[ Pobierz całość w formacie PDF ]

UÅ›cisnęła wnuczkÄ™. Caroline z trudem stÅ‚umiÅ‚a ziew­
nięcie.
- Przepraszam, babciu.
- Nie żartuj, kochanie. Jest środek nocy. Masz prawo
być zmęczona. Zwłaszcza po tej koszmarnej przygodzie.
Nick, zabierz jÄ… stÄ…d natychmiast.
- Dobrze. Chodz, maleÅ„ka - szepnÄ…Å‚ do żony. - Za­
wieziemy cię do domu, położymy do łóżeczka. - Spojrzał
na Kate. - Dobranoc, babciu.
Kate uśmiechnęła się serdecznie.
- Dobranoc, moje dzieci. Do jutra.
- Babciu? - zdziwił się Sterling. - A od kiedy to
Nick Valkov mówi do ciebie babciu?
- Odkąd go o to poprosiłam. A poprosiłam, kiedy
przekonałam się, że znalazłam idealnego męża dla mojej
wnuczki.
- Idealnego?
- Wiesz, co zrobił z premią, którą Jake zgodnie
z obietnicą wpłacił na jego konto?
Sterling pokręcił głową.
- Nie. Co?
- UtworzyÅ‚ z niej fundusz dla dzieci swoich i Caro­
line.
205
Prawnik wytrzeszczył oczy.
- %7Å‚artujesz!
- Nie, mój drogi. I mam nadzieję, że odtąd będziesz
dowierzał kobiecej intuicji! - Roześmiała się wesoło. -
Mówiłam ci, że z tego związku doczekam się dwojga
wnucząt? Co najmniej dwojga! A teraz bądz tak miły
i znajdz mi głównodowodzącego policjanta. Osoba, która
zleciÅ‚a kradzież dyskietki i podpalenie laboratorium, mu­
si być ukarana. Podejrzewam, że konkurencja dowiedzia­
ła się, że jesteśmy o krok od wynalezienia rewelacyjnego
kremu i postanowiÅ‚a wykraść naszÄ… tajemnicÄ™. Nie za­
mierzam tolerować tak nieuczciwych metod, Sterling. Ni­
komu nie uda się przechytrzyć Kate Fortune! Nikomu!
ROZDZIAA SIEDEMNASTY
Nick z Caroline pojechali do jej dawnego mieszkania
w centrum miasta.
Mimo póznej godziny wzięli wspólnie prysznic; oboje
byli okopceni dymem, pokryci wyschniętą pianą z gaśnic
przeciwpożarowych. Po wyjściu z łazienki położyli się
razem do łóżka.
Nick objął żonę i przytulił mocno do siebie, jakby
wyczuwajÄ…c, że potrzebuje teraz kontaktu z drugim czÅ‚o­
wiekiem.
- Martwię się, Nick - powiedziała cicho, czubkiem
palca rysując na jego piersi malutkie kółeczka. - Kiedy
przedtem wspomniałeś, że może ktoś powiadomił urząd
imigracyjny o twojej rzekomej współpracy z KGB po to,
żebyś został wydalony ze Stanów i nie mógł dokończyć
badań, wydało mi się to zbyt fantastyczne. Ale po tym,
co się dziś wydarzyło, zaczynam podejrzewać, że miałeś
racjÄ™. Bo po co ktoÅ› miaÅ‚by siÄ™ wÅ‚amywać do laborato­
rium i wykradać z sejfu dyskietkÄ™? Moim zdaniem, cho­
dziło wyłącznie o zdobycie receptury.
- Chyba tak. Najwyrazniej trzymana w tajemnicy
wiadomość o kremie wydostała się na zewnątrz i jakaś
konkurencyjna firma postanowiła nie dopuścić do jego
produkcji. Myślę, że musimy przeprowadzić własne
207
Å›ledztwo i dowiedzieć siÄ™, kto spoÅ›ród naszych pracow­
ników szpieguje dla konkurencji.
- Boże, to straszne, Nick. Aż mi się wierzyć nie chce,
że mamy w swoim gronie jakiegoś podłego zdrajcę. Ale
tak jest, na pewno. I teraz ciÄ…gle siÄ™ bÄ™dziemy zastana­
wiać, jaki następny obierze sobie cel. A jeżeli... Ojej,
Nick! A jeżeli porwie babcię albo...
- Cii, maleÅ„ka - rzekÅ‚ kojÄ…cym tonem Nick, gÅ‚asz­
cząc ją po włosach. - Nie wyciągajmy zbyt pochopnie
wniosków. Zresztą po dzisiejszej przygodzie myślę, że
wszyscy powinniÅ›my zachować znacznie wiÄ™kszÄ… ostroż­
ność niż dotychczas. A ty, Caro, w szczególnoÅ›ci. Mie­
liśmy szczęście, że uciekając, bandyta nie pociągnął cię
za sobÄ…. ByÅ‚aÅ› bardzo odważna, że zostaÅ‚aÅ›, że próbo­
wałaś walczyć z ogniem, że chciałaś mi pomóc. Ale facet
mógÅ‚ ciÄ™ skrzywdzić, a nawet zabić. To siÄ™ nie może wiÄ™­
cej powtórzyć. Waham się, czy nie wynająć kogoś, kto
by cię pilnował...
- Chodzi ci o ochroniarza?
- Tak.
- Boże, Nick! Myślisz, że ten, kto za tym wszystkim
stoi, posunąłby się tak daleko? Myślisz, że mógłby mnie
porwać? Mnie albo kogoś z rodziny?
W oczach Caroline malował się strach.
- Nie wiem, maleńka. Ale nie chcę ryzykować. Jesteś
moją żoną. Czuję się za ciebie odpowiedzialny. Sama po-
wiedz: jaki byÅ‚by ze mnie mąż, jaki mężczyzna... gdy­
bym pozwolił, żeby przytrafiło ci się coś złego?
Miał ochotę dodać, że na myśl o tym, iż mógłby ją
stracić, ból rozdzierał mu serce; że był przerażony, sły-
208
sząc dzisiaj jej krzyk; że bał się, widząc, jak dzielnie
walczy z ogniem; że modlił się, aby bandyta nic jej nie
zrobił. %7łe gdyby zaszła taka konieczność, bez wahania
oddałby dyskietkę, aby tylko jego żonie nie stała się
krzywda.
Ale nie mógÅ‚ tego powiedzieć, bo wtedy dowiedzia­
łaby się, że kocha ją nad życie - a nie chciał jej straszyć.
Owszem, czasem gdy byÅ‚a w romantycznym nastroju, da­
wała się namówić na spanie w jednym łóżku, lecz poza
tym nic do niego nie czuła. Traktowała go jak kumpla.
Przynajmniej tak mu się wydawało.
OczywiÅ›cie myliÅ‚ siÄ™, lecz Caroline nie mogÅ‚a wy­
prowadzić go z błędu, bo nie wiedziała, o czym Nick
myśli. Leżąc w jego objęciach, usłyszała jedno słowo:
 odpowiedzialny". Nick czuł się za nią odpowiedzialny.
Chociaż kochali siÄ™ kilka razy, byÅ‚o to wynikiem pożą­
dania, a nie miłości. Niestety, nie udało się jej zawojować
serca Nicka. Ogarnęło ją przygnębienie.
Mimo iż z wyglądu się zmieniła - nie upinała już
włosów w kok, nie nosiła okularów, ubierała się nieco
swobodniej - wewnątrz pozostała tą samą osobą co
dawniej. NieÅ›miaÅ‚Ä…, zakompleksionÄ… i - na skutek nie­
przyjemnego doświadczenia z Paulem Andersenem -
dość nieufną wobec mężczyzn. Co jak co, ale na pewno
nie była ani seksbombą, ani femme fatale. Może Nick
- bez względu na to, co mówił - wcale nie jest z nią
szczęśliwy. Może wcale go nie zadowala fizycznie?
Może pragnie jej tylko dlatego, że nie może mieć innej;
że póki trwa ich fikcyjne małżeństwo, chce być jej
wierny.
209
Caroline zrobiło się wstyd. Nie ma za grosz godności!
Gotowa jest zgodzić się na wszystko, przyjąć Nicka na
każdych warunkach, byleby tylko z nią został. Tak bardzo
go kochała, że nic więcej się nie liczyło.
Najgorsze jednak było to, że nie zabezpieczali się
przed ciążą. Po pierwszym razie, podczas pobytu w Klo­
nowym Gaju, uprzedziła Nicka, że nie bierze pastylek
antykoncepcyjnych. WiÄ™cej do tematu nie wracali. Przy­
puszczalnie Nick uznał, że zaczęła coś stosować - jakieś
Å›rodki doustne albo mechaniczne. Od czasu do czasu drÄ™­
czyły ją wyrzuty sumienia, że oszukuje męża, ale... po
prostu chciała mieć z nim dziecko. Znała Nicka na tyle
dobrze, że wiedziaÅ‚a, iż po rozwodzie nie przestanie ko­
chać dziecka i siÄ™ nim interesować; wciąż bÄ™dzie Å›wiet­
nym ojcem. A jej należała się jakaś nagroda, jakaś cząstka
Nicka, którą będzie mogła kochać i która z nią zostanie,
kiedy on odejdzie.
Nagle coś ją tknęło.
- Nick, jak sÄ…dzisz, czy Paul mógÅ‚ mieć coÅ› wspól­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •