[ Pobierz całość w formacie PDF ]

połowie drogi, w powietrzu, przeszywa mu głowę. Trzecia kula trafia w szyję, czwarta
znowu w głowę. Więcej już nie strzelam. Wąż kurczowo skręca się na ziemi w
bezwładnych drgawkach. Wciąż przeszywa mnie wzrokiem, wściekle otwiera paszczę,
widzę jego wielkie zęby jadowe, ale, trafiony śmiertelnie, przestaje być grozny. Szybko
traci siły, wijąc się niedołężnie w jednym kółku. "
Mijają chwile. Jak straszliwe przechodzić musiałem napięcie nerwów, odczuwam
dopiero teraz. Chorobliwy pot występuje na całym moim ciele, kolana uginają się pode
mną. Strzały dosłyszano w niedalekim toldzie i wnet dochodzą mnie głosy zbliżających
się towarzyszy. Znajdują mnie wciąż uwikłanego w krzaku.
 Ho, ho, to niezła przygoda  cieszy się Pazio z jej szczęśliwego końca.
 Najlepszy z dotychczasowych okazów dla muzeum % rzeczowo i z zadowoleniem
ocenia węża nasz zoolog Wiśniewski.
 Do licha z waszymi okazami!  warczę przez zaciśnięte gardło.  Przeklęta nha
pindaL.
LIANA CZY SZNUREK
Nie ulega wątpliwości, że kapitanowa, żona nieobecnego wciąż Monoisa, jest do mnie
najżyczliwiej usposobiona ze wszystkich Indian obozu. Zawdzięczam to przede
wszystkim pośrednictwu jej starszego syna, ośmioletniego Dioga, który zaprzyjaznił się
ze mną w jakiś wzruszający sposób. Kapitonowa pamięta o mnie i przez chłopców
przysyła mi od czasu do czasu jakiś indiański smakołyk
 pieczone bataty, kukurydzę lub mandiokę. Prócz tego pilnie wykonuje dla mnie
piękne plecionki.
Koroadzi są prawdziwymi mistrzami w wykonywaniu różnych koszyczków i kapeluszy
o szerokich brzegach. Jest to ich jedyne rzemiosło, uprawiane na poważniejszą skalę, i
to przeważnie przez kobiety. Wyrabiają je nie tylko dla siebie, lecz dla całej białej
ludności w okolicy. Plecionki wykonują z łyka dartego z kory takuary, pospolitej
rośliny, podobnej do bambusa. Do ozdoby używają kilku naturalnych barwników,
którymi farbują niektóre łyka, a przeplatając je z innymi, tworzą piękne wzory
geometryczne, świadczące o zmyśle artystycznym wykonawców.
Kapitonowa na dobre zabiera się do pracy. Podziwiam jej pilność. Gdy deszcz pada, a
pada dość często, niewiasta siada w mrocznej chacie przy ognisku i splata różne
wymyślne dziwy. Kapelusze o szerokich rondach, tak szerokich, że zasłaniają całe
ramiona, dalej koszyczki o różnych kształtach z plecionymi, barwnymi wzorami.
Wszystko to skupuję do mych zbiorów.
Kapitonowa posiada w swoim lamusie przedmiot nader cenny: półmetrowej długości
pochwę z pnia takuary, służącą do przechowywania starych dokumentów. Pochwa jest
otoczona piękną plecionką. Niestety kapitanowa nie może sprzedać mi tej rzeczy,
stanowiącej dawną spuściznę szczepu i własność ogółu. Za to w przeciągu doby
wykonuje mi nową pochwę, zupełnie taką samą. Na jasnym tle o subtelnej barwie, jaką
ma mleko z odrobiną kawy, wiją się równolegle do siebie brunatne linie, łamane w
schody. Całość niezmiernie piękna.
Trudno nie okazywać żywej radości. Proszę Pazia, ażeby w pięknych słowach
koroadżkich wyraził kapitanowej mój zachwyt.
5*
67
 Wasz zachwyt?  oburza się Pazio burkliwie.  ' Uchowaj Boże, nigdy tego nie
zrobię.
 Czemu nie?  pytam zdziwiony.
 Wasz milrejs to dobra rzecz, ale zachwyt to obce pojęcie w tych lasach. Bądzmy
realistami. Na zachwycie tylko stracilibyście.
 Nie rozumiem.
 Babie przewróciłoby się w głowie i przestałaby dalej pracować.
Rozmawiamy oczywiście po polsku. Kapitonowa, stojąca obok, przygląda nam się
poważnie. Jej spokojne oczy starają się wniknąć w nasze twarze.
 O czym rozmawiacie?  zagaduje Pazia. Towarzysz, nie zbity z tropu, odpowiada
jej bez za-
jąknienia:
 % O twoich koszyczkach, że niebrzydkie, ale o wiele za drogie.
 Kłamco nikczemny!  łaję go po polsku, prawie nie na żarty.
 Tak trzeba, jedyny to sposób na nich. Odpowiedz Pazia sprawia kapitonowej
przykrość. Twarz
jej pozostaje niewzruszona, jedynie w głosie wyczuwam jakby wrogie zaciekawienie,
gdy kapitanowa pyta:
 Na co senhor skupuje tyle plecionek? Czy na handel?
 Co jej na to odpowiedzieć?  zwraca się do mnie Pazio.
 Szczerą prawdę, nic więcej.
 To niby co powiedzieć?
 %7łe skupuję te rzeczy na pamiątkę. Chcę zabrać je do Polski i ozdobić nimi mój dom,
by przypominały mi gościnność kapitanowej. Basta!
Czytam z oczu Pazia, że najchętniej pokiwałby głową. Nie bardzo wierzy we
właściwość takiej odpowiedzi, jako
63
zbyt skomplikowanej dla umysłowości indiańskiej, lecz rad nierad tłumaczy
kapitanowej moje zamiary. Pazio tym razem myli się. Kapitonowa rozumie mnie
wyśmienicie. Twarz jej rozjaśnia się uśmiechem.
 Czy to prawda?  zwraca się bezpośrednio do mnie.
 Prawda  odpowiadam po portugalsku.  A twoje plecionki wcale nie są za
drogie.
Na brązową twarz kobiety występuje rumieniec, policzki przybierają czysty kolor
cynamonu. W oczach płoną radosne ogniki. Wręcza mi plecioną pochwę i prosi mnie,
żebym wziął ją jako podarek, na pamiątkę.
Jesteśmy zaskoczeni jej gestem. Pazio nadrabia miną, ja dziękuję i pożeram nadal
wzrokiem plecione cudo.
Spostrzegam jeden niemiły, choć drobny szczegół. Mianowicie na brzegu pochwy
wiązadła spojone są ze sobą sznurkiem, dobrze mi znanym sznurkiem z niemieckiej
wendy w Candido de Abreu. Jest to solidny sznurek, madę in Germany, rażący w tym
indiańskim arcydziełku. Potrzebna tu drobna zmiana. Proszę Pazia, by kapitonowej
zwrócił oględnie uwagę na to, że podarek będzie dla mnie jeszcze cenniejszy, gdy
kapitanowa zamiast sznurka użyje wiązadeł z liany sipo, rosnącej w puszczy mare-
ąuińskiej i zwykle branej do tych robót.
Kapitonowa, rozbawiona takim życzeniem, uważa je za żart i śmieje się z dowcipu. Gdy
Pazio tłumaczy jej, że to nie żart, wówczas niewiasta wyśmiewa się z nas dobrotliwie.
Pazio nie popuszcza, wykłada jej długo i zawile, aż w końcu kapitonowa przestaje się
śmiać, trochę zniecierpliwiona, i oświadcza:
 Mówisz niezrozumiałe dla mnie i nierozsądne rzeczy. Sznurek kupiony w wendzie
jest znacznie piękniejszy aniżeli sipo znalezione w lesie.
 Obcy senhor twierdzi przeciwnie!  broni się Pazio.
69
 Bo obcy senhor nie zna się na rzeczy. Dawniej wiązaliśmy za pomocą sipo, ale teraz
używamy sznurka, bo jest ładniejszy.
 Senhor chciałby mieć pochwę wiązaną dawniejszym sposobem.
Niewiasta chmurzy się. Bezwiednie pociera ręką o rękę. W zrenicach jej maluje się żal i
upór.
 Nie zrobię inaczej!  oświadcza stanowczo.
Pazio widzi, że rozmowa przybiera zwrot zgoła niepożądany, i chcąc znalezć jakieś
wyjście proponuje kapito-nowej w najlepszej wierze hojną zapłatę, skoro zamieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • thierry.pev.pl
  •