pilnowała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •