[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się podchodzić do całej sprawy równie nonszalancko jak on.
Popatrzył na mnie.
 Co z tym wszystkim wspólnego ma Kelly Borden?
 Nie jestem pewna  powiedziałam.  Badam różne rzeczy, a w końcowym rozrachunku zawsze
okazuje się, że niektóre z nich nie są związane z istotą sprawy. Może to samo ty robisz 
dopasowujesz wszystkie kawałki puzzli, dopóki nie wyrobisz sobie zdania.
 Podejrzewam, że moje podejście jest bardziej naukowe  zauważył.
 Och, bez wątpienia  przyznałam.  Ale w moim jest pewna przewaga.
Zawahał się, patrząc ponownie na mnie, po raz pierwszy z autentycznym zainteresowaniem.
 Ja znam człowieka, z którego śmiercią mam do czynienia, i osobiście angażuję się w śledztwo.
Myślę, że go zamordowano i to mnie wkurza. Choroba to coś naturalnego. Zabójstwo nie.
 Zdaje mi się, że uczucie do Bobby ego wypacza twój osąd. Jego śmierć była dziełem przypadku.
 Może. A może uda mi się przekonać wydział zabójstw, że zmarł w rezultacie próby zabójstwa,
dokonanej dziewięć miesięcy temu.
 Skoro możesz tego dowieść  odparł.  Mniemam, że jak na razie nie masz czego się chwycić, i
tu twoja praca różni się od mojej. Prawdopodobnie już teraz mógłbym wyskoczyć z jakimś
wnioskiem, nie wychodząc nawet na zewnątrz.
 I tego ci zazdroszczę  powiedziałam.  To znaczy nie wątpię, że Bobby ego zabito, ale nie mam
pojęcia, kto był sprawcą. Mogę już nie wpaść na jego ślad.
 W takim razie tutaj nad tobą góruję  rzekł.  Na ogół mam do czynienia z czymś wiarygodnym.
Czasami jestem w kropce, ale rzadko.
 Masz szczęście.
Powróciła Marcy, niosąc karteczkę z adresem Kelly ego i numerem telefonu.
 Wolę myśleć, że mam talent  mówił z przekąsem.  Lepiej, żebym cię już nie zatrzymywał. Daj
mi znać, jak to się skończy.
 Nie omieszkam. Dziękuję za wszystko  powiedziałam, wymachując karteczką.
Minęła piąta. W odnodze jednego ze szpitalnych korytarzy natknęłam się na automat telefoniczny,
gdzie zaraz wypróbowałam numer do Kelly ego.
Podniósł po trzecim dzwonku. Podałam swą tożsamość, przypominając mu, że przedstawił nas
doktor Fraker.
 Wiem, kim pani jest.
 Proszę posłuchać  powiedziałam.  Czy mogłabym wpaść na chwilę rozmowy? Jest coś, co
muszę sprawdzić.
Początkowo zdawał się wahać.
 Jasne, nie ma sprawy. Wie pani, gdzie mnie szukać?
Mieszkanie Kelly ego znajdowało się w zachodniej części miasta, niezbyt daleko od Zwiętego
Terry ego. Podreptałam do samochodu i pojechałam pod wskazany adres, na Castle. Zaparkowałam
przed dwurodzinnym, drewnianym budynkiem i pieszo pokonałam długi podjazd do małej,
drewnianej przybudówki na tyłach posiadłości. Jego mieszkanie, tak jak moje, musiało być kiedyś
garażem.
Po obejściu kilku krzewów zauważyłam, że siedzi na stopniu, kurząc jointa. Miał na sobie dżinsy i
skórzaną kamizelkę na koszuli w kratę, był boso. Włosy spiął w ten sam zgrabny pukiel, tylko bródka
i wąs trochę posiwiały. Był chyba w pogodnym nastroju, ale z jego akwamarynowych oczu nie
mogłam nic odczytać. Wyciągnął w moją stronę skręta, lecz odmówiłam potrząśnięciem głowy.
 Czy nie widziałam pana na pogrzebie Bobby ego?  zapytałam.
 Niewykluczone. Ja panią widziałem.  Jego oczy patrzyły przenikliwie. Gdzie wcześniej
widziałam ten kolor? W basenie, w którym umarlak pływał niczym lilia wodna. Cztery lata temu,
podczas jednego z moich pierwszych dochodzeń.
 Tam jest krzesło, jeśli ma pani czas.  Zdołał wygłosić całe zdanie, nie wypuszczając powietrza
z ust, dym z trawki ugrzązł mu w płucach.
Rozglądając się dokoła, wypatrzyłam stare, drewniane krzesełko ogrodowe, które przyciągnęłam
pod schodek. Wówczas wysunęłam z torebki notes z adresami i podałam mu go, otwierając na samym
końcu.
 Wiesz może, czyj to może być numer? Nie jest miejscowy.
Spojrzał na wpisane ołówkiem cyfry, a potem rzucił mi szybkie spojrzenie.
 Próbowała pani dzwonić?
 Jasne, próbowałam też z jedynym Blackmanem, jaki widniał w książce. Ale numer został
odłączony. Dlaczego? Wie pan, kto to?
 Znam ten numer, ale to nie jest numer telefoniczny. Bobby przesunął łącznik.
 Do czego to służy? Nie rozumiem.
 Pierwsze dwie cyfry wskazują hrabstwo Santa Teresa. Ostatnie pięć to kierunkowy do kostnicy.
To numer identyfikacyjny ciała, które mamy w lodówce. Mówiłem, że mamy dwóch, których
trzymamy od lat. To Franklin.
 Ale dlaczego Blackman?
Kelly uśmiechnął się, zaciągając się głęboko skrętem, zanim odpowiedział.
 Franklin jest czarny. To chyba taki żart Bobby ego.
 Jest pan pewny?
 Jestem. Proszę sprawdzić, jeśli mi pani nie wierzy.
 Sądzę, że szukał tam rewolweru. Nie ma pan pojęcia, od czego mógł zacząć?
 Nie. To duży budynek  osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt pomieszczeń, od lat nie używanych.
Spluwa mogła znajdować się wszędzie. Bobby pracował na zmianie sam. Mógł biegać po budynku,
dopóki ktoś nie spostrzegł, że nie ma go w pracy.
 No cóż. Muszę się zwijać. Doceniam twoją pomoc.
 Nie ma sprawy.
Pojechałam do biura. Kelly Borden powiedział mi, że chłopak o nazwisku Alfie Leadbetter będzie
pracował w kostnicy na zmianie od trzeciej do jedenastej. Był kumplem Kelly ego, który przyrzekł
powiadomić go telefonicznie, że się pojawię. Znów wytaszczyłam maszynę do pisania, by sporządzić
kilka notatek. O co tu chodzi? Co zwłoki Murzyna mają wspólnego z morderstwem Dwighta
Costigana i szantażowaniem jego żony?
Zadzwonił telefon i automatycznie, niczym robot, podniosłam słuchawkę, gdyż głowę miałam
zajętą bieżącą łamigłówką.
 Tak?
 Kinsey?
 Przy telefonie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •