[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w południe, ale w trumnie! Na wieku trumny była przypięta kartka, że porywaczom na-
prawdę bardzo przykro, ale musieli ją zabić, bo mogła ich wydać. Policja nie wykryła po
dziś dzień sprawców. W artykule dalej pisali o późniejszym śledztwie, ale mamusia za-
brała mi ten numer, zanim zdążyłam przeczytać do końca.
— Mamusia zabrała ci to pismo? — zdziwiła się Dina. — Dlaczego?
— Nie wiem — odparła April. — Powiedziała, że to nie jest lektura odpowiednia dla
mnie.
— Dziwna historia — rzekła Dina. — Zwykle przecież pozwala nam czytać wszyst-
ko, co chcemy.
— Mnie pozwala czytać wszystkie obrazkowe książki — wtrącił Archie.
— Ja też się wtedy zdziwiłam — odparła April — bo nieraz czytałam „Prawdziwe
sprawy kryminalne” i mamusia nic nie miała przeciw temu. Nawet pożyczała ode mnie
numery i sama także je czytała.
— Moje komiksy też mamusia wszystkie czyta! — nie dał się przelicytować Archie.
— Archie — rzekła Dina — nie hałasuj tyle!
Archie parsknął gniewnie.
98
— A ja ci powiadam — zawołał z oburzeniem — że to świństwo!
— Archie, jak ci nie wstyd! — zgromiła go April, — Mamusia ma święte prawo poży-
czać od ciebie twoje książki, a nawet, jeśli jej się podoba, zabrać mi numer pisma.
Archie, podskakując w miejscu, krzyknął:
— Ojej, ojej, ojej! Nie zrozumiałyście! Ja przecież nie o mamusi mówiłem, tylko
o gangsterach. To świństwo, żeby wziąć okup, a potem nie wypuścić porwanej osoby ca-
łej i zdrowej. I w dodatku bardzo głupio z ich strony, bo jeżeli potem porwą kogoś inne-
go, ludzie przypomną sobie o tej historii i nikt nie będzie głupi płacić okupu, skoro i tak
tego kogoś zabiją. Więc gangsterzy nic nie zarobią. Tak się nie prowadzi interesów!
— Archie, ty masz główkę nie od parady — przyznała April.
— Ja mam główkę, a biedny pan Sanford już pewnie nie ma nic prócz wielkiej dziu-
ry w żołądku — powiedział Archie.
Dina i April spojrzały na siebie. Dina zdecydowała.
— Rzeczywiście, trzeba go nakarmić. Przynieś żyletkę i te rzeczy April, a ja tymcza-
sem usmażę dla niego parę naleśników.
— Jeszcze nie przeczytałyśmy tych papierów, które znalazłyśmy w willi — przypo-
mniała April. — Wczoraj goście rozeszli się tak późno, że nie miałyśmy czasu. Może le-
piej nie zwlekajmy z tym dłużej. Na Boga, czyś ty wcale nie ciekawa, co tam jest?
— Bardzo jestem ciekawa — odparła Dina. — Mimo to musimy jeszcze z tym po-
czekać. Nie wiadomo, od czego zaczynać! Mamy dziewięć milionów spraw do załatwie-
nia dzisiaj, ta będzie dziewięciomilionowa-pierwsza. Teraz nie marudź, April, ruszaj się
żywo.
April skłoniła się nisko starszej siostrze:
— Słucham cię, o pani!
Po schodach biegła na palcach, żeby nie zbudzić matki, która już zapewne usnęła.
— Jakie dziewięć milionów spraw? — pytał Archie. — Dlaczego dziewięć milionów?
Czy liczyłaś?
— Wyrwę ci bez liczenia dziewięć milionów włosów z głowy, jeżeli nie przestaniesz
mnie zanudzać — powiedziała Dina. — Idź do pralni, przynieść stamtąd wiadro i nalej
do niego gorącej wody.
— Słucham cię, o pani! — zadrwił Archie. — Skąd wiesz, że ja mam dziewięć milio-
nów włosów na głowie? — zawołał jeszcze od drzwi.
— Porachuj i jeżeli się nie zgadza, zgłoś reklamację — odparła Dina.
Wyjęła czysty ręcznik, znalazła kawałek mydła. April wróciła z góry niosąc koszule,
skarpetki i żyletkę w tej samej chwili, gdy pojawił się Archie wlokąc za sobą pełne wia-
dro. Dina udrapowała ręcznik na szyi chłopca, wetknęła mu do jednej kieszeni mydło,
do drugiej żyletkę, do trzeciej skarpetki. Złożoną starannie koszulę umieściła pod jego
pachą, a rączkę wiadra w garści.
99
— Marsz teraz z tym wszystkim do szałasu, do pana Sanforda! — rzekła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •