[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a
pocałowałaby człowieka, którego niedawno oskarżyła o oszustwo. –
Naprawdę bardzo mi przykro, Reed.
– Czy kiedyś wreszcie odezwiesz się do mnie po imieniu? – spytał i
pocałował ją.
Zarzuciła mu ręce na szyję. Rozchyliła usta. Płot zakołysał się, gdy się
oparła o niego plecami. Przejeżdżający ulicą samochód zatrąbił, lecz dla niej
świat przestał istnieć. Był tylko pocałunek. Gwałtowny jak letnia burza.
Wplótł palce w jej włosy i wpił się mocno w jej usta. Mimo zaciśniętych
oczu widziała gwiazdy nad głową.
Lód w spodniach wyrwał ją z objęć Spencera.
– Hej!
Spencer rozpiął jej płaszcz i wsunął ręce pod koszulę... O czym zresztą
marzyła. Ale śnieg z jego rękawiczek wpadł jej za pasek spodni.
– Lód, lód w spodniach – zawołała. Podskakiwała energicznie, usiłując
wygarnąć śnieg zza paska, ale tylko wepchnęła go jeszcze głębiej. – Jak
zimno!
Poddała się. Odwróciła się do Spencera plecami i rozpięła spodnie.
– Przysięgam na Boga, że jeśli się zaśmiejesz, Reed, natychmiast na
własnej skórze przekonasz się, jak to jest!
Zanim się spostrzegła, już trzymał ją w objęciach. Jego chłodne wargi
szeptały jej wprost do ucha:
– Nie odważyłbym się.
Odwrócił ją do siebie i oparł o auto.
– Na czym to skończyliśmy?
Oparła dłonie o jego pierś i odwróciła głowę.
– Popełniliśmy wielki błąd.
Spróbował ją przyciągnąć.
– Nie, nie, nie. To ja jestem ten rozsądny. – Pocałował ją w usta. – A ty
jesteś ta, która nie panuje nad impulsami.
– Jesteś prawnikiem. – Odsunęła się. – Ja jestem klientką.
– Twoja babcia była moją klientką.
– Niewielka różnica.
– Przeciwnie. – Oparł się czołem o jej czoło. – Ale rozumiem twój punkt
widzenia.
Cofnęła się o krok. Otworzyła drzwi samochodu.
– Jedźmy. – Wsiadła.
Przez moment stał bez ruchu. Potem przez całą drogę milczeli. Dopiero
na podjeździe przed domem mamy obróciła się do niego i powiedziała:
– Posłuchaj, Reed... – Zawahała się. – Doceniam, że chcesz mi pomóc.
Naprawdę. Ale to się nie uda.
– Co konkretnie? – Nachmurzył się.
– Wszystko.
– Nie chcę, żebyś rezygnowała z domu babci, Addy.
– Nie rezygnuję... Ale nie zamierzam się posuwać do sztuczek i
podstępów. Chociaż muszę przyznać, że... zmieniłam zdanie. Skoro babcia
Adeline postanowiła umieścić w testamencie kilka zwariowanych klauzul, ja
też jestem gotowa na odrobinę szaleństwa.
– To nie będzie bardzo trudne. – Ożywił się i ścisnął ją za kolano.
Znowu flirtujemy. Świetnie. Na tym polu czuła się pewniej.
– Moje szaleństwo nie zaszło aż tak daleko. Znajdę jakiegoś kandydata
na męża, ale będzie to ktoś, kogo mniej...
Przesunął dłonie na jej biodra. A jej nagle zabrakło tchu.
– Pożądasz? – Jego białe zęby zalśniły w szerokim uśmiechu.
– Może to cię zaskoczy, Reed, ale nie wskakuję do łóżka każdemu
facetowi, który zrobi na mnie wrażenie. A tym bardziej nie wychodzę za
niego za mąż.
Wysiadła z auta.
– Wcale mnie to nie zaskakuje – zawołał. – Połowa z nich uciekłaby z
krzykiem. Obiecaj mi tylko, Addy, że nie zrobisz nic nieprzemyślanego –
poprosił nadspodziewanie poważnie. – Daj mi znać, gdy coś postanowisz, i
daj sobie dwadzieścia cztery godziny do namysłu, dobrze? Masz jeszcze
czas.
Zrobiło jej się ciepło na sercu. Wsunęła głowę do samochodu i
cmoknęła go w policzek.
– Jesteś dobrym człowiekiem, Spencerze Reed – szepnęła.
Zatrzasnęła drzwi i poszła do domu. Pora się pożegnać z mamą. Na
werandzie odwróciła głowę. Spencer pomachał jej i odjechał.
Dwa tygodnie później Addy gotowa była zapłacić tysiąc dolarów za
możliwość
cofnięcia
czasu.
Gdyby
znowu
znalazła
się
przy
jego
samochodzie, uderzyłaby go.
Dobry człowiek. Też coś! Wstrętny, podstępny drań. A ona mu zaufała!
Doprowadzał ją do szaleństwa. Jeszcze dwa tygodnie takiego życia i
sama się zgłosi do wariatkowa.
Trzy dni po kolacji u jej mamy zostawiła wiadomość w poczcie głosowej
w biurze Spencera. Zadzwoniła po północy, bo liczyła, że nawet taki
pracoholik jak on o tej porze pójdzie już do domu. Powiedziała krótko, że
uzgodniła sprawę ślubu z jednym ze współpracowników brata i że po
stosownym czasie małżeństwo to skończy się rozwodem. Niestety zdradziła
nazwisko kandydata.
Wieczorem, kwadrans przed piątą, kurier dostarczył jej cienką kopertę,
a w niej dwie kartki. Na jednej był krótki liścik od Spencera. Druga była
kopią kartoteki policyjnej.
Może powinnaś przemyśleć jeszcze raz umowę z tym gościem. Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •